Mistrzostwa Świata w piłce nożnej zawsze odbywały się trochę obok Stanów Zjednoczonych. Może poza rokiem 1994, kiedy po prostu rozegrano je w USA. W końcu angielski futbol, a po amerykańsku/kanadyjsku soccer, ustępuje popularnością futbolowi amerykańskiemu, baseballowi, koszykówce czy hokejowi na lodzie. Jeśli ktoś uważa inaczej, niech zapozna się z dochodami z transmisji telewizyjnych lig NFL, MLB, NBA, NHL i MLS. Idące za widzem pieniądze mówią wszystko.
Ale piłkarski mundial (w USA także kobiecy, bo Amerykanki są w tym sporcie potęgą, w odróżnieniu od panów) zawsze jest okazją do przebicia się światowej piłki na główne anteny i do mediów społecznościowych. To czas wzrostu zainteresowania dyscypliną sportu, którą pasjonuje się reszta świata. Dla Polaków w USA to także okazja do kibicowania dwóm drużynom – polskiej i amerykańskiej. W tym roku, po raz pierwszy chyba w historii piłki nożnej, obie reprezentacje przeszły do fazy pucharowej na tej samej imprezie. (Nad stylem, w jakim zrobili to Biało-Czerwoni spuśćmy litościwie zasłonę milczenia). Nawiasem mówiąc, ciężar gatunkowy kolejnych przeciwników zarówno Polski (Francja), jak i Stanów Zjednoczonych (Holandia) nie napawa optymizmem, jeśli chodzi o perspektywę dalszego awansu. Ale prawdziwy kibic nigdy nie traci nadziei.
Na tym mundialu od początku nie dało się uciec od polityki. Zaczęło się od samej obecności Polski na imprezie. Piłkarze z orłami na koszulkach mieli przecież grać w barażach z Rosją. Po ataku na Ukrainę solidarnie zadeklarowali, że niezależnie od decyzji FIFA nie wybiegną na boisko z futbolistami reprezentującymi agresora. Ostatecznie Rosja została wykluczona z międzynarodowych rozgrywek, a Polacy wygrali decydujący o awansie mecz ze Szwecją, ale w momencie podejmowania decyzji o bojkocie nie było to oczywiste. FIFA w przeszłości potrafiła ignorować tego rodzaju protesty i przyznawać walkowery.
Jeśli mowa o polityce (i pieniądzach), można cofnąć się jeszcze głębiej i wrócić do decyzji FIFA o przyznaniu organizacji finałów mistrzostw świata Rosji (2018) i Katarowi (2022) w atmosferze korupcji, politycznych nacisków i wielkich pieniędzy. Wiele też było krytyki dotyczącej uginania się światowej federacji przed warunkami postawionymi przez arabskich emirów. Mundial zorganizowano w zupełnie nietypowej porze, w czasie trwania rozgrywek ligowych, bo tylko w tym okresie panują w rejonie Zatoki Perskiej w miarę znośne warunki atmosferyczne do kopania piłki na światowym poziomie. Z Kataru napływały wiadomości o naruszaniu praw człowieka i wyzysku imigrantów zatrudnianych przy budowie stadionów. Na sam koniec emirowie postawili FIFA przed faktem dokonanym i tuż przed startem mundialu zabronili sprzedaży piwa na stadionach. Na wszelki wypadek federacja zabroniła też kapitanom drużyn noszenia opasek w kolorach narodowych Ukrainy albo opasek „One Love” mających przypominać o prawach społeczności LGBT+ pod groźbą otrzymania zielonej kartki. O tym, że coś jest nie tak, przypominają jeszcze piłkarze Niemiec zatykający sobie usta oraz klękający futboliści Anglii. Co jakiś czas, mimo surowych kontroli, przez boiska przebiegają aktywiści, przerywając mecze. Kamery starają się ich nie pokazywać, ale jeden ze sfotografowanych delikwentów swoim strojem i napisami na koszulce postarał się, aby jednocześnie przypomnieć o losie cierpiącej Ukrainy, prawach LGBT+ i losie kobiet w Iranie.
Tego rodzaju gesty pokazują, że polityka nie kończy się wraz z wybiegnięciem 22 piłkarzy na boisko i nie zostaje poza stadionem. Jeszcze dobitniejszym potwierdzeniem, że w futbolu nie chodzi tylko o czystą rywalizację, było spotkanie USA z Iranem. Medialna oprawa i komentarze polityków sprawiły, że pojedynek pokazywano jako makiaweliczne starcie dobra ze złem. Do tego zakończone happy endem, bo Amerykanie odesłali Persów do domu, o czym zresztą z dumą poinformował swoich obywateli sam prezydent Joe Biden. Rzeczywistość – chyba na szczęście – okazała się trochę bardziej skomplikowana, bo przecież w Iranie trwają w tej chwili antyrządowe protesty, które wsparli piłkarze tego kraju. A mimo zaciętej walki na samym boisku na trybunach Amerykanie i Irańczycy zrobili sobie wspólne święto kibiców. Można?
Przed nami jeszcze dwa tygodnie mundialu i piłki nożnej na najwyższym poziomie. Oby polityki na boisku było mniej niż kontrowersji związanych z użyciem systemu VAR przy decydowaniu o rzutach karnych. Na szczęście za cztery lata mistrzostwa organizują wspólnie Stany Zjednoczone, Meksyk i Kanada, więc jest nadzieja na to, że jeśli będą protesty, to będą dotyczyły zupełnie innych spraw niż w Katarze. Będzie to miły przerywnik, bo o organizację mistrzostw w 2030 roku stara się Arabia Saudyjska. A znając głębokość kieszeni arabskich szejków, ma ona w FIFA bardzo duże szanse.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.