Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 02:33
Reklama KD Market

Twitter 2.0, czyli o braku wyczucia nowych czasów

Twitter, platforma z 237 milionami użytkowników, ulubione narzędzie komunikacji polityków, może przestać istnieć. To „zasługa” jego nowego właściciela Elona Muska oraz… koronawirusa, a właściwie zmian, jakich pandemia dokonała na rynku pracy. 

Od kilku dni świat ze zdumieniem śledzi zmiany w Twitterze, jednej ze sztandarowych firm ery mediów społecznościowych. Nowy właściciel Elon Musk (który kontroluje także Teslę czy SpaceX) zaczął wprowadzać swój plan „hardcorowego” Twittera albo Twittera 2.0.  Kryzys w Twitterze został spotęgowany przez rewolucję, jakiej dokonała pandemia. COVID-19 przeorał rynek pracy w sposób dużo głębszy, niż to można było sobie wyobrazić, co Elon Musk odczuł boleśnie na własnej skórze, już tracąc miliardy dolarów. 

I z danych statystycznych, i z moich osobistych doświadczeń wynika, że zmiany na rynku pracy były dużo głębsze w USA niż w dużo bardziej uregulowanej Europie. W Stanach już po pandemii dużo więcej firm pozwala pracownikom na pracę z domu lub w trybie hybrydowym, przynajmniej w tych zawodach, które na to pozwalają. Na Starym Kontynencie, z bardziej restrykcyjnym (także dla pracodawców) rynkiem pracy, szybciej wrócono do business as usual, choć także nie brakuje przedsiębiorstw zostawiających zatrudnionym swobodę wyboru miejsca pracy. Z raportu University of Chicago, Instituto Tecnológico Autónomo de México, Massachusetts Institute of Technology oraz Stanford University, a więc prestiżowych placówek naukowych, wynika, że osoby szukające dziś zatrudnienia najbardziej cenią sobie elastyczność pracy. Oczywiście trudno wyobrazić sobie taką organizację pracy na taśmach produkcyjnych Tesli, ale już w przypadku spółek technologicznych zajmujących się rozwiązaniami software’owymi to zupełnie inna historia. Oprócz zawodów związanych z programowaniem czy obsługą stron i aplikacji internetowych w domu można wykonywać prace w takich dziedzinach jak finanse, marketing, komunikacja i dziennikarstwo, public relations, human resources, obsługa sektora służby zdrowia czy reklama. 

A to tylko kilka przykładów. Zoom, Google Drive, Slack, Skype i inne komunikatory okazały się wystarczającymi kanałami komunikacji, aby wykonywana w domu praca była efektywna. Tym bardziej, że pomimo groźby recesji i wychładzania gospodarki przez walczący z inflacją bank centralny (Federal Reserve) sytuacja na rynku pracy jest wciąż dobra. (Co zresztą nie przestaje dziwić ekonomistów). 

Tego wszystkiego nie wziął najwyraźniej pod uwagę Elon Musk, zabierając się za czystkę w Twitterze i próbując zmobilizować pozostałych pracowników do większego wysiłku oraz do powrotu do biur. Najpierw zwolnił połowę personelu, a zaplanowane porządki zamieniły się jednak w chaotyczny exodus setek pozostałych pracowników, którzy odmówili przyciśnięcia magicznego guzika „Tak”, aby zgodzić się na udział w budowie nowego medium. Brak decyzji wiązał się z automatycznym odejściem z pracy z trzymiesięczną odprawą. Około 1000 pracowników już odchudzonego Twittera zagłosowało nogami. Z firmy zwolnił się nawet cały dział personalny, co w praktyce uniemożliwia przeprocesowanie zwolnień i wypłat. 

Nad funkcjonowaniem medium społecznościowego zawisły czarne chmury. O tym, co się ukazuje na Twitterze, decydują nie tylko użytkownicy, ale także moderujące algorytmy, które wymagają ciągłych korekt. Bez ich sprawnego funkcjonowania platforma społecznościowa zamienia się w rynsztok. To właśnie grozi Twitterowi pozbawionemu inżynieryjnej kontroli. Nie mówiąc już o technicznych aspektach codziennego funkcjonowania platformy. Systemy mogą zawieść już podczas zaczynających się mistrzostw świata w piłce nożnej, bo tego rodzaju wydarzenia zawsze generują większy ruch w sieci. 

Ze sprawy Twittera próbuje robić się problem polityczny, bo Musk, sam określający się jako umiarkowany wyborca, poparł republikańskich kandydatów w tegorocznych wyborach. Konserwatywny kanał Fox News uznał decyzje nowego właściciela platformy za przejaw leseferyzmu i triumf mechanizmów wolnorynkowych. Pochwalił też przywróceniem do życia kilku kontrowersyjnych kont, z byłym prezydentem Donaldem Trumpem na czele (na liście znaleźli się także Kathy Griffin, Jordan Peterson czy prawicowy portal satyryczny Babylon Bee), jako przejaw wolności słowa. Liberalne media piszą z kolei o sytuacji osób zwalnianych lub zwalniających się z pracy, nagłaśniając liczne wypadki wycofywania się ogłoszeniodawców, którzy odgrywają kluczową rolę w modelu biznesowym spółki (90 proc. przychodów). Coraz częściej mówi się nawet o możliwości upadku Twittera, choć na pewno nie jest to przesądzone. 

Gdyby jednak tak się stało, wcale nie będę odczuwać schadenfreude. Elon Musk ma prawo do robienia z własnymi pieniędzmi, co chce, ale medium, które przejął, odgrywa istotną rolę społeczną. Ewentualne zniknięcie Twittera spowodowane przez decyzje i błędy jednej osoby będzie dużą stratą dla całego świata, choć komunikowanie się za pomocą krótkich „ćwierknięć” ma także wiele wad. Inną lekcją, jaką odbieramy, jest to, że wolny rynek nie oznacza pełnej kontroli pracodawcy nad pracownikami. W świecie at will employment zatrudniony nie zawsze stoi na słabszej pozycji. Moment, który wybrał Musk, okazał się dla niego i całego Twittera mocno niefortunny. Świat pracy mocno się zmienił i z pracodawcą można negocjować. Tym wszystkim, którzy muszą pracować w piątek po Święcie Dziękczynienia wypada więc życzyć, aby ich boss dał zgodę na pracę z domu. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama