Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 02:49
Reklama KD Market

Dotknięcie wojny

Okolice Chłopiatynia i Dołhobycza. Na lessowych, żyznych wzgórzach króluje rolnictwo. To przecież spichlerz Polski, a zarazem jeden z najbardziej zapomnianych zakątków Lubelszczyzny. W wioskach spotyka się na przemian cerkwie, na przemian katolickie świątynie. A w Chłopiatyniu, tuż przy posterunku Straży Granicznej postawiono dla turystów 20-metrową wieżę widokową. W pogodny dzień można zobaczyć cerkwie i kopalnie po ukraińskiej stronie i biegnący przez oba kraje odległy o 40 km wał Roztocza. W dni o szczególnie wyostrzonej widoczności fotografom udało się uchwycić nawet wieże odległego o 70 km Lwowa. Mnie się to nie udało, gdy zwiedzałem kilka miesięcy temu te okolice, choć na piękną pogodę nie mogłem narzekać. Stąd wszędzie daleko – zarówno do stolicy województwa w Lublinie, jak i do położonego w starej Galicji Przemyśla jest ponad 150 km. 

Za Chłopiatynem a Dołhobyczem, siedem kilometrów wgłąb Polski, leży wieś Przewodów. To tam właśnie przyszła wojna. W miejsce, o którego istnieniu nikt nie pamiętał, uderzył pocisk ze wschodu. W wyniku wybuchu rakiety, sowieckiej jeszcze produkcji, zginęło dwóch polskich rolników. Wszystko wskazuje na to, że doszło do wybuchu ukraińskiej rakiety ziemia-powietrze, której zadaniem było strącenie jednego z rosyjskich pocisków. Tego dnia Kreml wystrzelił ich bardzo wiele.  

Wybuch w Przewodowie postawił w stan gotowości nie tylko Polskę, ale też cały świat. Celowy atak na kraj NATO mógł uruchomić mechanizmy obronne sojuszu. Perspektywa przeniesienia wojny na terytorium RP była na tyle poważna, że doszło do błyskawicznych konsultacji wśród sojuszników. Na rynkach walutowych błyskawicznie zaczęła słabnąć złotówka. Rosyjski ambasador został w trybie pilnym wezwany do polskiego MSZ. 

Potem przyszło uspokojenie. Wiadomość o tym, że za eksplozję może być odpowiedzialna ukraińska obrona przeciwlotnicza, utrudniła dalszą eskalację konfliktu. W porównaniu z alternatywą – rosyjskim celowym atakiem na państwo członkowskie Paktu Północnoatlantyckiego było to wyjaśnienie, które zapobiegało bezpośredniemu zaangażowaniu NATO w konflikt. 

Do tej pory w Polsce wojna w Ukrainie sprowadzała się do inflacji i obecności ukraińskich uchodźców. Gdzieś przy granicy można było usłyszeć odgłosy eksplozji po drugiej stronie granicy. Tak było po ataku na bazę wojskową w Jaworowie, w pierwszych dniach inwazji. Ale szczątki rakiet lądowały już w Mołdawii. Eksperci od wojskowości dziwili się nawet, że do podobnych incydentów nie dochodziło w Polsce, zwłaszcza w dniach, gdy Rosja przeprowadzała zmasowane ataki na infrastrukturę krytyczną Ukrainy. Tak było i we wtorek, kiedy Kreml wystrzelił prawie 100 rakiet wartych około miliarda dolarów, uderzając przede wszystkim w infrastrukturę energetyczną kraju. Kijów odpowiedział własną obroną przeciwlotniczą i tym razem rakiety doleciały do Polski. 

Jeszcze nie wybrzmiały dobrze wstępne ustalenia śledztwa ws. eksplozji, a internet zapełnił się antyukraińskimi wpisami. Rosyjskie trolle, wspierane przez rodzimych pożytecznych idiotów, zaczęły wykorzystywać fakt, że na Polskę spadły rakiety ukraińskiej obrony przeciwlotniczej do wzbudzania niechęci wobec wschodnich sąsiadów. Przypominano, że konflikt rosyjsko-ukraiński to nie „nasza” wojna i że Ukraińcy stanowczo dementują, jakoby to ich pocisk miał uderzyć w terytorium RP.

Nie wolno zapomnieć, że za tragedię w Przewodowie odpowiada przede wszystkim Rosja, która już dziewiąty miesiąc prowadzi brutalną, niewypowiedzianą wojnę ze swoim sąsiadem. Kreml z pewnością wykorzysta sytuację do podsycania nastrojów anytukraińskich, aby w dalszym ciągu rozbijać jedność wśród sojuszników. W tej sytuacji o Przewodowie media szybko zapomną. Życia polskim obywatelom nikt już nie zwróci, ale warto by było oddać im należny hołd.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama