Teorie spiskowe bywają różne, choć zwykle łączy je zgrabnie wątek totalnej głupoty. Najnowsza obsesja zwolenników spiskowej teorii dziejów w żadnych normalnych parametrach głupoty się jednak nie mieści, co jest faktem pesymistycznym. Jeszcze kilka lat temu doniesienia na ten temat potraktowałbym jako primaaprilisowy żart, ale dziś wszystko jest możliwe, co jest zjawiskiem smutnym.
Przed kilkoma tygodniami w jednym z odcinków podcastu „The Joe Rogan Experience” w serwisie Spotify gospodarz Joe Rogan powiedział byłej kandydatce prezydenckiej Tulsi Gabbard, że w szkole, w której pracowała żona jego przyjaciela, zainstalowano kuwetę dla kota, czyli litterbox. Miało to być ustępstwo na rzecz dziewczynki, która identyfikuje się jako zwierzę, a konkretnie jako kot. Dziecko to miało załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne w kuwecie – mam nadzieję, że na długiej przerwie.
Klip z tej dyskusji szybko zaczął krążyć w mediach społecznościowych. Rogan nie podał nazwy szkoły ani też nie zaprezentował żadnych dowodów na prawdziwość tego, co mówił. Jednak w świecie alternatywnych, szurniętych rzeczywistości dowody są zwykle całkowicie zbyteczne. Wystarczy coś tam zasugerować, coś bąknąć pod nosem, okrasić wstępem typu „liczni ludzie mówią, że...” i sprawa załatwiona.
Nieco później podczas obiadu dla republikańskich kobiet w powiecie Mesa w stanie Kolorado kongresmenka Lauren Boebert, której kontakt z realiami jest bardzo ulotny, ostrzegła, że nauczyciele „umieszczają w szkołach kuwety dla uczniów, którzy identyfikują się jako koty”. Kandydat na gubernatora Minnesoty, Scott Jensen, zapytał w czasie swojej kampanii wyborczej: – Dlaczego w niektórych okręgach szkolnych mamy kuwety, by dzieci mogły do nich sikać, ponieważ identyfikują się jako futrzaki? A w Kolorado kandydatka na gubernatora, Heidi Ganahl, nalegała w kilku niedawnych wywiadach, że uczniowie przebierają się za koty, zakłócając zajęcia. Twierdziła też, że niektóre dzieci komunikują się z otoczeniem tylko szczekaniem i syczeniem.
W skali całego kraju co najmniej 20 kandydatów w wyborach różnego szczebla twierdziło, iż szkoły podstawowe umieszczają kuwety w klasach lub robią inne udogodnienia dla uczniów, którzy identyfikują się jako Mruczusie. Wprawdzie każdy okręg szkolny, który został wymieniony przez tych 20 polityków, zaprzeczył tym doniesieniom, ale to bez znaczenia, gdyż wszystko to zaczęło żyć własnym życiem wśród rosnącej liczby co bardziej stukniętych komentatorów politycznych i oszołomów wszelkiej maści.
Prawdą jest to, że w ubiegłym roku w Meade County High School w Kentucky część uczniów zaczęła się identyfikować jako koty i inne zwierzęta. Licealiści przychodzili na zajęcia z doczepionymi kocimi uszami, ogonami i w specjalnym makijażu. Był to jednak krótkotrwały wygłup starszej wiekiem młodzieży, który nie zaowocował umieszczaniem w klasach kuwet lub innych kocich parafernaliów, np. szorstkich słupów do masowania sobie pseudokocich pleców. Jednak przy okazji tego incydentu w prasie można było przeczytać: „Coraz częściej młodzi ludzie traktują przebieranie się za zwierzęta zupełnie poważnie i uważają możliwość wybrania sobie gatunku fauny za tak samo logiczną jak możliwość wybrania sobie płci”. No i tu jest pies pogrzebany, a być może nawet kot.
W obecnej fali fałszywych doniesień o kocich kuwetach w klasach chodzi przede wszystkim o to, by ostrzegać ludzi, że przyznanie uczniom prawa do samoidentyfikacji płciowej spowoduje, iż sztubaki pójdą na całość i zaczną się utożsamiać ze zwierzętami, ławkami, tablicami, kredkami, piórnikami, socjalistami, rowerzystami, etc. Gdyby zatem okazało się, że na lekcjach w ławach szkolnych rzeczywiście zasiadają koty, psy, myszy i orangutany, byłby to dla niektórych dowód, że młodzieży LGBTQ żadne prawa się nie należą, gdyż są z gruntu niebezpieczne.
W USA jest jedna szkoła w Kolorado, która począwszy od 2017 roku zaopatruje sale lekcyjne w niewielkie ilości „kociego żwiru”, ale jest to część tzw. „wiaderek na wynos”, które zawierają zapasy na wypadek, gdyby uczniowie zostali zamknięci w klasie podczas strzelaniny. W wiaderkach tych znajdują się również cukierki dla uczniów z cukrzycą, mapa szkoły, latarki, chusteczki nawilżane i artykuły pierwszej pomocy. Innymi słowy jest to smutna rzeczywistość amerykańskiej szkoły, która znajduje się w tym samym okręgu co Columbine High School, gdzie przed laty doszło do szokującej masakry. Mimo istnienia tych wiaderek nikt w tej szkole nie identyfikuje się jako kot lub jako inne zwierzę.
Być może amerykańscy spiskowcy powinni się przyjrzeć doświadczeniom w innych krajach. Przed czterema laty na korytarzach szkoły podstawowej w l’Isle-sur-la Sorge koło Awinionu pojawiło się kilka bezdomnych kotów, które zaczęły krążyć po klasach. Dyrekcja placówki twierdzi, że najpierw pojawienie się zwierząt wywołało wśród dzieci sensację, ale z czasem obecność czworonogów zaczęła być postrzegana jako normalna. Dziś w szkole tej jest kilkanaście kotów, a nauczyciele zapewniają, że uczniowie są z tego powodu spokojniejsi – również w czasie przerw – bo dbają o to, by nie straszyć kotów. Rzekomo lepiej się uczą, gdyż wiedzą, że możliwość głaskania tych zwierząt jest nagrodą za poprawne odpowiedzi na pytania pedagogów. Ciekawe, jaka jest kara za odpowiedzi niepoprawne? Zapasy z tygrysem w sali gimnastycznej?
Ja zaś z młodości pamiętam, iż męscy uczniowie mojej szkoły zawsze bardzo pozytywnie reagowali na fakt, że niektóre młode wiekiem nauczycielki identyfikowały się jako kocice. Ale to już zupełnie inna sprawa...
Andrzej Heyduk