Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 09:08
Reklama KD Market

Benefis honorujący Andrzeja Piekarskiego z okazji 65-lecia pracy artystycznej (PODCAST)

Z okazji jubileuszu pracy artystycznej Andrzej Piekarski opowiadał o swojej 65-letniej karierze – począwszy od warszawskich scen i estrad po chicagowskie. Benefis honorujący jubileusz aktora i śpiewaka zorganizowały polonijne środowiska kulturalne.

Z Andrzejem Piekarskim rozmawiał Andrzej Baraniak. Podcast "Dziennika Związkowego" powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM. Zaprasza Joanna Trzos

Popularny w Chicago śpiewak i artysta estradowy Andrzej Piekarski uroczyście celebrował 65-lecie pracy artystycznej. 6 listopada w Art Gallery Kafe w Wood Dale licznie zgromadzona publiczność miała okazję wysłuchać wspomnień bohatera niedzielnego popołudnia oraz obejrzeć występy licznego grona polonijnych artystów, fragmenty filmów oraz programów telewizyjnych z udziałem pana Andrzeja. Były kwiaty, życzenia od koleżanek i kolegów, Kongresu Teatru Polskiego i wydawnictwa Evergreen oraz smakowity tort od Bogny Solak. Benefis zorganizował i prowadził Bogdan Łańko.

– Moje początki scenicznej kariery związane były ze Stowarzyszeniem Miłośników Teatru, które po wojnie prowadzili aktorzy Niewinowski i Nowicki. Oni tę młodzież, która była zainteresowana sztuka teatralną, zachęcali do występów. Efekt był taki, że jak była okazja naboru do zespołu „Warszawa”, zgłosiłem się i jakoś szczęśliwie przeszedłem egzamin. Egzamin słuchu, głosu itd. Tam byli pedagodzy, którzy nas przysposabiali do tego zawodu. Byliśmy uczeni tańca, również towarzyskiego. Jeszcze żył jeden z braci Sobiszewskich, twórców przed wojną słynnej szkoły tańca w Warszawie. On przychodził do nas na lekcje i prowadził zajęcia. Przyszedł czas na premierę. To był rok 1955. Sala Kongresowa w Warszawie. Premierowy występ Zespołu Pieśni i Tańca „Warszawa”, którego twórcą był Tadeusz Sygietyński, ten sam, który stworzył Mazowsze – wspominał Andrzej Piekarski.

Obok zespołu „Warszawa” w początkach swojej kariery artystycznej pan Andrzej najbardziej związany był z Operetką Warszawską, gdzie śpiewał w chórze, chociaż nie brakowało także występów solowych.

– Był taki moment, że można było przejść do opery, ale tam była wymagana szkoła, której ja nie miałem. W związku z tym dostałem się do szkoły muzycznej im. Fryderyka Chopina. Tam niestety mogłem być tylko przez 2 lata, ponieważ w międzyczasie założyłem rodzinę. Urodził się syn i dyrektor szkoły powiedział, że muszę wybrać, albo szkoła, albo praca. Praca zwyciężyła. Ale, jak mówi stare porzekadło, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W roku 1966 powstała Komisja Państwowa, przed którą można było zdawać eksternistycznie egzaminy aktorskie. Zgłosiłem się i zdałem ten egzamin. Dostałem dyplom i uzyskałem tytuł piosenkarza. Przez długie, długie lata pracowałem w tym zawodzie na scenie. Jako piosenkarz, a nie aktor – opowiadał jubilat.

Obok występów estradowych Andrzej Piekarski ma w swoim dorobku artystycznym sporo premier operowych. Do najważniejszych zalicza występy w „Wesołej Wdówce” Lehara, którą reżyserował i dyrygował orkiestrą, znakomity dyrygent, dyrektor Opery Poznańskiej Zdzisław Górzyński. Występując w Operze Objazdowej będącej filią Teatru Wielkiego, zagrał w „Halce” i „Strasznym Dworze” Stanisława Moniuszki, „Carmen” Georgesa Bizeta i kilku innych.

W karierze pana Andrzeja nie brakowało jednak aktorskich epizodów, o których podczas niedzielnego benefisu przypomniały wyemitowane fragmenty filmów archiwalnych z jego udziałem. Występując z „Kapelą Czerniakowską”, uczestniczył w nagraniach scenek rodzajowych folkloru warszawskiego, gdzie trzeba było wykazać się umiejętnościami aktorskimi. W ramach tego cyklu powstało kilka krótkich filmów w reżyserii Grzegorza Dubowskiego ukazujących klimaty powojennej Warszawy. Pan Andrzej grał także z kapelą „Na Chmielnej”, w której występowało pięciu muzyków jeszcze sprzed wojny.

– Pracując z kolegą w Estradzie Stołecznej, żeśmy ich zwerbowali do wspólnych występów. Zaproponowaliśmy dyrekcji, żeby tę uliczną orkiestrę pokazać całej Polsce, a nie tylko, żeby grali i śpiewali na ulicach Warszawy. Dyrekcja się zgodziła i zrobiliśmy fajny program, który obejrzał pan Henryk Michalski, impresario z Nowego Jorku, który sprowadzał polskich artystów do Stanów Zjednoczonych. Zaproponował, że chętnie nas zaprosi, jeśli dopracujemy jeszcze kilka szczegółów. W międzyczasie pracowałem jeszcze z Orkiestrą Feliksa Dzierżanowskiego, która swoją karierę artystyczną rozpoczynała również przed wojną. Grało w nim sporo muzyków od Stefana Rachonia. To był rok 1970. W składzie była słynna Barbara Bittnerówna i Witold Gruca, para tancerzy o sławie międzynarodowej. Był też znakomity tenor Franciszek Arno i Hanna Rutkowska, która później uległa takiemu samemu wypadkowi jak Anna German. Ten program prowadził wtedy Zbigniew Korpolewski, dyrektor Teatru „Syrena”. Ja również byłem w tym składzie. Odbyliśmy wspaniałą podróż Stefanem Batorym do Nowego Jorku, to była osobna radość i przeżycie wielkiej przygody. To był ten przysłowiowy pierwszy raz, ale były i następne. W roku 1979 Henryk Michalski zaprosił do USA Rewię. W programie była Kapela Czerniakowska, duet Framerowie, czyli Zofia Szumer i Zbigniew Frankiewicz, Jacek Lech, Stenia Kozłowska, Tadeusz Drozda i ja. To był drugi mój przyjazd do Ameryki – wspominał pan Andrzej.

Nastał stan wojenny. Życie artystyczne w Polsce praktycznie zamarło, nie wolno było grać, wyświetlać filmów. Po jego zawieszeniu przyjechał do Warszawy popularny w Chicago impresario Jan Wojewódka. Zobaczył „Kapelę Czerniakowską” i zaprosił artystów po raz trzeci na kontynent amerykański. To był rok 1983. Występy z dużym aplauzem były przyjmowane przez polonijna publiczność najpierw w Kanadzie, a później w kilku ośrodkach polonijnych na terenie USA. Oczywiście w programie nie mogło zabraknąć Wietrznego Miasta.

– Wtedy zdecydowaliśmy z żoną, że przedłużymy nasz pobyt o miesiąc, góra dwa. Popracujemy i pojedziemy z powrotem do Polski. Wielu było takich jak my, którzy planowali, że będą 2, 3 miesiące, a zostali na lata. Nam z żoną w przyszłym roku stuknie czterdziestka. Nie żałujemy, bo dostaliśmy się do „Teatru Refrena”. Dla mnie był to ogromny zaszczyt, że mogłem z tym zespołem pracować i być. Później przyszedł czas na Kabaret Bocian i tak jest do tej pory.

Na emigracji obok występów estradowych, które bardziej trzeba traktować jako hobby niż szansę na utrzymanie, pan Andrzej podejmował pracę zarobkową w różnego rodzaju zakładach zajmujących się wytwórstwem wyrobów metalowych. Będąc już na zawodowej emeryturze wraz z żoną Lilianą Para-Piekarską, również śpiewaczką i artystką estradową, postanowili w 2008 roku wyjechać do Polski. Jednak po 4 latach pobytu nad Wisłą zdecydowali się na powrót do Chicago, gdzie mieszka ich córka Agata i wnuczęta Ewa i Kubuś. W Polsce natomiast pozostał syn jubilata z pierwszego małżeństwa, Adam, który jest gitarzystą.Tekst i zdjęcia: Andrzej Baraniak/NEWSRP


DSC_1717

DSC_1717

DSC_1706

DSC_1706

DSC_1693

DSC_1693

DSC_1684

DSC_1684

DSC_1681

DSC_1681

DSC_1671

DSC_1671

DSC_1646

DSC_1646

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama