Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 10:33
Reklama KD Market
Reklama

Ludzie piorunochrony

Wydawałoby się, że przeżycie uderzenia pioruna graniczy z cudem. W ciągu mikrosekundy przez ciało człowieka przepływa 300 milionów woltów. Wyładowanie elektryczne jest tak potężne, że może ogrzać otaczające powietrze do temperatury pięciokrotnie wyższej niż temperatura Słońca, osiągając maksymalnie około 50.000 stopni Fahrenheita. Na zdrowy rozum powinniśmy spalić się od środka. Tymczasem 90 procent ofiar przeżywa. Niektórzy nawet kilka uderzeń...

Traumatyczne przeżycia

Co roku na Stany Zjednoczone spada około 40 milionów piorunów. Za każdym razem prawdopodobieństwo trafienia człowieka jest mniejsze niż 1 do miliona. Statystycznie łatwiej jest wygrać w Lotto. Gdyby błyskawica przynosiła pieniądze, sławna bizneswoman Martha Stewart byłaby jeszcze bogatsza. Piorun trafił ją już trzy razy, w tym dwa, gdy była wewnątrz domu.

– Opierałam się o żeliwny zlew. Zobaczyłam błyskawicę na rurze w ogrodzie. Potem przeszła przez kran z wodą, uderzyła mnie w brzuch i rzuciła na podłogę. Mój były mąż odnalazł mnie nieprzytomną – wspominała w wywiadach. Innym razem piorun wpadł przez jej okno. – Jeśli coś cię nie zabije, myślę, że to dla ciebie dobre! – żartowała potem w wywiadach, przyznając, że samo przeżycie było traumatyczne.

Ta celebrytka o polskich korzeniach nie jest rekordzistką. Roya Sullivana, strażnika w Parku Narodowym Shenandoah w Wirginii nie bez powodu nazwano „ludzkim piorunochronem”. Między 1942 a 1977 rokiem przeżył siedem uderzeń. Po raz pierwszy, gdy schronił się przed burzą w wieży widokowej parku. Błyskawica wypaliła wtedy pas wzdłuż jego prawej nogi, doszła do palca i zrobiła dziurę w bucie. W 1969 roku przez kolejne uderzenie Sullivan stracił brwi. Potem był 1970, 1972, 1973 i 1976 rok. Po raz ostatni, w 1977 roku, podczas wędkowania piorun trafił go prosto w głowę, podpalił włosy, spalił klatkę piersiową i brzuch.

Ale to do Alexandra Mandona należy prawdopodobnie rekord częstotliwości. W ciągu sześciu miesięcy ten kolumbijski żołnierz uderzony został przez piorun cztery razy. Po pierwszych trzech przypadkach Mandon był tak słaby, że zwolniono go z wojska i odesłano do domu. Tam wkrótce błyskawica uderzyła go po raz czwarty i mężczyzna całkiem zapadł na zdrowiu. Lekarz Aleksandra nakazał zakopać go na dwie godziny z głową wystającą z ziemi. Grunt miał wchłonąć prąd elektryczny biegnący ponoć przez jego ciało. Wątpliwa kuracja nie przyniosła efektów, gdyż, jak twierdził medyk, żołnierza zakopano na leżąco, zamiast na stojąco.

Tatuaż z nieba

Piorun uderzający w ciało zachowuje się jak wąż strażacki skierowany na wiadro. Do środka dostaje się tylko niewielka ilość, większość „rozpryskuje” się wokół. Prąd błyskawicznie przechodzi przez tkankę i zaburza wszystkie systemy elektryczne organizmu. Głównie ten, który kontroluje serce. Dlatego najczęstszą przyczyną śmierci ofiary jest zawał. Uszkodzenia mózgu spowodowane urazem wywołanym przez falę uderzeniową są również powszechne. Nerwy nie są przyzwyczajone do tego, że przechodzi przez nie taka ilość energii elektrycznej. Po wypadku może rozpocząć się wiele przewlekłych problemów zdrowotnych, w tym bóle mięśni, bóle głowy, nudności. Niektóre osoby doświadczają utraty pamięci, mają problem z koncentracją, a nawet cierpią na depresję.

Bob Edward z Północnej Karoliny, którego piorun trafił trzy razy, w tym dwa razy na tej samej drodze, stracił przytomność trzykrotnie. Przez długi czas miał problemy z pamięcią, wzrokiem i czuł metaliczny posmak w ustach. Zdiagnozowano u niego również zespół stresu pourazowego. Przez swój stan stracił pracę.

Ciekawostką jest to, że na ciele ofiar często pojawia się misterna sieć blizn, która przypomina kształtem samą błyskawicę. Figura Lichtenberga, jak ją nazwano, znika w ciągu kilku dni. Z nieznanych przyczyn.

Teoria przyciągania

Czy ciało niektórych ludzi jest magnesem dla wyładowań elektrycznych? Po trzecim razie Roy Sullivan uwierzył, że siły natury sprzysięgły się przeciwko niemu. Zaczął więc uciekać na widok każdej ciemniejsze chmury. – Po prostu przyciągam elektryczność. Jestem taka potężna – żartowała tymczasem Martha Steward. Wiele ofiar wielokrotnego uderzenia wierzy, że ich ciała są żywymi piorunochronami.

– Jestem jak naładowana bateria. Moje włosy, ubranie, wszystko jest ciągle naelektryzowane. Kiedy dotykam powierzchni, kopie mnie prąd. Jak to wytłumaczyć? – zastanawiała się 84-letnia Christine Moody, emerytowana księgowa z Wielkiej Brytanii. Przeżyła już cztery trafienia piorunem. Po raz pierwszy w 1980 roku, gdy piła herbatę w hotelu, przyglądając się burzy za oknem. Po raz drugi – na pogrzebie koleżanki, gdy wychodziła z krematorium. Potem na głównej ulicy, a w 2004 roku nawet we własnym w łóżku.

– Ostatni raz był najgorszy. Obudziłam się nagle i nie mogłam się ruszyć – wspominała. Dziś, kiedy nadchodzi burza, Christine zakłada parę butów na gumowej podeszwie, zabiera zapas jedzenia i zamyka się w samochodzie zaparkowanym w garażu z kamiennymi ścianami. Wierzy, że jej ciało jest jednym wielkim polem magnetycznym.

Teoria tzw. przewodników, czyli ludzi przyciągających wyładowania elektryczne, jest jak na razie jedynie czystą spekulacją. Zdaniem naukowców to po prostu niemożliwe. Nikt nie przyciąga piorunów, a ciało nie ma wpływu na ich występowanie – zapewniają uczeni. Po uderzeniu człowiek nie pozostaje naelektryzowany. Dlatego można od razu wykonać na takiej osobie CPR. To okoliczności, w których się znajdujemy, zwiększają szansę na uderzenie piorunem. Przypadki wielokrotnych trafień nie są więc efektem przyciągania, tylko feralnym zbiegiem okoliczności. Ludzie narażają się na niebezpieczeństwo, znajdując się w nieodpowiednim miejscu podczas burzy.

Zwolennicy teorii „ludzi piorunochronów”, upierają się jednak przy swoim. Ich zdaniem nie ma jednoznacznego dowodu na jej wykluczenie, ponieważ nie przeprowadzono odpowiednich eksperymentów. Jest za to dowód, że na szansę stania się ofiarą błyskawicy wpływa płeć. Mężczyźni, jak wynika ze statystyk, narażeni są cztery razy bardziej na uderzenie. Panowie stanowią 84 proc. zabitych przez pioruny i 82 proc. ponoszących obrażenia. Czy ma na to wpływ wyższy poziom testosteronu?

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama