Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 10:37
Reklama KD Market
Reklama

Dług honorowy

7. Eskadra Myśliwska odegrała ważną rolę w pierwszych latach istnienia II Rzeczypospolitej. A przy tym umocniła więzi między Polską a Ameryką. Na lotnisku w Rakowicach pod Krakowem, 7 listopada 1918 roku – na kilka dni przed oficjalnym odzyskaniem przez Polskę niepodległości – Polacy rozpoczęli formowanie swoich pierwszych dwóch eskadr lotniczych. W ich skład weszła 7. Eskadra, która przeszła do historii jako Eskadra Kościuszkowska...

Bohaterstwo Polaków

Wiosna 1919 roku była przełomowym momentem w jej historii. Młody amerykański pilot Merian Cooper przebywał w tym czasie w Polsce jako członek American Relief Administration, amerykańskiej misji humanitarnej. Był on praprawnukiem Johna Coopera, przyjaciela Kazimierza Pułaskiego i jego towarzysza broni w bitwie pod Savannah. To właśnie John zabrał śmiertelnie rannego Pułaskiego z pola walki. Po śmierci przyjaciela obiecał sobie, że spłaci dług, jaki Amerykanie zaciągnęli u Polaków walczących o amerykańską niepodległość.

Wychowywany w duchu i pamięci braterstwa polsko-amerykańskiego, Merian nie wahał się przed udaniem na front po wybuchu I wojny światowej. Trafił do Lwowa, gdzie był świadkiem zaciętej obrony miasta. Ogromne wrażenie zrobiła na nim odwaga i poświęcenie polskich żołnierzy i ludności cywilnej. Bohaterstwo Polaków, o którym przez całą młodość słyszał w domu rodzinnym, nagle nabrało zupełnie innego wymiaru.

Uważał, że powinien dotrzymać słowa danego 140 lat wcześniej przez jego prapradziadka Johna i spłacić dług honorowy, jaki Ameryka miała wobec Polski. „Codziennie smuci mnie, że tak mało robię dla sprawy polskiej wolności, gdy Pułaski tyle dla nas zrobił” – pisał w tamtym czasie Cooper do ojca.

W maju 1919 roku Cooper spotkał się z Józefem Piłsudskim. Zaproponował zebranie grupy amerykańskich pilotów, z których wielu wciąż było obecnych w powojennej Europie i przekonanie ich do przyłączenia się do walki w spodziewanym konflikcie z bolszewikami. Piłsudski nie był początkowo zachwycony pomysłem włączenia obcokrajowców do polskiej armii, jednak z czasem wyraził zgodę. Generał Tadeusz Rozwadowski, który znał kapitana Coopera ze Lwowa, entuzjastycznie wsparł projekt, podobnie jak ówczesny premier Ignacy Jan Paderewski.

Brawura pilotów

Po uzyskaniu zgody polskich władz Merian wyjechał do Paryża i rozpoczął rekrutację ochotników. Początkowo udało mu się zwerbować grupę siedmiu amerykańskich pilotów oraz jednego Belga. W październiku, tuż przed wyjazdem na front, dołączyło do nich jeszcze trzech Amerykanów oraz pięciu doświadczonych polskich pilotów. W sumie przez cały okres w jednostce służyło 21 pilotów zza oceanu. Dowództwo nad nową Eskadrą Kościuszkowską objął major Cedric Fauntleroy a Merian Cooper został jego zastępcą.

Amerykanie początkowo wykonywali głównie misje rozpoznawcze i transportowali zaopatrzenie. Jednak bierność nie leżała w naturze dzielnych pilotów, dlatego zwrócili się do władz polskich o zgodę na wzięcie czynnego udziału w walce. Z czasem zaczęli bombardować sowieckie miasta, dworce i pociągi, atakowali również okręty Flotylli Dnieprzańskiej. W sumie przez cały okres walk z bolszewikami eskadra wykonała ponad 400 lotów bojowych.

Amerykanie odznaczali się niezwykłym duchem i odwagą. Choć maszyny, na których latali, pozostawiały wiele do życzenia, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, nie zrezygnowali ze swojej misji. Kabiny samolotów były otwarte, ładunki bomb uzbrajało się na własnych kolanach i zrzucało „na oko”. Możliwa była również awaria mechanizmu synchronizacji, kiedy karabin maszynowy mógł odstrzelić końcówki własnego śmigła.

Świadkowie tamtych wydarzeń opowiadali, że kiedy lotnikom brakowało amunicji, dokonywali niezwykle brawurowych akcji, zniżając lot tak bardzo, aby móc kołami zrzucać rosyjskich jeźdźców z koni. Amerykanie stanowili ogromne wsparcie moralne dla polskich żołnierzy. Ich obecność świadczyła dobitnie o tym, że Polacy nie są osamotnieni w swojej walce.

Walka z bolszewikami

Pod koniec czerwca piloci Siódmej Eskadry wycofali się z frontu na odpoczynek i dla naprawy sprzętu. Podczas tej rekonwalescencji eskadra przyjęła nowych rekrutów, którzy uzupełnili jej stan liczebny i zastąpili tych, którzy nie wrócili z lotów bojowych. W tym czasie kapitan Cooper przejął dowództwo eskadry od majora Fauntleroya.

W połowie lipca otrzymali rozkaz powrotu na front. Jednak kapitanowi Cooperowi nie było przeznaczone wrócić do walki – został zestrzelony podczas lotu powrotnego. Przeżył, ale trafił do niewoli. Po dziewięciu miesiącach udało mu się uciec i wrócić do Polski. To oznaczało jednak koniec jego udziału w samej kampanii. Porucznik Crawford zastąpił Coopera na stanowisku dowódcy eskadry.

Najbardziej intensywnym okresem w działalności Eskadry Kościuszkowskiej były walki o Lwów w lipcu i sierpniu 1920 r. Amerykańscy piloci wykonywali po kilkanaście lotów dziennie, nieustannie atakując przeciwnika i wywierając na niego stałą presję. Przeprowadzili też udane ataki na słynną bolszewicką Pierwszą Armię Kawalerii, znaną również jako Armia Kawalerii Budionnego. Te jednostki konne były dumą bolszewików i zaczęły zadawać ciężkie straty polskim jednostkom, zmuszając je do odwrotu i komplikując strategiczną sytuację na froncie.

„Pomimo zmęczenia amerykańscy piloci walczą jak szaleni. Bez ich pomocy już dawno byłoby po nas” – zauważył polski generał Antoni Listowski. W sierpniu 1920 r., kiedy wojna zbliżała się do decydującego momentu, jakim było polskie zwycięstwo w bitwie warszawskiej, Eskadra Kościuszkowska znów zapisała się w historii. Bohaterscy piloci walnie przyczynili się do zatrzymania Budionnego, dając czas polskim siłom na przegrupowanie. Był to ostatni znaczący wkład dywizjonu w walkę z bolszewikami.

W sumie w 1920 roku w walce o Polskę zginęło trzech amerykańskich pilotów. Wielu innych odniosło rany. Po zakończeniu działań wojennych wszyscy piloci eskadry zostali odznaczeni najwyższymi polskimi odznaczeniami – orderami Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Polska nigdy nie zapomniała o bohaterskich amerykańskich lotnikach i ich pomocy, upamiętniając ich pomnikiem, który do dzisiaj stoi we Lwowie.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama