20 kwietnia 1999 roku o 11.19 rano Rachel Scott i jej przyjaciel Richard Castaldo jedli lunch obok wejścia do szkoły Columbine High School. Obok nich na schodach siedziało jeszcze kilku uczniów. Nagle na parkingu przed szkołą pojawiło się dwóch nastolatków, których znali z widzenia – 18-letni Eric Harris i 17-letni Dylan Klebold. Dylan rzucił coś w ich stronę. Nastąpił niewielki wybuch. Wszyscy myśleli, że to żart, ale wtedy Eric i Dylan wyciągnęli spod prochowców broń i zaczęli strzelać…
Polowanie na kolegów
Rachel zginęła natychmiast, Richard został postrzelony. Zamachowcy skierowali broń w stronę uczniów na schodach, zabijając jednego i raniąc dwóch pozostałych. Siedem kolejnych strzałów zostało oddanych w stronę pięciu uczniów siedzących na trawiastym pagórku przylegającym do schodów. Michael Johnson został trafiony w twarz, nogę i ramię, ale udało mu się uciec. Mark Taylor został postrzelony w klatkę piersiową, ramiona i nogę. Trzej pozostali uciekli.
Kiedy w zasięgu wzroku nie było już nikogo, kogo mogliby zabić, Eric i Dylan weszli do budynku. Strzelali do uczniów oraz nauczycieli i rzucali domowej roboty ładunki wybuchowe. Nie sprawdzali, do kogo strzelają, w tym momencie nikt konkretny nie był ich celem. Od początku było jasne, że chcieli po prostu pozbawić życia jak największą liczbę ludzi w jak najkrótszym czasie.
Kilka minut po rozpoczęciu masakry pod szkołę przybyły pierwsze radiowozy, jednak policja zupełnie nie wiedziała, co robić. Zamiast od razu wezwać oddział SWAT, rozpoczęła chaotyczną wymianę ognia z zamachowcami. Po krótkiej strzelaninie Eric i Dylan wycofali się z powrotem do środka, kierując się do biblioteki. Ukrywało się tam 52 uczniów, dwóch nauczycieli i dwóch bibliotekarzy. Zamachowcy rozpoczęli polowanie na chowających się pod ławkami i za kolumnami kolegów. Spędzili w bibliotece zaledwie siedem i pół minuty, zabijając w tym czasie 10 osób i raniąc 12.
Nikt nie wie, dlaczego nie zabili wszystkich zgromadzonych tam ludzi. W którymś momencie po prostu opuścili bibliotekę i udali się do południowej części szkoły. Po drodze oddali kilka strzałów w składzie odczynników chemicznych i wrzucili tam koktajl Mołotowa, wywołując niewielki pożar. Pokręcili się chwilę po szkole i o 12.00 w południe wrócili do pustej już biblioteki. Kilka minut później obaj popełnili samobójstwo.
Depresja i okrucieństwo
Jak zwykle po tak dramatycznych wydarzeniach wszyscy zadawali sobie pytanie, co pchnęło sprawców do tak brutalnych czynów. Sugerowano, że mógł to być odwet za prześladowanie ze strony rówieśników. Spekulowano, iż może przyczyniły się do tego również brutalne gry komputerowe, których fanem był Eric. Jednak dzienniki pozostawione przez obu chłopców nie pozostawiały wątpliwości – obaj, a szczególnie Eric, po prostu chcieli zabijać.
Eric Harris i Dylan Klebold poznali się w gimnazjum, ale stali się nierozłączni dopiero w połowie szkoły średniej. Uczniowie, którzy ich znali, mówili, że byli dość lubiani. Mieli grupę przyjaciół, z którymi chodzili na mecze futbolowe, kibicując starszemu bratu Erica. Obaj pracowali w lokalnej restauracji „Blackjack Pizza”, cieszącej się dużą popularnością wśród uczniów. Chodzili na randki, bale, spotykali się ze znajomymi. Obaj byli też w szkole obiektem żartów, podobnie jak wielu innych uczniów, jednak Eric i Dylan gorzej znosili kpiny i coraz gorzej odnajdowali się w swoim środowisku. Każdy na swój sposób oddalał się powoli od rówieśników.
Chłopcy nocami wypuszczali się na wycieczki po okolicy, często dopuszczając się aktów wandalizmu – obrzucali domy papierem toaletowym, niszczyli fasady tworząc graffiti i odpalali fajerwerki. Czasami mścili się na dokuczających im kolegach ze szkoły, ale najczęściej robili to po prostu dla zabawy.
Jeden z wieloletnich przyjaciół Erica, Brooks Brown, zauważył w którymś momencie, że wyskoki chłopców stawały się coraz bardziej okrutne. Po Halloween 1997 chwalili mu się, że strzelali do przechodniów z karabinków pneumatycznych. Brooks był zaniepokojony ich zachowaniem, ale nie wydał przyjaciela. Jednak kiedy Eric zniszczył mu samochód po jednej ze sprzeczek, opowiedział jego rodzicom o nocnych wyskokach kolegów.
W styczniu 1998 roku Dylan podszedł do Brooksa w szkole, wręczając mu kartkę papieru z napisanym na niej adresem internetowym. – Myślę, że powinieneś na to spojrzeć wieczorem – stwierdził – i nie możesz powiedzieć Ericowi, że ci to dałem. Na stronie prowadzony był blog, w którym Eric opisywał nocne eskapady z Dylanem i innymi chłopcami. Począwszy od początku 1997 roku wpisy na blogu zaczęły wykazywać pierwsze oznaki gniewu Harrisa wobec społeczeństwa. Pisał o konstruowaniu domowych bomb, zastanawiał się nad produkcją i użyciem napalmu. W jednym z wpisów snuł fantazje na temat zabijania, między innymi Brooksa Browna.
Kiedy rodzice Brooksa dowiedzieli się o tym, natychmiast zadzwonili na policję. Detektyw, z którym rozmawiali, zauważył, że w okolicy znaleziono bomby rurowe i uznał groźby za wystarczająco wiarygodne, żeby napisać formalny raport. Kilka dni później Harris i Klebold zostali aresztowani. Brownowie poczuli ulgę, przekonani, że policja zajęła się problemem. Nie wiedzieli jednak, że chodziło o zupełnie inne przestępstwo – włamanie do samochodu i kradzież narzędzi oraz sprzętu elektronicznego. Z niewyjaśnionego powodu raport policjanta o bombach rurowych nigdy nie trafił na biurko sędziego i nikt nie zarządził przeszukania domu Harrisów. Nikt nie miał pojęcia o arsenale pieczołowicie gromadzonym przez Erica.
Dzienniki morderców
Obaj chłopcy prowadzili dzienniki, do których dotarła policja już po masakrze. Ich zawartość była przerażająca. Eric fantazjował o gwałceniu, zabijaniu, wyrażał też zainteresowanie kanibalizmem. We wpisie z listopada 1998 roku wyznał: „Chcę złapać jakiegoś słabego, małego pierwszoklasistę i rozszarpać go jak pieprzonego wilka, pokazać mu, kto jest bogiem”. Dylan pisał o rosnącej depresji i natrętnych myślach samobójczych. Na rok przed wydarzeniami w szkole w ich głowach zaczął krystalizować się plan masakry, którą nazywali „Dniem Sądu”.
Plan Erica i Dylana zakładał zabicie jak największej liczby ludzi przy pomocy domowej roboty ładunków wybuchowych. Miały one zostać umieszczone w parku nieopodal szkoły, w ich samochodach na parkingu oraz szkolnej stołówce. Sami chłopcy mieli czekać pod szkołą i po wybuchach w szkolnej kafeterii strzelać do wybiegających ze środka uczniów. Gdyby ich plan się powiódł, mogłoby zginąć nawet 600 osób. Broń zdobyli dzięki pomocy starszego kolegi, amunicję zamówili w lokalnym sklepie z bronią. W weekend przed planowanym zamachem zachowywali się zupełnie normalnie. Byli w pracy, a po skończeniu zmiany Dylan razem z grupą przyjaciół poszedł na szkolny bal, Eric natomiast na randkę.
20 kwietnia – w rocznicę urodzin Adolfa Hitlera – obaj chłopcy wyszli z domów przed 5.30 rano, aby skończyć konstruowanie bomb. Jednak nie udało im się prawidłowo podłączyć detonatorów i żadna z bomb nie wybuchła. O 11.19 stało się dla nich jasne, że z planowanego ataku bombowego nic nie wyjdzie. Załadowali więc broń i zaczęli strzelać.
W dniach po masakrze wiele osób wytykało szeryfowi niekompetencję. Zamiast wezwać SWAT, policja tylko ostrzeliwała szkołę aż do momentu, gdy Harris i Klebold popełnili samobójstwo. Uczniowie wykrwawiali się, choć gdyby pomoc nadeszła szybciej, mieli szansę na przeżycie. Rodzice niektórych dzieci nie zostali poinformowani o ich śmierci i dowiedzieli się tego z mediów. Chaos, jaki panował, był bezprecedensowy. Jednak największa bomba wybuchła, kiedy Brooks Brown zaczął publicznie mówić, że zamachu można byłoby uniknąć, gdyby dom Erica Harrisa został przeszukany po jego zgłoszeniu.
Zajęcia w szkole Columbine wznowiono kilka miesięcy później. Jednak co jakiś czas ze strony potencjalnych naśladowców Erica i Dylana pojawiają się groźby kolejnej masakry. Do dziś wiele osób odwiedza szkołę w Columbine w stanie Kolorado. Większość, by oddać hołd ofiarom, ale są i tacy, którzy solidaryzują się z mordercami. Groźba kolejnej strzelaniny jest całkiem realna, dlatego mówi się o tym, że szkołę należy zburzyć i wznieść nową, w innym miejscu. Czas pokaże, czy władze się na to zdecydują, zanim dojdzie do kolejnej tragedii.
Maggie Sawicka