Zbrodnie Tillie Klimek należą do kanonu amerykańskiej kryminologii. Jej nazwisko wymienia się obok nazwisk największych, owianych ponurą sławą zbrodniarzy. W historii Chicago pozostaje morderczynią z największą liczbą ofiar na koncie. Została oskarżona o trucie arszenikiem 20 osób, z których 13 zmarło. Ale jej ofiar mogło być znacznie więcej…
Bigos z arszenikiem
W dzielnicy Chicago Near Northwest Side znana była z tego, że potrafiła przewidzieć śmierć swoich bliskich, śmierć sąsiadów a nawet psów z sąsiedztwa. Podczas procesu sądowego wyszło na jaw jej dziwne zachowanie w sklepie, do którego poszła kupić czarny materiał na suknię. – To na pogrzeb męża – powiedziała obsługującej ją sprzedawczyni. – Moje kondolencje. Kiedy małżonek zmarł? – zapytała uprzejma sklepikarka. – Umrze za dwa tygodnie – odparła Tillie Klimek i na jej twarzy pojawił się zagadkowy uśmiech.
Urodziła się w 1876 toku w Wielkopolsce jako Otylia Gburek. Kiedy miała rok, wyjechała wraz z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkali w Chicago. O rodzicach Klimek niewiele wiadomo, oprócz tego, że jej matka musiała być dobrą kucharką. Kilkunastoletnią córkę nauczyła gotować i wypiekać różne ciasta.
Kiedy dorosła, Tillie zyskała w polskiej dzielnicy sławę znakomitej kucharki. Jej bigos był przedmiotem powszechnych zachwytów, podobnie jak wypieki i cukierki. Jedne i drugie doprawiała arszenikiem, jeśli uznała, że musi się kogoś pozbyć. W sąsiedztwie słynęła także z paranormalnych zdolności, dzięki którym przewidywała zgony ludzi i psów. Z czasem sąsiedzi bali się natknąć na nią na ulicy, aby nie usłyszeć, że ktoś z ich bliskich umrze.
Pierwsze otrucie
Zaczęła truć dopiero jako dorosła kobieta. W wieku 14 lat wyszła za Johna Mitkiewicza, także polskiego emigranta. Jak twierdzili ich bliscy, byli małżeństwem zgodnym i szczęśliwym. Choć Tillie niekiedy mówiła, że jest bita i dręczona przez małżonka, mało kto w to wierzył. Mieli dwoje dzieci. Po niemal dwudziestu latach małżeństwa John Mitkiewicz zmarł. Jego zgon nastąpił dwa tygodnie po tym, jak Tillie kupiła czarny materiał na suknię. Jako przyczynę zgonu lekarz podał atak serca.
Z polisy ubezpieczeniowej na życie zmarłego męża wdowie wypłacono tysiąc dolarów. Ile były warte te pieniądze? To, co dzisiaj kupimy za jednego dolara, w 1900 roku można było kupić za 4 centy. Nie jest jasne, dlaczego zabiła Johna. Wiadomo jednak, że wraz z tym pierwszym zabójstwem Tillie wpadła w morderczy ciąg, który trwał siedem lat i pochłonął życie wielu osób.
W swym zbrodniczym procederze Tillie miała wspólniczkę – Nellię Kulik. Kulik była dwukrotnie zamężna, urodziła trzynaścioro dzieci. Proces sądowy nie wyjaśnił relacji pomiędzy trucicielkami. Tillie zeznała, że to Nellie dała jej popularną trutkę na szczury – arszenik. Jednak bez trudności można go było po prostu kupić w sklepie.
Truły obie. Większość ofiar to były ich rodziny i sąsiedzi. Otruci zostali m.in.: mąż Kulik, jej córka i syn oraz wnuczka. Inny jej syn, choć też był szpikowany arszenikiem, przeżył i zeznawał w procesie przeciwko matce.
Dwóch mężów i kochanek
Owdowiała Tillie szybko znalazła pocieszenie w ramionach nowego mężczyzny. Została żoną Josepha Ruskowskiego, który mieszkał w pobliżu jej domu. Ruskowski zmarł rok po ślubie. Sytuacja materialna Tillie znacząco się poprawiła. Joseph zostawił jej 1200 dolarów w gotówce i 722 dolary z tytułu ubezpieczenia na życie.
Tillie nie zamartwiała się śmiercią drugiego męża. Za pośrednictwem biura matrymonialnego poznała przystojnego Józefa Guszkowskiego. Nawiązali bliską znajomość, włącznie z pożyciem seksualnym. Można pomyśleć, że Tillie była ładną kobietą, skoro nie miała problemów z nawiązywaniem bliskich relacji z mężczyznami. Jednak nie. Przysadzista, tęga, o męskim typie urody.
Na fotografiach z tamtego okresu, do których pozowała często w czarnym kapeluszu, mogłaby uchodzić za mężczyznę. Z byle powodu wybuchała złością. Nie grzeszyła inteligencją. Prawdopodobnie mężczyźni nabierali się na krążące o Tillie plotki, że jest bardzo bogata. Poza tym może rzeczywiście sprawdza się powiedzenie „przez żołądek do serca”? Chociaż jeśli chodzi o Guszkowskiego, jej potrawy nie zrobiły na nim takiego wielkiego wrażenia.
Para wybrała się w romantyczną podróż do Milwaukee. Tam Tillie poruszyła temat małżeństwa. Guszkowski odmówił poślubienia kochanki. Do Chicago wrócili osobno. Ale po krótkim czasie zaprosiła Guszkowskiego i jego siostrę Stellę do swojego domu. Powiedziała, że chce się pogodzić. Gdy przyszli, poczęstowała ich wybornymi ciastami. Wkrótce Józef i Stella poważnie zachorowali. I zmarli. Znajomych zaskoczyła nagła śmierć rodzeństwa. Jednak nikt nie powiązał jej z wizytą Guszkowskich w domu Tillie Klimek.
Tillie przez jakiś czas mieszkała w domu przy 924 N. Winchester Avenue z mężczyzną o nazwisku Meyers. Nie wiadomo kim był, oprócz tego, że został kochankiem Klimek. W międzyczasie, wiosną 1919 roku, poznała zamożnego Franka Kupczyka i Meyers z dnia na dzień zniknął. Można przypuszczać, że swoim wypróbowanym sposobem pozbyła się Meyersa, żeby zrobić miejsce dla Kupczyka. Zakopała go w ogrodzie?
Morderczy szał
Wyszła za Franka i zamieszkali razem. Nie mógł się nachwalić obiadów sporządzanych przez żonę. A ona była już w morderczym szale. Czuła się bezkarna, ponieważ nikt nie podejrzewał, że mogła się przyczynić do któregokolwiek z morderstw, jakie popełniła. Częstowała bigosem i ciastkami z arszenikiem sąsiadki, które czymś zalazły jej za skórę. Dzieciom z sąsiedztwa, których z jakiegoś powodu nie polubiła, rozdawała cukierki z trucizną. Kilkoro z nich zmarło. W tamtym czasie śmiertelność wśród dzieci była wysoka. Ot, dopust boży, uważano.
Po dwóch latach małżeństwa z Frankiem Kupczykiem zaczęło ją dręczyć „przeczucie” co do rychłej śmierci męża. Napomykała znajomym, że Frank nie pożyje długo. „Przeczucie” ją nie omyliło. Frank, dotąd okaz zdrowia, zaczął z dnia na dzień opadać z sił. Zmartwiona Tillie poprosiła go o wykupienie polisy na życie. Kupczyk, człowiek uczciwy i zapobiegliwy, zastosował się do jej prośby. Wtedy stan jego zdrowia szybko zaczął się jeszcze bardziej pogarszać. Już nie miał siły wstawać z łóżka.
Tillie, troskliwa żona, siedziała obok łóżka na krześle i dziergała na drutach. Robiła czarny kapelusz, żeby w nim wystąpić na pogrzebie. Jeszcze za życia Franka kupiła trumnę po okazyjnej cenie i trzymała ją w piwnicy. Gdy Kupczyk zmarł, koroner uznał, że przyczyną śmierci było zapalenie płuc. Tillie, oprócz gotówki z biurka męża, wzbogaciła się o pieniądze z jego ubezpieczenia na życie – 675 dolarów.
Wpadka czarnej wdowy
Rok później bogata wdowa zawarła małżeństwo z jeszcze bogatszym Józefem Klimkiem. I to pod jego nazwiskiem utrwaliła się w historii kryminologii. Klimek kochał życie, lubił się bawić. Tillie rozpowiadała sąsiadom, że jej mąż za bardzo przepada za bimbrem. Lecz tylko Nellie Kulik zdradziła, że rozgląda się także za innymi kobietami. To ostatnie zaważyło, iż Józef zaczął chorować już dwa miesiące po ślubie. Wcześniej spadkobierczynią pieniędzy ze swojej wysokiej polisy ubezpieczeniowej uczynił świeżo poślubioną żonę.
Choroba Klimka nasilała się. Dręczyły go przeszywające ciało bóle, drętwiały mu ramiona i nogi. Ale lekarza wezwał dopiero wtedy, kiedy już nie mógł chodzić. Na szczęście umysł miał wciąż sprawny. Lekarzowi nie spodobały się pewne objawy u pacjenta, który jeszcze miesiąc wcześniej był zupełnie zdrowy. Zalecił przeprowadzenie badania krwi. Ono wykazało poważne zatrucie arszenikiem. Klimkowi dopisało szczęście. Po kilku miesiącach leczenia pokonał zatrucie i wyszedł ze szpitala.
Sprawą zajął się porucznik Malone. Już po paru dniach aresztował Tillie. Ta, chyba nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, powiedziała żartobliwie do wyprowadzającego ją z domu porucznika: – Następną osobą, dla której chce ugotować obiad, jesteś ty.
Policja dokonała ekshumacji poprzednich mężów Klimek. W ciałach ich wszystkich stwierdzono obecność arszeniku. Kiedy reporterzy dotarli do szczegółów śledztwa w sprawie otruć dokonanych przez Tillie Klimek, w gazetach zyskała miano „czarnej wdowy”.
Trucicielki za kratami
Dopiero wtedy sąsiadom i znajomym Klimek otworzyły się oczy. To, co dotychczas uważali za nieszczęśliwe zgony ukochanych, zaczęli przypisywać świadomemu działaniu „czarnej wdowy”. Policję zalała fala donosów i podejrzeń. W ten sposób śledczy dotarli do wspólniczki Tillie – Nellie Kulik.
Na podstawie zeznań świadków policja zidentyfikowała 13 ofiar. Lecz prób otrucia było więcej. Wśród ofiar nie było jednak Meyersa, wciąż uznawanego za zaginionego. Klimek i Kulik zostały skazane na dożywocie. To były najsurowsze wyroki, jakie do tamtej pory wymierzono kobietom w powiecie Cook.
Nieoczekiwanie, po roku za kratami, Nellie Kulik została zwolniona z więzienia i częściowo oczyszczona z zarzutów. Nie jest jasne, dlaczego tak się stało. Prawdopodobnie – w przeciwieństwie do Tillie Klimek, która do końca nie przyznawała się do winy – Kulik ostatecznie zaczęła lojalnie współpracować z policją. To, być może, umożliwiło jej zrzucić większą winę na Tillie.
„Czarna wdowa” zmarła w więzieniu w 1936 roku. Pochowano ją w bezimiennym grobie.
Ryszard Sadaj