Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 04:13
Reklama KD Market

Siła głosu imigrantów

fot. MICHAEL REYNOLDS/EPA-EFE/Shutterstock

Wydawałoby się, że imigranci w USA nie mogą odgrywać poważniejszej roli w życiu politycznym, bo nie mają prawa do głosowania. Nic błędniejszego. 52 proc. imigrantów mieszkających w USA ma już obywatelstwo, a w kraju mieszka jeszcze około 8 milionów osób, które mogą wystąpić o naturalizację. 

Dane na ten temat przynoszą nam zestawienia Pew Research Center oraz American Immigration Council. Głównym źródłem informacji jest Biuro Spisu Powszechnego (Census Bureau), które oprócz samego spisu prowadzi regularne badanie trendów demograficznych (Current Population Survey). Wynika z nich, że już dziś naturalizowani imigranci, czyli osoby urodzone poza USA, które otrzymały amerykańskie obywatelstwo, stanowią potencjalnie siłę polityczną, zdolną do przesądzania o wyniku wyborów, zwłaszcza tam, gdzie margines zwycięstwa jest niewielki.

Wyborców-imigrantów przybywa szybciej

W 2022 r. USA prawo udziału w wyborach ma około 241 milionów osób – szacuje Pew Research Center. Z tej liczby prawie 10 proc. (ponad 23 miliony) to naturalizowani obywatele – imigranci urodzeni poza USA, którzy ukończyli już 18 lat. Co ważniejsze, liczba imigrantów posiadających prawo do głosowania rośnie dużo szybciej niż ogół populacji: w XXI wieku zwiększyła się o 93 proc. Dla porównania w tym samym czasie populacja wyborców urodzonych w USA wzrosła o skromne 18 proc. – ze 181 milionów w 2000 roku do 215 milionów w roku 2020 – szacuje Pew Research Center. Tylko między 2009 a 2019 rokiem naturalizowało się 7,2 miliona imigrantów. Jeśli chodzi o geografię, to aż 61 proc. ze wszystkich naturalizowanych obywateli mieszka zaledwie w pięciu stanach – w Kalifornii, Nowym Jorku, na Florydzie, w Teksasie i w New Jersey. 

Niekoniecznie Demokraci

Naturalizowani obywatele nie tworzą odrębnych bloków wyborczych, ale włączają się w życie polityczne kraju oparte na systemie dwupartyjnym. Z racji statusu społecznego i statusu majątkowego w większości zasilają elektorat Partii Demokratycznej, ale nie zawsze i nie wszędzie. Na przykład emigranci z Kuby mieszkający na Florydzie od dekad wspierają Republikanów. I być może to właśnie oni przesądzają o tym, kto dostaje głosy elektorskie z tego stanu. W 2016 roku margines zwycięstwa Donalda Trumpa nad Hillary Clinton wyniósł w tym stanie zaledwie 1,2 proc., a w 2020 r. Trump pokonał na Florydzie Joe Bidena różnicą 3,4 proc. głosów. Mimo to nie został prezydentem na kolejną kadencję, bo przegrał w innych kluczowych tzw. swing states, gdzie także przybywało imigrantów z prawem głosu. W Arizonie w latach 2016-2020 liczba naturalizowanych Amerykanów zwiększyła się o 1,6 proc. do 10,5 proc., a margines zwycięstwa Bidena wyniósł zaledwie 0,3 proc. W Minnesocie, New Hampshire, Pensylwanii i Wisconsin, gdzie zwyciężał obecny prezydent, także zwiększyła się proporcjonalnie liczba wyborców, którzy urodzili się poza USA. 

Tegoroczne listopadowe wybory różnią się od prezydenckich, bo na szczeblu federalnym głosuje się jedynie na kandydatów do Kongresu – Izby Reprezentantów i 1/3 składu Senatu. Ale w wielu stanach wybiera się także lokalne legislatury, gubernatorów, burmistrzów, rady miejskie i oświatowe. I tu także imigranci mogą mieć wiele do powiedzenia. Stany, w których imigranci stanowią największy odsetek wśród ogółu osób uprawnionych do głosowania, są następujące: Kalifornia (20,4 proc., czyli 5,2 mln), Nowy Jork (18,2 proc., prawie 2,5 mln), New Jersey (18,2 proc., 1,1 mln) i Floryda (17,1 proc. 2,6 mln). Do stanów o najwyższej liczbie naturalizowanych obywateli doliczyć należy także Teksas (2,1 mln), ale w stosunku do ogółu populacji stanowią oni tam tylko 11 proc. wszystkich wyborców. Na przeciwnym biegunie znajdują się takie stany jak Dakota Południowa i Północna, Wyoming, Missisipi, Alabama i Wirginia Zachodnia, w których odsetek imigrantów z prawem głosu nie przekracza 2 proc. 

Illinois, czyli średnia krajowa

W Illinois liczbę imigrantów szacuje się na 1,8 miliona, co stanowi ok. 14 proc. mieszkańców. Co więcej, także co siódmy mieszkaniec stanu urodzony już w USA ma przynajmniej jednego z rodziców, który jest imigrantem. 

Najliczniejszą grupę imigrantów mieszkających w Illinois stanowią Meksykanie (36 proc.), którzy wyprzedzają przybyszów z Indii (10 proc.), Polski (7 proc.), Filipin (5 proc.) i Chin (4 proc.) 

Połowę imigrantów mieszkających w stanie – czyli, jak szacuje American Immigration Council, 878 tys. osób – stanowią naturalizowani obywatele. To dokładnie 10 proc. elektoratu, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi średnia krajowa. Warto jednak pamiętać o specyfice metropolii chicagowskiej, obejmującej także skrawki Wisconsin i Indiany, w której proporcjonalnie mieszka więcej imigrantów. Równoważy to z kolei południowa, rolnicza część Illinois. 

Głównie Latynosi i Azjaci

Głosujący imigranci pochodzą najczęściej z Ameryki Łacińskiej i Azji. Obie te grupy tworzą łącznie większość wśród osób, które nabyły amerykańskie obywatelstwo. Emigrantów z Europy próżno szukać w czołówkach list krajów pochodzenia. Dominują takie państwa jak Meksyk, Indie, Chiny, Filipiny, Salwador i inne kraje Ameryki Łacińskiej. Pew Research Center szacuje, że w tym roku uprawnionych do głosu jest 34,5 miliona osób, które przyznają się do latynoskiego pochodzenia. Warto pamiętać, że liczba ta obejmuje zarówno naturalizowanych imigrantów, jak i osoby urodzone w USA. Znamienne jest jednak, że od 2018 roku przybyło w USA 4,7 mln osób latynoskiego pochodzenia posiadających prawa wyborcze. Na wzrost o 16 proc. złożyły się zarówno naturalizacje, jak i wchodzenie w wiek wyborczy kolejnych roczników młodzieży latynoskiego pochodzenia. 

Z kolei aż 13,35 mln wyborców identyfikuje się jako Amerykanie azjatyckiego pochodzenia. W porównaniu z 2018 r. przybyło ich ponad milion (9 proc.). I tu także chodzi zarówno o naturalizowanych obywateli, jak też o osoby urodzone w USA. Obie te grupy mają najwięcej do powiedzenia w Kalifornii, gdzie żyje ich odpowiednio 8,3 mln i 4,2 mln. Stany, w których politycy muszą najbardziej liczyć się z Latynosami to także Teksas, Nowy Meksyk, Floryda i Arizona. Z kolei wyborcy azjatyckiego pochodzenia są najliczniejsi (poza Kalifornią) w Nowym Jorku, Teksasie, na Hawajach i w New Jersey.  

American Immigration Council zwraca uwagę na dużą dynamikę zmian elektoratu, w którym rosnącą rolę odgrywają imigranci. Politycy prędzej czy później będą musieli to dostrzec i zaakceptować, bo bez tego nie będą mogli wygrać kolejnych wyborów. 

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama