Tylko komisja śledcza, niezależna od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i prezes PiS Jarosława Kaczyńskiego, mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u - mówił przewodniczący PO Donald Tusk odnosząc się do sprawy tzw. afery podsłuchowej.
Na wtorkowej konferencji prasowej szef PO Donald Tusk odniósł się do publikacji tygodnika "Newsweek", według którego wspólnik Marka Falenty, skazanego za zorganizowanie podsłuchów najważniejszych osób w państwie zeznał, że zanim taśmy nagrane w restauracji "Sowa i Przyjaciele" wstrząsnęły polską sceną polityczną, trafiły w rosyjskie ręce, a "prokuratura wszczyna śledztwo, ale unika wątku szpiegostwa" w tej sprawie.
Tusk powiedział, że Rosjanie byli zainteresowani zmianą władzy w Polsce, a przynajmniej destabilizacją sytuacji politycznej, bo w czasie, kiedy wybuchła tamta afera, uderzono w interesy węglowe Falenty, rząd rozmawiał o możliwości budowy mostów energetycznych między Ukrainą a Unią Europejską oraz między Ukrainą a Polską, a on jako premier zaproponował ustanowienie unii energetycznej, czyli wspólnego rynku gazowego Europy tak, by uniezależnić UE od gazu z Rosji.
"Właśnie wtedy rosyjskie służby, pan Falenta, ale także, niestety, po polskiej stronie znalazły się siły i osoby, które były tym zainteresowane, uruchomiły ten proceder ujawnienia, a następnie sprzedaży tych nagrań rosyjskiej stronie" - powiedział Tusk.
Wskazał, że kiedy zdawał urząd premiera import rosyjskiego węgla do Polski wynosił 4,9 mln ton. "Po dwóch latach rządów PiS-u import wzrósł do 13 milionów ton rosyjskiego węgla do Polski" - mówił i dodał, że wówczas ministrem odpowiedzialnym za energię był Krzysztof Tchórzewski, którego - jak powiedział - "najbliższa rodzina - syn i brat prowadzili na dużą skalę handel węglem z Rosją".
Szef PO zastrzegł, że nie szuka sensacji. "Ja naprawdę nie zakładałem i nigdy tak nie zakładałem, że Prawo i Sprawiedliwość, Jarosław Kaczyński, liderzy tej partii, są bezpośrednio wplątani w aferę szpiegowską czy że współpracują z rosyjskimi służbami" - powiedział.
"Ale kiedy rozpoczęła się sprawa pana Falenty uprzedzałem także w Sejmie publicznie, że Kaczyński i PiS dają się wmontować poprzez działania rosyjskich służb specjalnych, a także polskich, rodzimych aferzystów, w scenariusz pisany cyrylicą, w scenariusz pisany obcym alfabetem. Dzisiaj, co do tego nie mamy już żadnych wątpliwości" - powiedział Tusk.
Ocenił, że ws. sprawie tzw. afery podsłuchowej komisja śledcza niezależna od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i prezes PiS Jarosława Kaczyńskiego "mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u, dlaczego w ciągu trzech pierwszych lat rządów PiS-u Polska została tak mocno uzależniona od rosyjskiego węgla, dlaczego dzisiaj brakuje polskiego węgla, dlaczego działacze partyjni i ich rodziny byli zaangażowani w sposób tak jednoznaczny w import rosyjskiego węgla".
"Panie prezesie Kaczyński, to jest w interesie Polski, w interesie opinii publicznej, ale także w interesie pana i pańskiej partii - aby nie pozostała ta wyjątkowo niepokojąca dwuznaczność, cień wiszący dzisiaj nad waszymi rządami, przykra i ponura smuga - to jest przede wszystkim w waszym interesie" - zwrócił się do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i polityków tej partii, apelując o wyjaśnienie sprawy.
Podkreślił, że w interesie PiS jest publiczne i otwarte wyjaśnienie, "dlaczego tak się stało, że nad bezpieczeństwem energetycznym Polski - tak naprawdę za PiS - zawisła ta groźba ingerencji rosyjskiej". "Ingerencji, w której uczestniczyły świadomie lub nie także takie osoby jak Marek Falenta, i niestety ludzie bliscy szefostwu PiS" - zaznaczył.
Tusk wezwał polityków PiS, by wyjaśnili sprawę jak najszybciej i wezwał ich do powołania sejmowej komisji śledczej - "po to, żeby nikt w Polsce nie mógł snuć domysłów, że tak naprawdę władza PiS została zamontowana przez rosyjskie służby". Jak mówił, dziś takie domysły są uprawnione.
"Nie ulegam im, to nie są moje domysły" - dodał, oceniając jednocześnie, że poprzez milczenie w tej sprawie i dochodzenie do wysokich stanowisk osób zamieszanych w aferę, PiS stracił mandat zaufania publicznego i mandat do sprawowania władzy.
"Nie chcecie, nie potraficie, boicie się wyjaśnić wszystkie kluczowe elementy tej afery - a to jest sprawa fundamentalnego bezpieczeństwa Polski, wyjaśnienie do spodu relacji między rosyjskimi służbami, politykami PiS, aferzystami, którzy zarabiali na imporcie rosyjskiego węgla" - mówił Tusk.
"Apeluję bardzo gorąco o współpracę wszystkich sił politycznych nad wyjaśnieniem tej sprawy, także przez powołanie komisji śledczej" - dodał.
Dopytywany, kto miałby złożyć wniosek o powołanie komisji śledczej, powiedział to nie ma znaczenia, bo bez PiS i tak takiej komisji się nie powoła. "To nie jest żadna zagrywka" - zapewniał. W związku z tym, dodał, że to dotyczy czasów, kiedy on byłem premierem, premierem była Ewa Kopacz, potem Beata Szydło, w końcu Mateusz Morawiecki, można "wyłożyć wszystko na stół". "Tu nie ma żadnej pułapki" - podkreślił. "To rzetelny wniosek o komisję śledczą, która ma znaczenie dla reputacji Kaczyńskiego i PiS, a przede wszystkim dla bezpieczeństwa państwa" - dodał Tusk.
"W sprawie Falenty, podsłuchów, nie mamy wątpliwości, że Rosjanie byli w samym centrum tej sprawy" - przekonywał.
Tuska pytano, dlaczego sprawy nie wyjaśnił rząd Ewy Kopacz, który rządził jeszcze półtora roku przed wygranymi przez PiS wyborami w 2015 roku. Szef PO przyznał, że "na pierwszym etapie śledztwa też nie uzyskano efektu, który pozwoliłby na wyjaśnienie tej sprawy natychmiast po jej ujawnieniu". "Tak, jak rządziliśmy, nie potrafiliśmy, w relatywnie krótkim czasie, wyjaśnić tej sprawy" - przyznał.
Dodał, że niektórzy funkcjonariusze ABW i CBA współpracowali wtedy z Markiem Falentą, a więc okazali się nielojalni wobec urzędującego rządu, a "później okazali się faworytami władzy PiS".
"Drugie pytanie, to dlaczego za moich rządów niezależna, a za rządów PiS zależna od ministra Ziobro prokuratura nie podjęła na początku wątku rosyjskiego, mimo ewidentnych wskazań, że Rosjanie byli tutaj obecni" - powiedział Tusk. "I dlaczego do dzisiaj nie udało się rozpocząć śledztwa w sprawie tego wątku rosyjskiego" - dodał.
Podczas konferencji prasowej doszło do drobnej utarczki między Tuskiem a dziennikarką "Newsweeka Polska", która zwróciła uwagę, że PiS w 2014 roku zachował się jak każda opozycja i każdy polityczny rywal, wykorzystując wpadkę władzy PO, jaką było ujawnienie nagrań m.in. z restauracji "Sowa i Przyjaciele".
"Nie wiem, skąd pani przekonanie, że każdy polityk by to zrobił?" - skomentował Tusk. "Byłem przez siedem lat premierem. Czy widziała pani choć raz, by użyto jakiejkolwiek taśmy przeciwko opozycji? Jak pani może w ogóle formułować taką opinię? Nie zgadzam się z tym" - oświadczył.
"Sugestia, że takie zachowania mają charakter uniwersalny i każdy by się tak zachował, jak zachował się PiS, uważam za sugestię niedopuszczalną" - mówił lider PO. "To nie jest tak, że polityka wszędzie, zawsze i w każdym wydaniu ma polegać na tym, że współpracuje się z obcymi służbami i z aferzystami po to, by dopaść przeciwnika politycznego. Wykluczam taki sposób myślenia i proszę dać mi prawo być naiwnym" - podkreślił Tusk.
Tzw. afera podsłuchowa była jedną z głośniejszych spraw w ostatnich latach. Ujawnione w mediach nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska; po wyborach w następnym roku do władzy doszło PiS.
Do nagrywania osób z kręgów polityki, biznesu i funkcjonariuszy publicznych w dwóch restauracjach dochodziło w latach 2013-2014. Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę, szefa CBA Pawła Wojtunika. Podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97. Prawomocny wyrok 2,5 roku bezwzględnego pozbawienia wolności usłyszał w związku z tą aferą biznesmen Marek Falenta.(PAP)
autorzy: Piotr Śmiłowicz, Grzegorz Bruszewski, Mikołaj Małecki