Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 12:24
Reklama KD Market
Reklama

Najlepszy zapach na Ziemi

Elon Musk jest wizjonerem, który odważnie rzuca się w wir przeróżnych eksperymentów, często nie waha się przed podejmowaniem ryzykownych przedsięwzięć, itd. Dzięki niemu mamy samochody Tesla, które zapoczątkowały rewolucję na rynku motoryzacyjnym, oraz rakiety SpaceX. Musk jest dziś najbogatszym człowiekiem świata, co niemal na pewno oznacza, iż nie za bardzo przejmuje się opinią publiczną, krytyką ze strony konkurentów czy też groźbami procesów sądowych.

Coraz częściej jednak ów wizjoner zachowuje się jak kapryśny dzieciak, któremu w piaskownicy ktoś podprowadził wiaderko i łopatkę. Gdy ja wchodzę do supermarketu i kupuję za cztery dolary galon mleka, jest to transakcja ostateczna, chyba że po powrocie do domu okaże się, iż mleko jest przeterminowane i wymaga zwrotu do sklepu. Natomiast kiedy Elon wchodzi do supermarketu galaktycznego, rzuca na stół ileś tam miliardów i oświadcza, że kupuje Twittera, to wcale nie znaczy, iż do zakupu tego rzeczywiście dojdzie.

Musk najpierw zadeklarował, że Twittera kupi, potem zagroził, że tego nie zrobi, bo produkt jest rzekomo wadliwy, a teraz znowu kupuje, ale ostateczny rezultat tej idiotycznej sagi pozostaje niepewny. Ostatnio zaś Elon, zapewne znudzony bezczynnym siedzeniem na górze pieniędzy, zaczął się wtrącać do globalnej polityki. Najpierw napisał list do Władimira Putina, w którym sformułował swoje pomysły na zakończenie wojny w Ukrainie, na co prezydent Zełenski odpowiedział, iż bogacz rodem z RPA winien ponownie zająć się czymś, na czym się zna.

Obrażony Elon ogłosił, że nie będzie więcej finansował systemu satelitarnych połączeń Starlink, dzięki którym Ukraińcy mogą z powodzeniem „namierzać Iwana”. Jednak szybko zmienił zdanie i nadal będzie na ten cel przeznaczał swoją kasę, choć nie wiadomo, jak długo. Jednocześnie pojawiły się pogłoski, iż Musk odbył tajną rozmowę telefoniczną z Putinem, czemu zdecydowanie zaprzecza, a to oznacza, iż niemal na pewno rzeczywiście gadał o czymś z samozwańczym carem.

Wszystkie te elementy najnowszej biografii Elona mnie nie dziwią, gdyż stanowią naturalną ewolucję jego kultywowanego od lat bzika. Być może nie wszyscy wiedzą, iż Musk założył w swoim czasie firmę o nazwie Boring Company. Jest to nazwa dość niefortunna, gdyż może sugerować, iż chodzi tu o Kompanię Nudy. W rzeczywistości chodzi jednak bardziej o borowanie, czyli wiercenie podziemnych tuneli pod miastami, dzięki którym ludzkość ma w przyszłości omijać endemiczne korki drogowe.

Ponieważ na razie firma ta jeszcze niczego nie wywierciła ani nawet żadnego wiercenia nie zaplanowała, zajmuje się innymi, znacznie skromniejszymi przedsięwzięciami. Przed kilkoma laty Elon ogłosił, że rozpoczyna sprzedaż miotacza ognia, skonstruowanego przez jego inżynierów. Miotacz ma wytłoczone logo The Boring Company i jest oferowany za 500 dolarów, a cieszy się na tyle dużym wzięciem, iż jego sprzedaż przyniosła rzekomo zysk rzędu 8 milionów dolarów. Co więcej, nabywcy mogą też zdecydować się na zakup zestawu składającego się z miotacza oraz gaśnicy (za dodatkowe 30 zielonych). Jeśli ktoś zatem plunie ogniem w nie to, co trzeba i coś podpali, zawsze może pożar ugasić.

Ale to jeszcze nic. Niedawno Kompania Nudy zaprezentowała nowy produkt w postaci firmowanych przez Muska perfum o nazwie Burnt Hair (Spalone Włosy). Być może Elon eksperymentował w kuchni ze swoim miotaczem ognia i spalił sobie przypadkowo pół czupryny, przez co wpadł na pomysł nowego zapachu dla mężczyzn. Walorów wonnych tego produktu nie znam (na szczęście), ale – sądząc po nazwie – jest on porównywalny do innych szlagierów rynku perfumeryjnego, takich jak Soir de Skunks, Grzybica No. 5 czy Czar Limburgera.

Jednak Musk nie żartuje i nazywa swoje perfumy „najlepszym zapachem na Ziemi”. Na stronie produktu znajduje się bardzo niewiele szczegółów poza tekstem reklamowym, który nazywa go „esencją odrażającego pożądania”, co jest zapewne bardzo adekwatnym, choć nieco intrygującym opisem. Z zeznań nabywców perfum wynika ponadto, że jest to coś, co „pachnie jak pochylenie się nad świeczką przy stole i osmolenie sobie włosów”. Inni twierdzą, że pokropienie się tymi perfumami gwarantuje ekspresowe przejście przez security na dowolnym lotnisku.

Niezależnie od jakości tego wyrobu, który sprzedawany jest po sto dolarów za pojemnik, nabywców jest już grubo ponad 10 tysięcy, a Elon nie kryje, iż ma nadzieję sprzedać wkrótce ponad milion sztuk tego specyfiku. Jest to dla mnie całkowicie zrozumiałe. Przecież każdy szanujący się facet od lat marzył o tym, by móc kupić zapach spalonego owłosienia, wytwarzany przez ludzi mających się zajmować kopaniem wielkich dziur w ziemi.

Musk jest człowiekiem stosunkowo młodym i ma jeszcze dużo czasu na dalsze fanaberie. Na razie jednak radziłbym mu zapakować miotacz ognia, polać się perfumami Burnt Hair i wystrzelić się na orbitę na pokładzie rakiety SpaceX. Pobyt w samotności da mu szansę na przemyślenie wielu rzeczy, a poza tym będzie mógł oglądać Rosję oraz Ukrainę z pewnego dystansu, co być może skłoni go do głębokich refleksji. Kto wie, może w tym kosmicznym, orbitalnym środowisku wpadnie na jakieś zupełnie nowe zwariowane pomysły. Albo postanowi kupić nie tylko Twittera, ale także Facebooka, by stworzyć zupełnie nową formację o nazwie The Boring Twitface Company. Możliwości są wszak nieograniczone.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama