W kwietniu 2023 roku minie 30 lat od czasu jednego z najbardziej tragicznych w nowożytnej historii starć cywilów z amerykańskim rządem. Oblężenie siedziby sekty religijnej Gałąź Dawida przez agentów FBI i ATF w Waco w Teksasie zakończyło się śmiercią dziesiątków ludzi w płomieniach. Przez lata narracja medialna dotycząca wydarzeń z 1993 roku nie oddawała wszystkich aspektów dramatu, jaki rozegrał się na farmie Mount Carmel Center...
Obsesje Howella
Przedstawiciele jednego z odłamów Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, zwanego Gałęzią Dawida, zabarykadowali się w swojej siedzibie, odmawiając wstępu przedstawicielom Biura Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej i Materiałów Wybuchowych (ATF). W rezultacie licznych doniesień byłych członków sekty na temat zgromadzonego tam arsenału broni, przedstawiciele władz postanowili dokonać kontroli na miejscu. Jednak wydarzenia nie potoczyły się tak, jak zakładano.
Przedstawiciele FBI i ATF przez lata trzymali się powyższej wersji wydarzeń. Jednak, zdaniem krytyków akcji agentów federalnych, niektóre okoliczności mogą sugerować, że szturm na siedzibę zgromadzenia mógł wyglądać nieco inaczej niż w oficjalnych raportach. Nie ulega kwestii, że opór członków sekty został stłumiony brutalnie i w sposób bezprecedensowy.
Apokaliptyczny Ruch Dawidowy został zapoczątkowany w 1930 roku przez bułgarskiego imigranta Victora Houteffa, który nie zgadzał się z wieloma aspektami teologii Adwentystów Dnia Siódmego. Houteff nie uznawał Jezusa za Mesjasza, uważając, że ten właściwy ma dopiero nadejść. Wierzył, że on sam i jego zwolennicy utworzą królestwo Dawidowe po wielkiej apokalipsie, do której muszą się przygotować. Houteff, po wydaleniu z Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, szybko zyskał grupę zwolenników, z którą utworzył wspólnotę religijną w Teksasie.
Grupa ta rozpadła się w 1961 roku, jednak część jej wyznawców pozostała w teksańskiej siedzibie tego ruchu w Waco, na farmie Mount Carmel Center. W roku 1984 dołączył do nich Vernon Howell, który miał na zawsze zmienić bieg historii tzw. Gałęzi Dawida. Ten młody, charyzmatyczny mężczyzna, szybko zyskał wyjątkową pozycję w sekcie. Odbył pielgrzymkę do Izraela, gdzie, jak twierdził, doznał objawienia tajemnicy Siedmiu Pieczęci i rzekomo otrzymał charyzmat głoszenia prawd wiary. W 1990 roku zmienił nazwisko na pamiątkę biblijnych królów Dawida i Cyrusa (Koresh) i przejął całkowitą kontrolę nad sektą.
Szybko okazało się, że Vernon vel David ma nie tylko obsesję na punkcie religii, ale również władzy absolutnej. Domniemany prorok okazał się tyranem, despotą i pedofilem. Członkowie, którzy opuścili sektę, opowiadali budzące grozę historie na temat życia w tej zamkniętej społeczności. Koresh anulował wszystkie małżeństwa. Uznał, że tylko on ma prawo do zawierania związków małżeńskich i przysługuje mu nie mniej niż 140 żon. Co więcej, na żony wybierał sobie nieletnie dziewczynki. Najmłodsza z nich miała zaledwie 12 lat. Wkrótce po objęciu władzy miał już kilkanaście żon i został ojcem co najmniej trzynaściorga dzieci.
Początek apokalipsy
Członkowie sekty nie mieli dostępu do bieżącej wody i kanalizacji, choć magazyn w ich ośrodku pełen był nowoczesnej broni i sprzętu elektronicznego. We wspólnocie, którą kierował Koresh, obowiązywały surowe kary, zarówno wobec dorosłych, jak i dzieci. Chłopcy od najmłodszych lat brali udział w treningach wojskowych, które obejmowały długie marsze, naukę walki wręcz i strzelania.
David wprowadził nakaz oglądania brutalnych filmów wojennych. Członkowie sekty przejawiali coraz większą skłonność do agresji a arsenał, którym dysponowali, był naprawdę imponujący. Koresh nastawiał się na nadejście apokalipsy, dlatego nie tylko uzupełniał zapasy broni, ale również żywności. Stworzył też podziemny schron, który miał pomieścić całą wspólnotę.
Władze początkowo nie ingerowały w życie sekty, choć obowiązywały w niej dziwne reguły i dochodziło do przypadków pedofilii. Ostatecznie głównym powodem zainteresowania tzw. Gałęzią Dawida było domniemanie, iż na terenie ośrodka znajduje się potencjalnie nielegalny magazyn broni. Dlatego 28 lutego 1993 roku ATF próbowało dokonać przeszukania siedziby wspólnoty. Jednak członków sekty doszły słuchy o planowanym nalocie. Czekali więc na agentów z bronią w ręku, wierząc, że jest to początek przepowiadanej przez nich apokalipsy.
Próba wejścia na ich teren zakończyła się strzelaniną i śmiercią pięciu agentów ATF oraz pięciu członków Gałęzi Dawida. Jednak to, co nastąpiło później, stanowiło prawdziwy precedens w historii Ameryki. Przez 51 dni mieszkańcy ośrodka oblegani byli przez siły rządowe.
Kontrowersyjna akcja FBI
Wkrótce dowództwo nad akcją przejęło FBI. Dalsze postępowanie agentów federalnych miało stać się w przyszłości przedmiotem ostrych kontrowersji. Niektórzy późniejsi krytycy zarzucali agentom FBI, że sprawiali oni wrażenie, jakby nie próbowali wystarczająco intensywnie zabiegać o pokojowe rozwiązanie konfliktu. Nie uczynili też wystarczająco dużo, by zrozumieć pobudki, jakimi kierował się Koresh.
Wszak David i jego wyznawcy w sekcie wierzyli, że nadszedł przewidziany w Biblii moment, kiedy będą musieli stoczyć największą walkę o obalenie rządów niewiernych i dopełnienie się biblijnych przepowiedni. Koresh kilka razy zabiegał o umożliwienie mu rozmowy ze znawcą Pisma Świętego, któremu miałby wyjaśnić powody swojego postępowania. Jego prośba za każdym razem była odrzucana. Z perspektywy czasu trudno dziś stwierdzić, czy mogłaby doprowadzić do wyjścia z impasu.
FBI ściągnęło do pomocy bezprecedensową liczbę ludzi i sprzętu, w tym czołgi, transportery opancerzone i buldożery. W operacji brało udział kilkuset agentów FBI oraz policjanci z Waco. Aby złamać opór członków sekty i zmusić ich do opuszczenia ośrodka, zaczęto stosować naciski psychologiczne. Budynki były oświetlone całymi nocami, z głośników puszczano głośne dźwięki, wstrzymywano dostawy żywności. Buldożery niszczyły fragmenty budowli i samochody należące do członków sekty. Jednak żadne z tych działań nie odniosło początkowo skutku.
Wreszcie, 19 kwietnia, FBI uzyskało od prokurator stanowej pozwolenie na atak. Rozpoczęto szturm, używając wojskowego sprzętu i gazu łzawiącego. Po wymianie ognia członkowie sekty uciekli do podziemnego schronu. Nieoczekiwanie wybuchł pożar, z którego udało się uratować zaledwie kilka osób. Zginęło 76 z 85 mieszkańców ośrodka, w tym sam Koresh.
Śledztwo pełne niewiadomych
Ponowna analiza zeznań świadków tamtych wydarzeń nasuwa wiele pytań dotyczących metod działania władz. David Koresh codziennie rano biegał dokładnie tą samą trasą dookoła ośrodka. Dlaczego go po prostu nie aresztowano w czasie porannego joggingu? Zamiast tego wybrano akcję zbrojną, wiedząc o zgromadzonej w ośrodku broni i o tym, że przywódca wspólnoty jest niestabilny psychicznie.
Niewiadomą pozostaje również przyczyna pożaru. W czasie dochodzenia eksperci twierdzili, że ogień został zaprószony przez Koresha i jego ludzi. Jednak ponowne badanie dowodów wykazało po latach, że w pogorzelisku znaleziono pozostałości po granatach błyskowo-hukowych, które mogły w odpowiednich warunkach wywołać pożar. Co więcej, zainteresowanych nurtowało pytanie, po co mieszkańcy ośrodka uciekli do schronu przeciwpożarowego, skoro zamierzali zginąć w płomieniach.
Opinia publiczna potraktowała wydarzenia w Waco jako historię szalonej sekty, która zasłużyła na to, co ją spotkało. Już dzień po ataku ówczesny prezydent Bill Clinton przekonywał, że FBI nie ponosi odpowiedzialności za śmierć ludzi w Waco: – Nie sądzę, aby rząd Stanów Zjednoczonych był odpowiedzialny za to, że grupa religijnych fanatyków postanowiła się zabić. Ale dla niektórych krytyków tragedia w Waco była fundamentem innej narracji: historii przekroczenia uprawnień przez rząd i agentów federalnych. Działania Koresha oraz członków jego sekty powinny być ukrócone. Czy przy bardziej koncyliacyjnej postawie agentów federalnych udałoby się uchronić kilkadziesiąt osób od śmierci w płomieniach? Na to pytanie nie poznamy już ostatecznej odpowiedzi.
Maggie Sawicka