W 1988 roku w Stanach Zjednoczonych ogłoszono Dzień Dziecka Utraconego jako Dzień Pamięci Dzieci Nienarodzonych i Zmarłych. Wybrano dzień 15 października, gdyż do tego dnia trwałaby ciąża, licząc od 1 stycznia. Tych kilka encyklopedycznych informacji pokazuje z jednej strony wielki szacunek dla bardzo osobistych doświadczeń wielu małżeństw i rodzin, czy jednak potrafi oddać głębię ich cierpienia i żalu? Piszę ten tekst, siedząc w ławce kościoła pod wezwaniem św. Anny w Piasecznie. Właśnie rozpoczynają się tutaj trzydniowe rekolekcje „Pożegnać nieprzywitanych”, które prowadzi tutejszy duszpasterz, a zarazem psycholog i psychoterapeuta, ksiądz Wojciech Szychowski. Niedawno ukazała się jego książka, będąca poradnikiem dla małżeństw, które przeżyły doświadczenie utraty dziecka.
Do kościoła przyszło około dwudziestu osób, w większości pary małżeńskie. Widzę, jak ukradkiem ocierają łzy. Wyczuwam atmosferę bólu, a zarazem myślę, że takie rekolekcje są dla nich wielką pomocą, żeby zmierzyć się z tym i przeżyć żal po stracie, dzięki czemu odnajdą wewnętrzny spokój. Problem utraty dziecka przed jego narodzeniem lub wkrótce po nie należy do rzadkości. Często jednak chce się go schować, zamknąć w sobie, a może uciec przed nim. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, miałem sen. Śniło mi się, że mam starszego brata, nawet dałem mu imię, Marek. Bawiliśmy się, biegając po domu, dwa małe brzdące. Podzieliłem się tym z moją babcią, ale nie skomentowała, wyczułem jednak dziwne napięcie.
To uczucie, że mam starsze rodzeństwo, towarzyszyło mi zawsze. W końcu, po latach, nie wytrzymałem. Będąc studentem teologii, w czasie wakacji w domu zapytałem o to moją mamę. W odpowiedzi wybuchnęła płaczem. Przez lata nikt nie powiedział o czymś, gdzie nie było winnych. To świętej pamięci dziecko, które czułem, choć nic o nim nie wiedziałem, przygotowało życie dla mnie. Zaledwie kilka miesięcy później począłem się ja. Później opowiedziałem o tym także mojemu młodszemu rodzeństwu. Zrozumiałem jednak, że nie wolno o tym nie mówić, co więcej, trzeba mówić i wspólnie z rodziną pożegnać nieprzywitanych.
Słucham konferencji Ks. Wojtka. Mówi o przeżywaniu żałoby, która jest „naturalnym, choć bolesnym procesem”. Dziecko utracone to ktoś bardzo bliski, osoba, której będzie brakować. Choć pojawiają się zaprzeczenie i niedowierzanie, jakby to był tylko sen, jakby to nie było prawdą. Później pojawia się gniew, a nawet złość na to, co się wydarzyło. Jest też targowanie się, że zrobię wszystko, byleby tylko odwrócić sytuację. Pojawia się też smutek, rozpacz, a nawet depresja. Długi etap, w którym często inni nie pozwalają na smutek i żal. Jeśli jeszcze jest zgoda na żal przy okazji śmierci osoby dorosłej, to często brakuje jej przy śmierci dziecka nienarodzonego. Niestety samotność w takich sytuacjach nie jest dobrym rozwiązaniem. Dobrze jest podzielić się z innymi, a w społeczeństwie, w którym żyjemy, budować wrażliwość wobec ludzkich tragedii i żalów. Ostatnim etapem żałoby jest akceptacja, która pozwala wrócić do tego, co się stało, bez uczucia wstydu, a pomaga w tym, żeby na przykład wspominać rocznicę czy pamiętać w modlitwie za zmarłych.
Pamiętam kilka lat temu kobietę, która przychodziła do kościoła na mszę codzienną. Siadała z tyłu, za filarem. W ramionach tuliła sporych rozmiarów pluszowego misia. Ludzie patrzyli podejrzliwie, niektórzy nawet się śmiali. A ona tak przeżywała utratę swojego dziecka, tak wyrażała swój ból i żałobę, i była z tym bardzo osamotniona i zalękniona. Czy lękała się kolejnej ciąży? I tak mogło być, bo niestety zdarza się to często. Chrzciłem kiedyś bliźniaków. Rodzice mieli doświadczenie utraty wcześniejszych dzieci. Nie poddali się jednak. Przyszedł dzień, że urodzili zdrowych, pięknych bliźniaków. Cieszyłem się z nimi i z wielkim szacunkiem wiem, że nie uciekają przed tym, co było i co stanowi konkretną historię ich życia.
Dobrze się dzieje, że raz po raz organizowane są rekolekcje dla małżeństw i rodzin z doświadczeniem utraty dziecka. Dobrze, że coraz więcej ludzi decyduje się na terapię. Dobrze, że są programy i poradniki na ten temat. Dobrze, że Kościół wypowiedział się w końcu na temat tego, że istnieje możliwość zbawienia dla tych nienarodzonych, utraconych dzieciaków. Dobrze, że organizuje się ich pogrzeby i nabożeństwa oraz że likwiduje się kolejny temat tabu. Dobrze, że takie osoby, rodziny, mają możliwość wsparcia, że zachęcane są do przeżycia żałoby, także pisząc listy do swojego dziecka. Dobrze, że jest Dzień Dziecka Utraconego.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.