Preppersi to ludzie, którzy opracowują plany awaryjne na sytuacje kryzysowe. Kiedy zabraknie wody i jedzenia, przestanie działać policja, a w miastach rządzić będą bandyci. Dotychczasowy system państwowy z dnia na dzień ulegnie zawieszeniu. Przyczyną mogą być katastrofy naturalne, jak trzęsienie ziemi czy uderzenie wielkiego meteorytu. Lecz także, a może przede wszystkim, wybuch wojny światowej, w której użyto broni nuklearnej...
W oczekiwaniu na apokalipsę
Zasada preppersów jest prosta – możesz liczyć tylko na siebie. Uczą się sztuki zdobywania żywności, na wypadek, kiedy sklepy będą świecić pustkami. Opanowują też zasady udzielania pierwszej pomocy medycznej. Ponadto uczą się strzelania, sztuki samoobrony, kamuflażu. To wszystko może okazać się niezwykle przydatne, kiedy podczas kataklizmu nastanie czas przemocy i bezprawia.
Ruch preppersów jest najbardziej popularny w Stanach Zjednoczonych. Na nadejście apokalipsy przygotowuje się około 2 milionów Amerykanów. Całe rodziny poświęcają w tym celu swój czas i pieniądze. Ich guru jest Selco Begovic, autor książki Survival w mieście. Begovic przeżył cztery lata w oblężonym Sarajewie – 1992-1996. Było to najdłuższe i najbardziej krwawe oblężenie w historii po II wojnie światowej. Begovic musiał tam przeżyć, nie mając dostępu do czystej wody, jedzenia, lekarstw. Każdego dnia toczył walkę o życie.
W swoim poradniku radzi, aby podczas apokalipsy nie wyróżniać się niczym z otoczenia. Nie zdradzać, że ma się jakieś zapasy żywności lub cenne przedmioty, jak na przykład generator prądu, benzynę czy latarkę, zapałki. Pieniądze w takich sytuacjach nie mają znaczenia. Najwyżej można nimi palić, żeby się ogrzać.
Begovic podkreśla, że bardzo ważne jest miejsce schronienia. Bogate domy, otoczone murem i z kratami w oknach, były okradane w pierwszej kolejności. O wiele lepiej założyć swoją bazę przetrwania w częściowo zniszczonym domu. Dzięki temu można uniknąć zainteresowania zdesperowanych ludzi lub bandytów. Także ubranie nie powinno sugerować, że dobrze sobie radzimy podczas kataklizmu. Jeśli sobie radzimy.
Nieobliczalna Rosja
W Polsce jest około 20 tysięcy preppersów. Ich liderem jest Piotr Czuryłło, założyciel fundacji Polish Preppers Network. W Polsce, i w ogóle w Europie, preppersi przygotowują się przede wszystkim na wojnę, w trakcie której zostaną użyte ładunki nuklearne. Dziś, po nieudanym ataku Rosji na Ukrainę, taki scenariusz stał się niepokojąco aktualny. Putin w obliczu kompromitującej porażki na froncie może – w akcie bezradności i zemsty zarazem – wystrzelić pocisk z ładunkiem nuklearnym.
Najsilniejsza jak do tej pory bomba nuklearna została zdetonowana w archipelagu Nowej Ziemi na Oceanie Arktycznym. Zrobili to Rosjanie. Ładunek został nazwany Car Bombą. Miał siłę 4 tysiące razy większą niż bomba zrzucona na Hiroszimę. W Japonii zginęło 80 tysięcy ludzi. Można obliczyć, ile tysięcy razy więcej ludzi zabiłaby Car Bomba. Zginęliby także Rosjanie – jeśli nie od chmury radioaktywnej Car Bomby, to od bomb amerykańskich. Z tego powodu uważa się, że generałowie rosyjscy nie pozwolą choremu Putinowi wystrzelić pocisku nuklearnego o dużej sile.
Ale mogą to być małe bomby atomowe, wystrzelone z obwodu kaliningradzkiego. Tylko że uderzenie nawet małego ładunku nuklearnego w centrum dużego miasta od razu zabije kilkanaście tysięcy ludzi. Ofiar będzie znacznie więcej, gdy zacznie opadać pył radioaktywny. I właśnie na takie, teoretycznie mniejsze, niebezpieczeństwo przygotowują się polscy preppersi.
Zagrożenie nuklearne
Po przejściu fali uderzeniowej, wywołanej ładunkiem nuklearnym, nad miastem pozostaje chmura radioaktywna. I to ona, jeśli przeżyliśmy sam wybuch, stanowi największe zagrożenie. Podręczniki przetrwania polecają, aby w pierwszych chwilach szukać schronienia w miejscu, gdzie się znajdujemy. W żadnym wypadku nie należy wsiadać do auta i uciekać z miasta. Większość ludzi w samochodach przyjmie śmiertelną dawkę promieniowania i umrze w ciągu dwóch tygodni.
Piotr Czuryłło zaleca: „W momencie wybuchu od razu kładziemy się na ziemi, na brzuchu, w kierunku epicentrum wybuchu, i zakrywamy twarz. Wybieramy miejsce za czymś, co może stanowić ochronę przed falą uderzeniową i promieniowaniem. Chodzi o jak najgęstszy, nieprzenikalny materiał. Może to być solidna ściana z betonu. W blokach najlepiej położyć się przy narożniku, gdzie grubość ścian jest największa”.
Później trzeba poszukać solidniejszego schronienia. W warunkach dużego miasta nadają się do tego wnętrza betonowych budynków – piwnice, szyby windowe. W poradniku rządowym Stanów Zjednoczonych odnotowano, że schronienie w takim miejscu pozwala ograniczyć promieniowanie do jednej setnej jego pierwotnej mocy.
Najtrudniejszy okres – przynajmniej kilka dni – trzeba przeczekać w ukryciu. Jeśli w tym czasie musimy wyjść, po wodę czy jedzenie, należy ubrać coś, co w jakimś stopniu uchroni nas przed promieniowaniem. W ostateczności może to być zwykły kombinezon malarski i jakaś maska zakrywająca całą twarz.
Ucieczka z miast
Autorzy podręczników przetrwania podkreślają, że w czasie kataklizmu – spowodowanego wojną lub siłami przyrody – miasta są najbardziej niebezpiecznym miejscem. W nich najszybciej dochodzi do destabilizacji społecznego ładu. Trzeba się mieć na baczności przed wszystkimi, bo nie wiadomo kto jakie ma zamiary. Najlepiej wyjechać do rodziny na wsi, jeżeli się taką ma. Jeśli jednak musimy pozostać w mieście, to dobrze jest pozostać jak najdłużej w ukryciu.
Czołowy polski preppers, Czuryłło, jest przygotowany na pozostanie w ukryciu nawet przez pół roku. I ostrzega: „Decydując się na wyjście, wystawiamy się na ryzyko. Gdy kurz po katastrofie opadnie, zacznie się rywalizacja o bardzo ograniczone zasoby. Zagrożeniem będzie zwykły bandytyzm. Dlatego starałbym się ograniczać zapalanie światła, używanie latarki. Maskowałbym swoją obecność. Z całą pewnością nie należy się chwalić posiadanymi zapasami. Wręcz przeciwnie, warto udawać biednego i wycieńczonego”.
Ważne jest także, aby być przygotowanym na odbiór wiadomości ze strony służb państwowych, które będą się zajmować ewakuacją lub informować o nowych zagrożeniach. Na telefon i Internet nie należy liczyć. Różne symulacje pokazują, że te urządzenia padną najwcześniej. Najdłużej przetrwa radio – długie fale FM.
Zapas wody i szczęście
Największym problemem jest dostęp do wody pitnej. Po ataku nuklearnym woda z rzeki będzie skażona. Jedyne dobre rozwiązanie to studnia głębinowa. Niektórzy preppersi już mają takie w swoich kryjówkach. Ze zmagazynowaniem żywności jest prościej. Nadają się do tego produkty suszone, konserwowane i w proszku. Także nasiona, jak słonecznik, dynia, kukurydza. Można je przechowywać latami. Niektórzy zalecają zaopatrzyć się w kilka worków owsa. Jest odżywczy i łatwy w obróbce termicznej. Można go jeść nawet na surowo.
Niektóre sieci sklepów już odpowiadają na potrzeby preppersów. Oferują zestawy żywnościowe nawet z trzydziestoletnim terminem przydatności do spożycia. Jeden taki zestaw pozwoli wyżywić czteroosobową rodzinę przez rok.
Preppersi mają przygotowane schrony, najczęściej z dala od dużych miast. Muszą tylko do nich dotrzeć, kiedy dojdzie do apokalipsy. Dlatego pod ręką zawsze mają podstawowy ekwipunek przetrwania. Mieści się on w średniej wielkości plecaku.
Na zestaw preppersa składa się m.in.: saperka, maska przeciwgazowa, ręczna piła do drewna, filtr do wody, nożyce do cięcia metalu, tabletki jodku potasu, radiotelefon, świece survivalowe, toporek, manierka. A także, najważniejsze, talizman szczęścia. Bowiem w wypadku wybuchu wojny nuklearnej tak naprawdę możemy liczyć tylko na to ostatnie.
Ryszard Sadaj