Jeszcze więcej żołnierzy na froncie, referenda w sprawie aneksji terytoriów Ukrainy i wysyłanie Rosjan do kolonii karnych za odmowę udziału w wojnie lub dezercję – to kolejny etap eskalacji wojny na Ukrainie w scenariuszu pisanym przez Władimira Putina. Rosyjski dyktator nie może pogodzić się z niepowodzeniami i znów grozi całemu światu. Jednak aby zrealizować swoje plany, będzie musiał jeszcze bardziej dokręcić śrubę własnemu społeczeństwu. Oficjalna propaganda musi wykręcać kolejne narracyjne piruety.
Jeszcze kilka lat temu Władimir Putin zapewniał, że oprócz Krymu nie interesuje go żadna część Ukrainy ani podział tego państwa. Podczas „specjalnej operacji wojskowej” (kolejne propagandowe kłamstwo dla zawoalowania otwartej agresji) miano walczyć z „nazistami”, którzy otumanili Ukraińców i nie pragną niczego innego jak tylko połączenia się z Rosją. Dziś Putin mówi o konieczności obrony suwerenności Rosji, jej terytoriów i bezpieczeństwa narodowego. Tak jakby to jego kraj był ofiarą agresji, a nie jej sprawcą. Orędzie Putina pokazało, jak oficjalna linia rosyjskiej propagandy zapętliła się w kłamstwach.
Kolejne groźby wobec całego świata to tylko dowód na to, jak zawodziły kolejne rosyjskie plany. Kremlowi nie udało się zająć Kijowa i wymienić władz Ukrainy na prorosyjskie marionetki. Potem nie powiodły się ofensywy mające na celu zajęcie całego Donbasu oraz obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Straty Rosji to kilkadziesiąt tysięcy zabitych i rannych żołnierzy, i sprzęt wojenny, którego wartość mierzona jest w dziesiątkach miliardów dolarów. Udana kontrofensywa ukraińskiej armii oznaczała dla Rosji utratę w ciągu kilku dni terytoriów, które zdobywano przez kilka miesięcy. Co więcej – świat Zachodu okazał pomoc Ukrainie i jak dotąd zachowuje solidarność przy utrzymywaniu bezprecedensowych sankcji. A te powoli, ale systematycznie doprowadzają rosyjską gospodarkę do ruiny.
Ogłoszenie mobilizacji, nawet tylko częściowej, to kres udawania, że w Ukrainie prowadzona jest „specjalna operacja wojskowa” o chirurgicznym charakterze, której celem jest „denazyfikacja” sąsiedniego kraju i rzekoma obrona rosyjskojęzycznej ludności. Putin pokazał, że interesuje go wciąż zniszczenie niepodległego państwa ukraińskiego oraz kolejne aneksje terytorialne. W tym celu pod koniec października mają się odbyć pseudoreferenda na temat przyłączenia się do Rosji. Jeśli się odbędą, rezultatów nie uzna nikt poza najbliższymi satelitami Moskwy.
Przemówienie Putina miało też zastraszyć społeczność międzynarodową. Pojawiły się zawoalowane groźby użycia broni atomowej, nawiasem mówiąc, wbrew własnej doktrynie nuklearnej Rosji. Tu reakcja była jednoznaczna – kraje NATO zwarły szeregi i zapewniły o dalszym wsparciu dla walczącej Ukrainy. Ostatnie ruchy Kremla potraktowano raczej jako przejaw słabości i desperacji Rosji niemogącej się pogodzić z ostatnimi porażkami. Co nie zmienia perspektywy dalszej eskalacji konfliktu po rzuceniu na Ukrainę rosyjskich poborowych. Eskalacja konfliktu odbywać się będzie w sytuacji, gdy świat będzie się zmagać ze skutkami kryzysu energetycznego wywołanego przez sankcje i rosyjski szantaż.
O tym, że kremlowska propaganda przestaje być skuteczna, świadczą pierwsze reakcje w Rosji na zapowiedź mobilizacji i zaostrzenie przez Dumę kar za unikanie poboru, dezercję oraz oddanie się do niewoli. Rosjanie odpowiedzieli nogami. Bilety na loty do krajów bezwizowych zniknęły w mgnieniu oka. Na przejściach granicznych z Gruzją utworzyły się korki. W miastach na ulice wyszli protestujący, mimo represji i zapowiedzi natychmiastowego mobilizowania niezadowolonych i wysyłania ich na front. Mur poparcia dla poczynań prezydenta Putina zaczyna się kruszyć. Smutne jest tylko, że objawy niezadowolenia pojawiły się dopiero wtedy, gdy Rosjanie zaczęli się bać o własne głowy, a nie gdy ujawniono zbrodnie wojenne w Buczy, Irpieniu i w innych miastach Ukrainy.
Decyzja o mobilizacji wprowadza Rosję w tryb wojenny, co także oznacza dalsze kłopoty dla gospodarki tego kraju i tak ściskanej kleszczami sankcji. Pod adresem Zachodu będą płynąć kolejne groźby. W tym czasie oficjalna putinowska propaganda będzie się zapętlać w kolejnych kłamstwach, aby usprawiedliwić agresję, zbrodnie wojenne i własne ofiary.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.