Wyspa San Juan w północno-zachodnim stanie Waszyngton jest zacisznym miejscem. Orki baraszkują tam w okolicznych wodach, a południowy brzeg kanadyjskiej wyspy Vancouver migocze w oddali. Aż trudno uwierzyć, że w tym odosobnionym zakątku Stanów Zjednoczonych w 1859 roku Brytyjczycy i Amerykanie omal nie poszli na wojnę. A gdyby do niej doszło, przyczyną konfliktu byłaby pojedyncza, martwa świnia...
Spór o świnię
Problemy zaczęły się od sporu granicznego. Zawarty w 1846 roku traktat oregoński ustanowił 49. równoleżnik jako oficjalną granicę między terytoriami brytyjskimi i amerykańskimi na północno-zachodnim wybrzeżu Pacyfiku, ale zrobił wyjątek dla wyspy Vancouver, która mogła pozostać brytyjską, mimo że leżała poniżej tego równoleżnika. Ten zachodni fragment granicy miał być, zgodnie z treścią traktatu, wyznaczony przez „środek kanału, który oddziela kontynent od wyspy Vancouver”. Ponieważ jednak wody Morza Salish zawierały dziesiątki małych wysp i kilka różnych kanałów, trudno było zgodzić się co do tego, jak dokładnie miała być wytyczona graniczna linia. W ten sposób wyspa San Juan nagle znalazła się w epicentrum poważnego kryzysu dyplomatycznego.
Rolnictwo zostało po raz pierwszy wprowadzone na wyspie San Juan w 1853 roku. Wówczas to brytyjska firma Hudson Bay Company założyła tu hodowlę owiec Belle Vue w celu zdobycia przyczółku w tym regionie i udaremnienia amerykańskich roszczeń do tego terytorium. Kiedy biznes stał się dochodowy, Amerykanie zdecydowali, że również chcą być tam obecni. W ciągu pięciu lat kilkunastu amerykańskich osadników przypłynęło z kontynentu, by ubiegać się o prawa do wypasu owiec. Wnioski te Brytyjczycy uznali za nielegalne.
Przez następne lata między Amerykanami i Brytyjczykami na wyspie San Juan utrzymywało się napięcie i dochodziło tam do różnych incydentów. W dniu 15 czerwca 1859 roku amerykański osadnik Lyman Cutlar zastrzelił świnię, którą znalazł w swoim ogrodzie, a która należała do brytyjskiego farmera. Brytyjczycy byli tak rozwścieczeni tym incydentem, że grozili masową eksmisją amerykańskich osadników.
Niezrażeni tym Amerykanie poprosili o ochronę wojskową. W odpowiedzi na to wezwanie na wyspę wysłany został kapitan George Pickett, lądując z 64-osobową grupą żołnierzy w pobliżu dzisiejszego American Camp. Jest to najbardziej na południe wysunięty punkt wyspy, znajdujący się przy drodze wiodącej przez pola uprawne, otoczone często żywopłotami. Brytyjczycy odpowiedzieli, wysyłając trzy okręty wojenne, podczas gdy Pickett zwiększył liczbę swoich żołnierzy do 450. Podnosząc stawkę jeszcze wyżej, Brytyjczycy zaczęli przeprowadzać manewry wojskowe, co doprowadziło do sytuacji, w której brytyjscy i amerykańscy żołnierze stali naprzeciw siebie, gotowi do wszczęcia działań zbrojnych.
Niemiecka mediacja
Wojna wisiała na włosku. Gubernator James Douglas, rządzący w Kolumbii Brytyjskiej, rozkazał oficerom Royal Navy strzelać do wszystkich Amerykanów, którzy mieli wzmocnić początkowe siły George’a Picketta. Jednak brytyjski kapitan James Prevost zawahał się z chwilą, gdy na własne oczy zobaczył lądowanie doskonale uzbrojonych Amerykanów. Kiedy w październiku 1859 roku wiadomość o „wojnie świń” dotarła do odległego Waszyngtonu, prezydent Buchanan wysłał wysokich rangą emisariuszy, by spróbowali zakończyć spór. Ich przybycie szybko pomogło złagodzić napięcie i ostatecznie uniknięto działań zbrojnych na rzecz rozejmu.
Dziś uniknięcie wojny przypisuje się głównie dwóm osobom. Jedną z nich był admirał Lambert Baynes, dowódca sił Royal Navy na Pacyfiku, który odmówił zaangażowania się w jakiekolwiek działania wojenne, pomimo silnych nacisków ze strony Douglasa. Druga osoba to generał Winfield Scott, który pojechał z Nowego Jorku do San Juan, gdzie zawarł wspólne z Brytyjczykami porozumienie okupacyjne. Umożliwiło ono obu stronom zajmowanie wyspy San Juan przez 12 następnych lat, aż do czasu wypracowania ostatecznego rozwiązania dyplomatycznego.
Ta wspólna okupacja wyspy San Juan trwała od 1859 do 1872 roku. W tym czasie wojska brytyjskie i amerykańskie pokojowo współistniały w oddzielnych obozach na obu końcach wyspy. Stosunki między nimi szybko zmieniły się z mroźnych na serdeczne. Jednak przez cały ten okres Amerykanie i Brytyjczycy targowali się o ostateczne granice. Kiedy doszli do wniosku, że sami nie są w stanie dojść do porozumienia, postanowili zatrudnić niezależnego negocjatora. Został nim niemiecki władca Wilhelm, który miał postanowić, czy linia graniczna powinna przebiegać przez Cieśninę Haro, czy też Cieśninę Rosario.
Wilhelm zdecydował się na Cieśninę Haro, a we wrześniu 1872 roku brytyjscy żołnierze spakowali swoje bagaże i wyspa San Juan została pokojowo przekazana Stanom Zjednoczonym. Trzeba przypomnieć, że pięć lat wcześniej powstała Konfederacja Kanady, a granice nowego kraju pozostały zgodne ze wcześniejszymi umowami brytyjsko-amerykańskimi. W związku z tym wyspa San Juan jest obecnie częścią Stanów Zjednoczonych, podczas gdy pobliska, znacznie większa wyspa Vancouver jest terytorium kanadyjskim.
Wszystko to nie ma obecnie większego znaczenia, ponieważ między wyspami w całym tym regionie istnieją ścisłe kontakty, niezależnie od tego, po której stronie linii granicznej się znajdują. Turyści mogą też w miarę swobodnie wędrować między kanadyjskimi i amerykańskimi wyspami. Dziś, 150 lat od rozstrzygnięcia sporu, łatwo zlekceważyć konflikt, którego jedyną ofiarą była świnia. Ale gdyby wtedy wybuchła wojna, ogólny koszt dla obu narodów mógłby być ogromny. Na szczęście przeważył rozsądek. Dziś historyczny park wyspy San Juan, nad którym powiewają flagi USA, Wielkiej Brytanii i Kanady, przypomina, że można zapobiec każdej wojnie – nawet tej wywołanej przez zwierzę hodowlane.
Andrzej Heyduk