Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 13:00
Reklama KD Market

Królowa science fiction

Światową popularność przyniosła jest pamiętna rola w serii Alien. Dzięki niej została jedną z nielicznych aktorek z nominacją do Oscara za wiodącą rolę w horrorze. Na ekrany wchodzi wkrótce kolejny głośny tytuł z jej udziałem: Avatar: The Way of Water. Sigourney Weaver zagra w nim nastolatkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w październiku aktorka skończy 73 lata…

Chorobliwie nieśmiała

Urodziła się 8 października 1949 roku jako Susan Alexandra Weaver, ale jako nastolatka zmieniła swoje imię na Sigourney. – Miałam 12 lat i poczułam, że nie jestem Susan. Byłam wysoka i chciałam mieć długie imię. Chyba potrzebowałam na tamtym etapie życia jakiejś symetrii – wyznała w jednym z wywiadów. Swoje nowe imię wybrała z głośnej powieści Francisa Scotta Fitzgeralda Wielki Gatsby.

Aktorka śmieje się, że i tak wszyscy mówią do niej Sig, więc w dorosłym życiu ta zmiana niewiele jej dała, ale zastrzega, że zadba, by na jej nagrobku zostało wykute pełne imię: – Muszę to zapisać w testamencie i poświadczyć u notariusza (…). W dzisiejszych czasach niczego nie można być pewnym – mówi ze śmiechem.

Jej rodzice mieli korzenie brytyjsko-szkockie. Matka, z domu Desiree Mary Lucy Hawkins, była angielską aktorką. Grała nawet u Hitchcocka, ale zrezygnowała z kariery aktorskiej i poświęciła się wychowaniu dwójki dzieci. Ojciec, Sylvester Weaver, przez pewien czas piastował stanowisko prezesa koncernu medialnego NBC Universal.

Weaverowie nie mieli problemów finansowych, więc dzieciństwo Sigourney mogło być spokojne i szczęśliwe. Problemy zaczęły się w szkole. Rówieśnicy wyśmiewali ją, ponieważ była bardzo wysoka (dziś mierzy 180 cm). Doprowadziło ją to do chorobliwej nieśmiałości i wizyty u psychiatry.

Weaver była pilną uczennicą, miała świetne oceny i bez trudu dostała się na Stanford University. Już wtedy marzyła o aktorstwie, mimo że matka próbowała ją przed tym przestrzec, mówiąc: „zjedzą cię tam żywcem”. Ale Sigourney była uparta. W 1972 roku po uzyskaniu dyplomu z filologii angielskiej zapisała się na studia aktorskie na Uniwersytecie Yale. Jej koleżanką z roku była Meryl Streep. Z dyplomem studiów aktorskich Weaver trafiła do jednego z nowojorskich teatrów i z powodzeniem grała w sztukach off-broadwayowskich. Po cichu marzyła jednak, że doczeka się telefonu od ważnego reżysera. Pragnęła zagrać w filmie kinowym.

Horrory i wielki bum

I pewnego dnia telefon zadzwonił. Po drugiej stronie słuchawki odezwał się nie byle kto, bo sam Woody Allen, który obsadził Weaver w kultowej Annie Hall. Z powodu zobowiązań teatralnych Sigourney nie mogła zagrać w pełnym wymiarze, ale Allen i tak ją chciał – skończyło się na trwającym kilka sekund epizodzie. Był to rok 1977. Dwa lat później nastąpił wielki bum!

Ridley Scott, który zobaczył ją kiedyś na teatralnych deskach, zaproponował Weaver główną rolę w swoim horrorze science fiction Alien. Popularność filmu przerosła wszelkie oczekiwania – Alien zarobił dziesięć razy więcej niż kosztował, więc doczekał się kontynuacji. Twórcy filmowi postanowili zaskoczyć widzów… ożywiając bohaterkę graną przez Weaver. Ostatecznie Ripley ginie dopiero w ostatniej części trylogii. Film zyskał nie tylko przychylność widzów, ale i branży filmowej. Dostał Oscara za najlepsze efekty wizualne oraz nominację za najlepszą scenografię.

Sigourney z dnia na dzień stała się gwiazdą światowego formatu. Za kontynuację roli Ripley w Aliens – sequelu wyreżyserowanym w 1986 roku już przez Jamesa Camerona – dostała swoją pierwszą nominację do Oscara. Kolejne nominacje, i to za dwa filmy, otrzymała dwa lata później, kiedy Akademia Filmowa doceniła jej kreację w Gorillas in the Mist oraz Working Girl. Niestety, Weaver Oscara nie dostała, ale na pocieszenie zdobyła Złote Globy. Na koncie ma też znakomitą rolę w Death in the Maiden Romana Polańskiego.

Sigourney to jednak nie tylko bohaterka horrorów i dramatów. Ma również ogromny potencjał jako aktorka komediowa, co potwierdziła rolami m.in. w Ghostbusters oraz Heartbreakers.

Nieśmiertelna

Wcielając się w postać doktor Grace Augustine w Avatarze (2009) udowodniła, że w pełni zasługuje na tytuł królowej gatunku science fiction. Weaver nawet się nie śniło, że dostanie rolę w kontynuacjach tego blockbustera; tym bardziej że jej bohaterka zginęła. Kiedy pojawiły się pogłoski, iż może znaleźć się w obsadzie, żartowała, że producenci na pewno nie dadzą pieniędzy na film akcji z bohaterką po sześćdziesiątce. Jakież było jej zaskoczenie, kiedy okazało się, że nie tylko zagra w drugiej części, ale że James Cameron obsadzi ją w roli… nastolatki. Sigourney wcieli się bowiem w postać Kiri, adoptowanej córki Jake’a (Sam Worthington, lat 46) i Neytiti (Zoe Saldana, 44 lata).

Weaver podeszła do tak niezwykłego zadania profesjonalnie, choć sam reżyser przyznał później, że było to duże wyzwanie aktorskie: – Oto mamy niemal 70-letnią aktorkę grającą postać o dziesiątki lat młodszą. Sig uznała jednak, że to wielka frajda i po prostu… stała się młodsza. Wyglądała młodziej, miała więcej energii i przez cały okres pracy w motion capture nie wyszła z roli Kiri. Miała błysk w oku, lekki krok i pozytywna energię – zachwalał aktorkę Cameron.

Co ciekawe, cztery części „Avatara” powstają niemal równolegle. Avatar: The Way of Water wchodzi do kin w tym roku, Avatar 3 za dwa lata, Avatar 4: 18 grudnia 2026, zaś Avatar 5: 22 grudnia 2028. Piąta część Avatara będzie miała premierę rok przed 80. urodzinami aktorki.

– To projekt obliczony na lata. Kompaktowo. Ekologicznie – mówi Weaver. – Teraz realizowaliśmy równocześnie część drugą i trzecią. Zaraz wchodzimy na zdjęciowy plan do dwóch kolejnych. Po co budować dwa razy taką samą scenografię? Po co szyć te same kostiumy? Tak jest efektywniej. Cameron świetnie to wymyślił – chwali reżysera.

Elegancka i zaangażowana

Jej życie prywatne nie jest obiektem plotek i zainteresowania plotkarskich mediów. Aktorka nie udziela zbyt wielu wywiadów, nie wywołuje skandali i chroni sferę osobistą. Wiadomo, że nieustannie, od 1 października 1984 roku, jej mężem jest reżyser Jim Simpson. Jim był twórcą The Flea Theater, a jako 17-latek wyjechał do Polski, aby uczyć się u Jerzego Grotowskiego. Para doczekała się jednego dziecka, córki Charlotte, urodzonej 13 kwietnia 1990 roku.

Aktorka bardzo aktywnie działa w różnych organizacjach mających na celu ochronę środowiska. W Gorillas in the Mist Sigourney zagrała obrończynię praw zwierząt Dianę Fossey. To autentyczna postać, która dosłownie poświęciła swe życie, aby ratować przed kłusownikami goryle w Kongo i Rwandzie. Ponieważ zdjęcia realizowane były w autentycznych plenerach i miejscach związanych z opowiadaną historią, Weaver była bardzo poruszona losem tych dzikich zwierząt. Od tego czasu stale wspiera opiekę nad gorylami górskimi, które są zagrożonym gatunkiem. Angażuje się także w działania na rzecz kobiet i osób niepełnosprawnych.

Przestrzeń dla Sigourney

Aktorstwo dla Weaver jest przestrzenią do uzewnętrzniania swoich emocji. Na co dzień jest ona bowiem bardzo powściągliwa, stonowana i elegancka. A także dowcipna. Zapytana niedawno przez dziennikarzy, jak przyjęłaby propozycję zagrania w kolejnej odsłonie Alien, odpowiedziała: – Biorąc pod uwagę mój wiek, byłoby to dość bezprecedensowe. Nie wiem, co dokładnie mogliby mi teraz zaproponować producenci, chyba rolę samego Obcego.

Sigourney ma już na koncie niemal 80 filmów i należy do najbardziej pracowitych aktorek w Hollywood. I nie wybiera się na emeryturę. Metryka jej nie przeszkadza. Jest głodna nowych wyzwań. Przyznaje, że jedną z jej ulubionych aktorek jest Jessica Tandy, która tworzyła znakomite kreacje, mając 80 lat. – Nie zamierzam przepraszać za swój wiek – mówi Sigourney Weaver. – Cieszy mnie początek każdej nowej dekady. Myślę wtedy: mam przed sobą nowe dziesięć lat, ciekawe co przyniosą?

Małgorzata Matuszewska

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama