Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 16:37
Reklama KD Market
Reklama

NKWD kontra Polacy

– Dziewczyny, nie idźcie z nimi! Nie mają prawa was dotykać! – krzyczał Borys. Chwytając za rękę jedną z czterech swoich młodszych sióstr, nie pozwolił, by je zabrano. Siostry płakały i żarliwie skarżyły się bratu oraz sobie nawzajem. Agenci NKWD byli wyraźnie zdenerwowani: nie byli przyzwyczajeni do oporu – większość aresztowanych wychodziła potulnie z domów, nie pytając nawet, dlaczego ich zabierają...

Wyimaginowani szpiedzy

W 1937 roku w obwodzie swierdłowskim – jednym z największych w ZSRR – wykryto rzekomą komórkę szpiegowską „Polskiej Organizacji Wojskowej”. Była to organizacja, która formalnie przestała istnieć w 1919 roku z chwilą, gdy została wcielona do Wojska Polskiego. W ramach śledztwa w sprawie działalności zagranicznych szpiegów wielu ludzi na Uralu rozstrzelano lub wywieziono do obozów. Dopiero po śmierci Stalina wyszło na jaw, że opowieści o polskich szpiegach i sabotażystach na Uralu były całkowicie zmyślone.

Rodzina Elżbiety i Jakuba Romaniuków ze Swierdłowska, pochodzących z Polski, była duża. Dorastało w niej pięcioro dzieci: syn Borys i córki Love, Galina, Margarita i Tamara. Borys pracował na kolei. Ojciec Jakub pracował w młynie państwowym, przez co jego rodzina mało go widywała – od rana do wieczora był w pracy. A matka, gospodyni domowa, spędzała cały dzień na pracach domowych.

Wieczorem 26 października 1937 roku rodzina czekała na powrót ojca z roboty. Nagle rozległo się pukanie do drzwi – głośne i ostre. Borys poszedł otworzyć. Do pokoju wpadło trzech uzbrojonych mężczyzn, którzy natychmiast zabrali matkę, ale dzieci pozostawili w mieszkaniu. Jak się później okazało, Jakuba aresztowano wcześniej tego samego dnia w pracy. Po kilku dniach cztery siostry zabrano do sierocińca, a Borys przepadł bez śladu i już nigdy nie udało się go odnaleźć. Rzekomo zginął w niejasnych okolicznościach na początku II wojny światowej.

Elżbieta Romaniuk, pochodząca z obwodu swierdłowskiego, została zesłana na dwa lata do miasta Asbest, gdzie zamieszkała z siostrą. 1 lipca 1940 roku została zwolniona spod dozoru i zaczęła zabiegać o odzyskanie swoich dzieci. Tymczasem latem 1941 roku wszyscy wychowankowie sierocińca zostali wysłani do kołchozu, gdzie pracowali do jesieni. Wkrótce potem siostry Romaniuk dołączyły do matki. Niestety los głowy rodziny był zupełnie inny.

Jakow Romaniuk, Ukrainiec, urodził się w 1897 roku we wsi Poruby, w powiecie jaworowskim w Polsce. Pochodził z rodziny chłopskiej. Nie otrzymał nawet podstawowego wykształcenia szkolnego i przez całe życie ciężko pracował fizycznie. Miesiąc po aresztowaniu, 27 listopada 1937 roku, został skazany na śmierć za szpiegostwo przeciw ZSRR. W latach 90. siostry Romaniuk odnalazły sprawę ojca w archiwum w Swierdłowsku. Okazało się, że Jakub został rozstrzelany już 13 grudnia 1937 roku. W kwietniu roku 1958 wyrok uchylono z powodu braku materiału dowodowego, a skazanego pośmiertnie zrehabilitowano.

„Operacja polska”

Losy rodziny Romaniuków to tylko mikroskopijny fragment tego, co wtedy działo się z Polakami w ZSRR. Lata 30. były okresem wzmożonego terroru ze strony NKWD. Pokazowe procesy i egzekucje „starych bolszewików”, przeciwników ustroju komunistycznego czy też osób potencjalnie niebezpiecznych dla rządów Stalina, osiągnęły zatrważający poziom kilkunastu milionów ludzi. Mordowano ich na mocy wyroków sądowych lub wysyłano do obozów koncentracyjnych, gdzie śmierć poniosły kolejne miliony rzekomych przeciwników ustroju komunistycznego. Aresztowania również objęły mniejszości narodowe, z których najliczniejszą była mniejszość polska.

„Operacja polska” rozpoczęła się 11 sierpnia 1937 roku. Był to dzień podpisania przez Nikołaja Jeżowa rozkazu numer 00485, na mocy którego przed sądami stawiano polskich jeńców wojennych z czasów wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-1921, polskich imigrantów i uchodźców, a także członków polskich partii politycznych i „działaczy antysowieckich”, zamieszkujących polskojęzyczne tereny republik sowieckich. Cztery dni później, na mocy kolejnego rozkazu Jeżowa, rozszerzono listy „podejrzanych” o ich rodziny. Na dzieci powyżej 15. roku życia czekały aresztowania, jeśli zostały uznane za „społecznie niebezpieczne i zdolne do antysowieckich działań”. Kobiety trafiały do ​​obozów na 5 do 8 lat, a młodsze dzieci umieszczano w żłobkach i sierocińcach.

Aresztowania obejmowały również Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Żydów i członków innych grup narodowych, którym przypięto łatkę zdrajców ojczyzny. Niestety Polacy ginęli prawie czterdziestokrotnie częściej niż inni obywatele ZSRR. Jeżow na bieżąco informował Stalina o przebiegu akcji, a sowiecki przywódca ochoczo zachęcał do dalszych działań NKWD przeciw Polakom.

Początkowo operacja miała potrwać trzy miesiące, jednak przedłużyła się na ponad rok. Wynikało to między innymi z tego, że wkrótce okazało się, iż wdrożenie dyrektywy Jeżowa napotka na trudności techniczne – napływ żon aresztowanych Polaków okazał się znacznie większy niż oczekiwano, a w więzieniach i sierocińcach nie było tak wielu miejsc dla „szpiegów”. Postanowiono w związku z tym nie wsadzać żon do więzień, lecz je eksmitować i osadzać poza dużymi miastami.

Według danych spisu powszechnego z 1937 roku, w ZSRR mieszkało łącznie 636 tysięcy Polaków. Większość z nich znajdowała się w regionach Leningradu i Moskwy, w Syberii Zachodniej i na Uralu. To właśnie w tych regionach szczególnie intensywnie realizowane były postanowienia rozkazu numer 00485. Według późniejszych ustaleń, represje w trakcie „operacji polskiej” objęły co najmniej 139 tysięcy osób. Wyrok śmierci wydano na 111 tysiącach oskarżonych, a 28 tysięcy osób zostało skazanych na pobyt w łagrach.

Sejm RP dwukrotnie przyjmował uchwały, w których upamiętniono ofiary „operacji polskiej” NKWD. Podziękowano w nich również rosyjskiemu stowarzyszeniu Memoriał, podtrzymującemu pamięć o dokonanym ludobójstwie.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama