Odmawiając brewiarz, czytam regularnie słowa św. Pawła z Drugiego Listu do Tesaloniczan: „Kto nie chce pracować, niech też nie je! Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (3, 10-12). Niemal za każdym razem są one okazją do postawienia sobie pytania o to, czy i jak wykonuję swoje zajęcia i czy przypadkiem nie jestem, jak mówi dosadne określenie: „darmozjadem”. Jako ksiądz, słyszę czasami lub czytam krzywdzące bardzo często uwagi, że należymy do grupy darmozjadów. Dlatego staram się, wymagając od siebie, podejmować i realizować moje prace i zadania. Inna rzecz, nie lubię bezczynności i od zawsze uważam, że życie można dobrze przeżyć, kiedy ma się właściwy balans pomiędzy pracą, odpoczynkiem, czasem dla innych, a także tym, który poświęcam na życie duchowe. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest taki grzech, który nazywa się lenistwem i słusznie zakwalifikowano go do listy „siedmiu grzechów głównych”.
Początek września to czas powrotów do szkół, na uczelnie, a także do regularnych prac i zajęć. Ktoś zamieścił grafikę składającą się z trzech jednakowych obrazków przedstawiających mężczyznę siedzącego przy komputerze. Zatytułowano je: „Wakacje. Wakacje. I po wakacjach”, zaś komentarzem było zdanie: „Wspaniałe to były wakacje, nie zapomnę ich nigdy”. Co chciał powiedzieć autor? Pokazał, że człowiek jest często przykuty do swojej pracy lub zamknięty w iście niewolniczym systemie i nie zważa na to, że potrzebne mu są także urlop i wakacje, oderwanie się od codziennych zajęć. Ma do tego prawo, potrzebuje regeneracji sił, także po to, by z nową energią powrócić do wykonywanej pracy. Zapominając o tym albo poddając się niezdrowemu rytmowi, eksploatuje siebie do tego stopnia, że w końcu musi stwierdzić, że więcej już nie może. Czy to nie jest zastanawiające, że dzisiaj tak wielu ludzi cierpi na depresję, zaburzenia snu i w efekcie chodzą rozbici, zmęczeni, a nawet wyczerpani? Bardzo potrzebny jest każdemu zdrowy bilans czasu, także odnośnie do pracy.
Kiedyś ktoś mi podpowiedział, żeby organizując przestrzeń swojego życia, jeśli jest to możliwe, nie mieć w sypialni biurka i komputera, a telefon komórkowy z internetem zostawiać na noc w drugim pokoju, kupując sobie zwyczajny budzik. Mądra to rada, niestety często trudna do zastosowania, zwłaszcza w przypadku telefonu. Podobnie z pracą. Oddzielić ją od prywatnego życia, nie „nosić jej” wszędzie, ale zostawiać w miejscu, gdzie się ją wykonuje. W wielu przypadkach także i to jest dzisiaj prawie niewykonalne ze względu na jej zdalny tryb, najczęściej z własnego mieszkania. Idealnie byłoby jednak umieć oddzielić obie rzeczywistości. I czas wolny poświęcić rodzinie, wspólnocie, przyjaciołom, a nawet pracom wokół i w domu, które przecież choć konieczne, nie mają wymiaru zawodowego. Cóż, jednak kiedy wielu chrześcijan poświęca na pracę i tę konieczną i niekonieczną, a także zarobkową, dni święte, do których należy każda niedziela. W języku polskim sama nazwa tego dnia składa się z dwóch słów: „nie + działaj”. Bo choć praca jest ważna, o czym przypomina Apostoł Paweł w cytowanym fragmencie swojego listu, nie należy zapominać o trzecim przykazaniu z Dekalogu, które mówi: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”.
Pracoholizm jest jednym z uzależnień, chociaż niewiele się o nim mówi. Jest też grzech chciwości pieniądza, któremu nierzadko ulegają ludzie. Brak kontroli w tej mierze prowadzić też może do wypalenia, bezsilności, a ta rodzić może agresję. Dlatego tak jak należy cenić pracę, którą się ma i się wykonuje, tak z drugiej strony musi mieć ona swoje granice. A z drugiej strony trzeba kontrolować, czy nie hołduje się lenistwu, wykorzystywaniu innych, wykradaniu ich czasu wolnego. Kiedyś jeden z zakonnych braci ogrodników mówił: „Praca nie zając, nie ucieknie”. Jedni odczytywali to jako proste stwierdzenie, że tak czy inaczej, trzeba ją będzie kontynuować, żeby móc osiągnąć cel. Dla innych była to zachęta do pobłażania lenistwu. Dodam tylko, że ów brat był bardzo pracowitym i twórczym człowiekiem. Przypominam też sobie sytuację, kiedy jako młodzi zakonnicy pojechaliśmy na kilka dni do opactwa benedyktynów w Tyńcu. Mnisi zadali nam pracę w ogrodzie, na trzy dni. My zebraliśmy się i wykonaliśmy ją w pół dnia, ciesząc się, że przez dwa i pół będzie wolne. Na co nasz opiekun wyjaśnił nam, że mieliśmy pracować w myśl złotej zasady św. Benedykta: „Ora et labora”, czyli „módl się i pracuj”. No tak, zapytaliśmy, ale po co pracować tak wolno? Dopiero po czasie zrozumieliśmy, że taka praca jest dokładniejsza, że daje radość, że prowadzi do osiągnięcia celu. Jest też połączona z modlitwą i sama staje się formą modlitwy. Czy ślimak, pełzając wolno, nie dochodzi czasem szybciej do swojego celu niż ktoś, kto ciągle się spieszy?
Amerykańskie święto pracy może być dobrą okazją do tego, by przypatrzeć się swojej pracy i odpoczynkowi. Podziękować Panu Bogu za nią, zobaczyć, co można poprawić, z czego zrezygnować. Zrobić też przy okazji swoisty rachunek sumienia. Przed laty, jeszcze jako licealista, usłyszałem w kościele pieśń na zakończenie porannej mszy w środku tygodnia: „Błogosław Panie nas, na pracę i znojny trud. Wszak Tyś sam wybrał nas, by Cię poznał i wielbił świat. Alleluja!”. Wpadła mi w ucho i zapisała się w sercu. Lubię ją sobie często zaśpiewać rano, kiedy idę do mojej pracy i zajęć. Wieczorem zaś dziękuję za kolejny dzień i cieszę się z tego, co udało się osiągnąć, przepraszam czasem za chwile lenistwa, które się przydarzyły i pytam, czy aby nie byłem dzisiaj darmozjadem. Proszę też o dobry odpoczynek, abym mógł zregenerować siły i rano z nowym zapałem przystąpić do działania.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.