Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 06:04
Reklama KD Market

Droga w kierunku Życia

W tych dniach obserwuję na bieżąco relacje z pielgrzymek do sanktuariów świata. Na szczęście wciąż są organizowane i cieszą się zainteresowaniem ze strony tak starszych, jak i młodych. Po okresie dwuletnich obostrzeń i zakazów, taki rodzaj duchowego przeżycia czasu wakacyjnego wcale nie przygasł. Ciekawe jest, że coraz więcej pojawia się pielgrzymek na rowerach, rolkach, motorach. Cel jednak jest ten sam, tylko droga do niego różni się sposobem jej realizacji. To prawda, że liczba uczestników może być mniejsza niż kiedyś, dobrze jest jednak nie zniechęcać się, ale podejmować wyzwanie i do przodu! Kilka dni temu widziałem relację z wyjścia Warszawskiej Pielgrzymki Akademickiej. Przez sześć lat, kiedyś tam, chodziłem w grupie „Zielonej”. To był niezwykle ważny dla mnie czas. Bardzo na niego czekałem. Teraz wzruszyło mnie to, że podobnie jak dwadzieścia pięć lat temu, pielgrzymi śpiewają na wyjściu dokładnie to samo: „Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie ziemię obiecaną daje ci Pan”. Nic się nie zmieniło, pielgrzymi entuzjazm także! I Bogu niech będą dzięki! Jestem przekonany, że dzisiejsi pielgrzymi poniosą go dalej i będą zarażać nim innych. 

Są też trudne wiadomości, jak choćby ta z trasy polskiej pielgrzymki do Medjugorje. Jedna tragiczna chwila i wszystko zmieniło się w dramat. „Ludzie do Matki Bożej pielgrzymują i takie nieszczęście” – skomentowała jakaś anonimowa pani w telewizyjnych informacjach. „I po co tym starszym kobietom było tam jechać?” – zapytuje inny obserwator. „Wiele razy tam bywałam, to pojadę znowu” – odpowiedziała mu na to uczestniczka tragicznego zdarzenia. Na takie pytania o sens nie ma jednak gotowych odpowiedzi. Przyczyny wypadku są badane, ale przecież nikt, kto zdecydował się na taką formę pielgrzymki, nie zakładał, że tak się stanie. Za przyczynami może się kryć wiele niedopatrzeń ze strony organizacyjnej, niewybaczalnych błędów technicznych, ale to już ocenią eksperci. To prawda, jest ból straty, cierpienie bliskich, pytania bez odpowiedzi. Jednak to nie pielgrzymka jest winna tragedii. A ci, którzy zginęli, doszli właśnie do celu ostatecznego ziemskiego pielgrzymowania, a ich wybór drogi wcale nie był chybiony. 

Tydzień temu znalazłem się w szpitalu. Trochę nieoczekiwanie, jak to bywa, pojawiły się trudności zdrowotne, wymagające natychmiastowego leczenia. Czas zupełnie najmniej odpowiedni na takie sprawy, kilka godzin później przyleciał z Polski mój przyjaciel ksiądz, by spędzić ze mną chwilę wakacji. Wszystkie plany musiały pójść na bok, ja sam pozostałem z wieloma myślami i niepewnością co dalej i czy leczenie przyniesie oczekiwany dobry efekt. W jednym momencie pojawiały się obok jakiegoś wewnętrznego buntu na wszystko, obrazy nagłych śmierci ludzi. Tak jak choćby całej rodziny, która zginęła w wypadku na autostradzie albo osób zabijanych w strzelaninach, na wojnach, ofiar katastrof i jeszcze ten wypadek pielgrzymów. Jedna chwila i pstryk, życie ludzkie ot tak zwyczajnie i szybko gaśnie. A w szpitalu? Walka o życie każdego z pacjentów, liczne badania specjalistyczne, leki, konsultacje medyczne, wiele zachodu. Cóż wobec tego mi pozostaje? – pytałem samego siebie. Pokorna zgoda na to, co się dzieje i jest czymś niezależnym ode mnie i mojej woli. A przede wszystkim ta ciągła świadomość ostatecznego celu i drogi, która do niego prowadzi. Każdego dnia na nowo, bez zniechęcania się: budzę się, wstaję, idę, kiedy jestem zmęczony, daję chwilę na odpoczynek, po czym znowu wstaję i idę, krok za krokiem, mila za milą, do przodu. 

Znowu wraca obraz pielgrzymkowych dni, w czasie których „paliwem” jest modlitwa i wspólnota z braćmi i siostrami w drodze. Wśród ofiar drogi do Medjugorje jest organizatorka, s. Janina. Jej znajoma, także siostra zakonna, napisała na Facebooku takie poruszające wspomnienie: „Siostro Janino, Pan powołał Cię nagle. Pomimo ciężkiej choroby nowotworowej, miałaś w sobie wielką siłę życia i działania. Pielgrzymka do Ziemi Świętej, którą zorganizowałaś (kilkanaście dni wcześniej), była jakby przygotowaniem do przejścia do Prawdziwej Niebiańskiej Jeruzalem. (…) Pozostanie w moim sercu nasza ostatnia rozmowa, dwa tygodnie temu, podczas powrotnego lotu do Polski. Nie wiem dlaczego, ale… rozmawiałyśmy o śmierci, o odchodzeniu, o walce życia i wielu głębokich sprawach. Tak się rozstałyśmy na tej ziemi. Dokończymy tę rozmowę już tam, gdzie będzie tylko ŻYCIE w Panu i w Jego Miłości!”. To właśnie życie w Panu Bogu i Jego miłości jest celem każdego pielgrzymowania. Już tego do miejsc świętych na ziemi, a to jest wstępem do Sanktuarium, miejsca świętego świętych, którym jest niebo i życie wieczne. 

Dobrze jest od czasu do czasu mieć tę świadomość drogi. Życia jako drogi i potrzeby paliwa: modlitwy i wspólnoty z innymi. Potrzeba szukać w życiu przewodników i tych, którzy troszczą się, żeby nie zejść z właściwej drogi. Iść samemu to bardzo ryzykowne. Potrzeba światła, którym jest Bóg i Jego słowo. Potrzeba też mądrych i doświadczonych ludzi blisko siebie, którzy prowadzą z miłością i zawsze mają wyciągniętą do innych rękę. Kto ma takie doświadczenia, wie, jakie to ważne i dobre, a nawet użyję słowa: „błogosławione”, czyli szczęśliwe. 

Marzy mi się powrót na pielgrzymkowy szlak. To jest zawsze „życie w miniaturze”, które można każdego roku w takiej czy innej formie przeżyć. I takiego świadomego przeżywania życia tutaj i teraz oraz drogi do celu, życzę każdemu.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama