Wakacje w pełni, bardzo wielu znajomych zamieszcza na swoich internetowych profilach radosne zdjęcia z miejsc, gdzie wypoczywają. Pogoda sprzyja, aż zbyt mocno w wielu miejscach świata, gdzie od dłuższego czasu panuje susza. Ostatnimi dniami poirytowała mnie medialna niekonsekwencja. W polskich mediach mówią najpierw o suszy i katastrofalnym wpływie na plony ziemi, a za chwilę w prognozach pogody słyszę: „Dziś trochę popadało. Nic się nie stało!” albo: „Niestety dziś będzie brzydka, deszczowa pogoda, trzeba siedzieć w domu”. No dobrze, rozumiem, ludzie na wakacjach chcą ładnej pogody, ale tu trzeba raczej śpiewać do Boga suplikacje o deszcz! Większość narzeka na wysokie temperatury i wilgoć, a w radio słyszę: „Dziś temperatura spadła poniżej 30 stopni Celsjusza, jest 28, ale to nic, już jutro będzie znowu 35”. Takie pocieszenia! Mnie się wydaje, że owszem, to są takie wakacyjne standardy pogodowe, ale z drugiej strony wakacje, urlop to przede wszystkim czas bez obciążeń związanych z pracą, w którym można pozwolić sobie na wyłączenie telefonu, dłuższe spanie, odpoczynek razem. Są tacy, którzy mówią, że w czasie urlopu czytają zaległe lektury. Znam rodziny, które w słotne dni urządzają rozgrywki planszowe lub wybierają się do muzeów. Propozycji jest bardzo wiele. Przez kilka lat mój urlop, z racji obowiązków, miałem w listopadzie. Niby taki ponury miesiąc. Spędzałem go prawie zawsze w domu rodzinnym w Polsce i nigdy się nie nudziłem. Bo wszystko zależy od podejścia, aby dobrze wykorzystać swój wolny czas.
Dla człowieka wierzącego pozostaje wciąż bardzo istotne pytanie o religijną stronę wakacji. W polskich kościołach wciąż jeszcze przypomina się o obowiązku uczestnictwa w niedzielnej mszy św. Widać oczywiście wakacyjny spadek uczestnictwa we mszy w kościołach parafialnych, co jest zrozumiałe, gdyż wiele osób wyjeżdża. Pamiętam, jak w Polsce nadmorskie, górskie czy w innych atrakcyjnych rejonach kościoły pękały w szwach. Czy każdy deklarujący się jako wierzący o tym pamięta, zadając sobie trud, który wcale nie jest trudem, aby w niedziele poszukać mszy świętej? Jednym z bardzo często pojawiających się usprawiedliwień jest to, że w danym miejscu nie było „kościoła po polsku”. Chodzi oczywiście o brak języka polskiego. I znowu, nie jest to usprawiedliwienie, przecież praktycznie wszędzie są msze w innych językach i czasem warto nawet pójść na takie nabożeństwo, żeby zobaczyć, jak ludzie modlą się w innych częściach globu. Kiedy pracowałem w Merrillville, w Indianie, zawsze cieszyła mnie obecność polskich marynarzy, którzy cumowali w pobliskim porcie, a kapelan, baptysta, proponował im, że zawiezie chętnych do polskiego kościoła. To było obustronne przeżycie zarówno dla nich, jak i dla nas. Dodać trzeba, że podobną służbę pełnił wobec innych narodowości. Kto chce, ten skorzysta.
Ważne jest mieć w życiu „azymuty”, czyli punkty odniesienia, kierunki, także w wymiarze religijnym. Dla kogoś, kto niedzielę traktuje jako dzień święty, nie będzie problemem znalezienie miejsca, w którym może pójść na mszę. W wyjątkowych sytuacjach może służyć pomocą transmisja internetowa. Chodzi o to, czy naprawdę tego chce, czy ma to dla niego jakieś znaczenie. Ostatnio pewna osoba mówi mi, że nie chodzi do kościoła z powodu księdza, ale żeby się tam dobrze czuć i pomodlić. Doskonale! Choć szczerze, zabrakło mi odniesienia do Osoby Jezusa Chrystusa. Bo przecież tu nie chodzi o jakąś tylko formalność. To relacja, która wchodzi w rytm życia. Poczucie wspólnoty z Kościołem, który jest różnorodny dzięki wielokulturowości. Dla mnie było to zawsze czymś, co nie tylko poszerzało moje horyzonty, ale jeszcze bardziej otwierało na wspólnotę sióstr i braci w wierze. Dawało poczucie bycia duchową rodziną. Przede wszystkim jednak jest to spotkanie z żywym Bogiem, który jest Trójcą Osób: Ojcem, Synem i Duchem Świętym.
Przed laty przeżywałem niedzielną Eucharystię pod równikiem, w Tanzanii. Ponad dwie godziny celebracji obecności Zmartwychwstałego Chrystusa, ze śpiewami i tańcem, które prowadziły poprzez słuchanie Słowa Bożego do adoracji ukrytego w Najświętszym Sakramencie Boga. Było to dla mnie ogromne przeżycie i doświadczenie radości Dnia Pańskiego. Zupełnie inaczej przeżywałem niedzielną mszę w Australii. Choć język angielski w liturgii jest mi dobrze znany, to jednak był to zupełnie inny rodzaj przeżycia. Inni ludzie, inna kultura, inaczej wyrażana religijność. Bardziej rodzinnie, we wspólnocie, w której wszyscy się znają. Zawsze jednak w centrum był Bóg. I to On jest „Azymutem”, punktem odniesienia, spotkanie z Nim.
Przykładów można by mnożyć, najważniejsze jednak jest to, by się nie zamykać na to, co inne, gdyż owszem, wydaje się to być dobrym usprawiedliwieniem, jednak niewystarczającym. Urlop to nie choroba ani stan epidemii. Wszędzie i we wszystkim szukać Boga. Cieszy mnie, kiedy spotykam ludzi, którzy swoje wakacje łączą z chwilami duchowego rozwoju. Rekolekcje przeżywane często z całą rodziną, pielgrzymka, czy choćby nawiedzanie kościołów, klasztorów czy innych miejsc kultu. Wejście do takich miejsc, nawet jeśli zupełnie przypadkowe, może zostawić duży ślad w życiu. Dla mnie jest to jak wzięcie głębszego oddechu duchem wiary tych, którzy od lat, a nawet wieków się w tym miejscu modlili i modlą, jest chwilą zatrzymania i wewnętrznego pokrzepienia. Do wielu takich miejsc lubię wracać choćby tylko wspomnieniem. Znaczy to, że zostawiły coś, że były ważne.
Szukać i odnajdywać Boga we wszystkim i wszędzie. To naprawdę dobra droga dla wierzącego. Chicago przygotowuje się do 35. Pieszej Pielgrzymki Polonijnej do Merrillville, Indiana. To doświadczenie religijne na zawsze pozostało we mnie. Mam nadzieję, że tegoroczne wędrowanie będzie jak zawsze czymś szczególnym dla tych, którzy podejmują je regularnie i czymś wyjątkowym, czego doświadczą idący po raz pierwszy. Azymut jest jasno określony!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.