Historia literatury jest zanurzona w oceanie alkoholu. Wielu wybitnych pisarzy zmagało się z uzależnieniem od mocniejszych trunków. Niektórzy badacze sądzą nawet, że te skłonności przyczyniły się do rozwoju ich twórczości. Inni, przeciwnie, że alkoholizm zabił ich talent. Bywało i tak, i tak. Choć bez wątpienia wielu utalentowanych twórców poległo w walce z nałogiem...
Mikstury Jerofiejewa
Są dwa dzieła zasługujące na miano biblii literatury alkoholowej: Moskwa-Pietuszki i Pod wulkanem. Pierwszą napisał Rosjanin Wieniedikt Jerofiejew. Drugą Kanadyjczyk Malcolm Lowry.
Autor pijackiego poematu Moskwa-Pietuszki (to nazwy dwóch stacji kolejowych, pomiędzy którymi jeździł Jerofiejew) dzieciństwo spędził w sierocińcu na Półwyspie Kolskim, za kołem podbiegunowym. To był najgorszy okres stalinowskiego terroru w ZSRR. Jerofiejew już w sierocińcu zaczął pić. W wieku 17 lat, w drodze – ucieczce do Moskwy, zobaczył po raz pierwszy w życiu krowę. Zrobiło to na nim ogromne wrażenie, bo nie miał pewności, czy takie zwierzęta w ogóle istnieją.
W Moskwie zaczął pisać i, przede wszystkim, pić na całego. Już nikt mu tego nie mógł zabronić. Pił na umór – wszystko, co było pod ręką. Jak połączył pisanie z nałogowym piciem? Nie takie to trudne, skoro, okazuje się, wielu pisarzy potrafiło robić jedno i drugie jednocześnie. Ale chyba żaden z pisarzy nie pił tak wyrafinowanych trunków jak Jerofiejew.
W Moskwa-Pietuszki napisał: „Zwykłe picie wódki, choćby wprost z butelki, nie ma w sobie nic prócz dusznych mąk i marności nad marnościami. Zmieszanie wódki z wodą kolońską ma pewną fantazję, choć nie ma wzniosłości. Natomiast wypicie balsamu kanaańskiego zawiera zarówno fantazję, jak też ideę i wzniosłość, ponadto zaś akcent metafizyczny”. Ów balsam kanaański to był koktajl: 100 gram denaturatu, 100 gram ciemnego piwa, 100 gram oczyszczonej politury. Jak oczyścić politurę, wiedziało każde dziecko w Rosji.
Opisów przeróżnych mikstur znajdujemy wiele w książce Jerofiejewa. Uważał, że jeśli człowiek może wszystko zjeść, kiedy jest głodny, to może wszystko wypić, gdy jest spragniony. A zwłaszcza na kacu.
Jerofiejew miał trzeźwy obraz samego siebie: „Wszyscy, oczywiście, uważają mnie za marnego człowieka. Sam też tak o sobie myślę rano i gdy jestem podpity. Nie można jednak polegać na opinii człowieka, który nic jeszcze nie wypił na kaca. Za to wieczorem, na jakie wznoszę się szczyty, jeśli oczywiście w ciągu dnia dobrze się zaprawiłem”.
Konsul pijany
Malcolm Lowry, jeśli chodzi o rodzaj trunków, całkowicie różnił się od Jerofiejewa. Bo trzeba założyć, że sami pili to, co pili ich bohaterowie. Wszyscy pisarze w gruncie rzeczy piszą o sobie, tylko pod różnymi maskami.
Bohaterem Pod wulkanem jest były konsul brytyjski w Meksyku. Pieniędzy mu nie brakuje, chyba że go okradną albo zgubi w pijackim amoku. Stać go na przebywanie w dobrych lokalach i picie drogich drinków. A pije na okrągło. Nie bardzo wie, gdzie się znajduje. Rzeczywistość miesza mu się z wyobraźnią. Delirka. Streścić tej powieści nie sposób, nie uciekając w wyświechtane formuły w rodzaju: „upadek cywilizacji i współczesnego człowieka”.
Pod wulkanem to w pewien sposób apoteoza pijaństwa. Czytać tę powieść, to jak pić wódkę czy zażywać LSD.
I Jerofiejew, i Lowry nie potrafili oddzielić życia od twórczości. Nie zdołali odnaleźć się w prawdziwym życiu. W pisarstwie zaczęli wysoko. Lecz dalsze ich kariery literackie to równia pochyła pijackiego upadku. Obaj zmarli w wieku około 50 lat.
Król Ernest
Było i jest wielu wybitnych pisarzy amerykańskich. W tym wielu pijących, uzależnionych. Miejsca by tu nie wystarczyło, żeby ich wszystkich wymienić. Ernesta Hemingwaya można uznać za króla amerykańskich pisarzy alkoholików. Pił, biorąc udział w wojnie domowej w Hiszpanii. Pił jako korespondent wojenny w czasie II wojny światowej. Pił w wyzwolonym Paryżu. Pił po powrocie do Ameryki.
W długim opowiadaniu Stary człowiek i morze, które przyczyniło się do otrzymania przez niego Nagrody Nobla, napisał: „Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. Ale alkohol pokonał Hemingwaya. Pod koniec życia wątroba wystawała mu spod koszuli jak długa, tłusta pijawka. Aż dziw, że po wypiciu tylu hektolitrów alkoholu dożył 62 lat. Nie był trzeźwy, gdy włożył sobie do ust lufę strzelby i palcem stopy pociągnął za spust.
Ćma barowa
Charles Bukowski, jeden z najbardziej znanych i lubianych amerykańskich pisarzy, pił w sposób podobny do Jerofiejewa. Gustował w tanich alkoholach, choć nie aż tak trujących, jakie pił Jerofiejew. Mimo polskiego nazwiska Bukowski nie był Polakiem i nie miał polskich korzeni. Matka jego była Niemką, a ojciec Amerykaninem niemieckiego pochodzenia. W dzieciństwie rodzice zwracali się do niego po niemiecku.
Ze Słowianami łączyło go to, że pił jak Rosjanin. Zaczął w wieku 13 lat i do śmierci nie przestał pić. W swoich książkach opisywał to, co najczęściej widział: tanie bary, hotele wynajmowane na godziny, pijatyki, mordobicia (sam w nich uczestniczył), robotników, niewydarzonych artystów, ludzi zepchniętych na margines.
Nie stać go było na wyszukane drinki. Jego ulubioną mieszkanką był Boilemaker: kufel jasnego piwa, do którego wkładało się kieliszek whisky. To był popularny zestaw białej amerykańskiej klasy robotniczej. Bukowski stworzył postać „ćmy barowej”, osoby nieustannie przebywającej w knajpach. Na podstawie jego opowiadania powstał film pod takim tytułem.
Tak napisał o piciu: „Na tym polega problem z piciem. Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy wydarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz po to, żeby się coś działo”. To recepta na nieustanne picie. Bukowski przeżył 74 lata, na nic, oprócz kaca, nie chorując.
Zakazana powieść
Henry Miller, kolejny wielki alkoholik, przyjechał do Paryża na początku lat 30. XX wieku. Już minął sławny okres, kiedy nad Sekwaną przebywała amerykańska bohema na czele z Hemingwayem, Scottem i Zeldą Fitzgeraldami. Wszyscy mocno trunkowi. Miller miał wówczas 40 lat. Spóźnił się na dobre dla Amerykanów paryskie życie, kiedy to za dolara można było pić cały dzień.
Miller w Paryżu pisał. Głodował. Imał się dorywczych prac, zarobek przepijał. Naciągał napotkanych Amerykanów na pieniądze, które także przepijał. Ale pisał. Swoje paryskie przygody, pijackie i seksualne, zawarł w powieści Zwrotnik Raka. Książka ta, uznana za pornograficzną, w Stanach Zjednoczonych była zakazana do 1964 roku. Żył 91 lat, pisząc do końca.
King, Faulkner i inni
Stephen King, autor powieści grozy, z których wiele zostało sfilmowanych, miał w swoim życiu trudny okres. W książce Jak pisać. Wspomnienia rzemieślnika opowiada, jak uzależnienie od alkoholu i narkotyków w latach 80. nieomal zrujnowało mu życie. Wtedy nawet nie potrafił sobie przypomnieć pracy nad powieściami, które powstały w tamtym okresie.
Nabokov, Faulkner, Chandler, Capote, Fitzgerald... I wielu innych. Faulkner, który nie mógł obyć się bez alkoholu, w swoim rodzinnym domu w New Albany ani jednej szklanki whisky nie wypił legalnie. W stanie Missisipi przez cały okres jego życia obowiązywała prohibicja. Pił nielegalnie. Nie znosił celebry, nie lubił być na widoku. O tym, że dostał Nagrodę Nobla, jego córka dowiedziała się od dyrektora szkoły. Faulkner znany jest z powiedzenia: „Cywilizacja zaczyna się od destylacji”.
Belgijski zwycięzca
Georges Simenon, Belg, wygrał jako pisarz i wygrał z alkoholem. Był najbogatszym pisarzem w czasie, gdy żył. Zbił fortunę wyłącznie dzięki pracy twórczej. Pisał wiele, czasami kilka powieści rocznie. Pisanie łatwo mu przychodziło. Sławę przyniosły mu kryminały, w których występował komisarz Maigret. Maigreta znano w całym czytelniczym świecie.
Kiedy pisał, szklanka z alkoholem zawsze stała tuż obok maszyny do pisania. Co chwila była próżna. Jej obecność czasami zamącała fabułę powieści. Jeden z reżyserów, realizując film na podstawie powieści Simenona, w pewnym momencie nie mógł się połapać, kto jest mordercą. Wysłał do Simenona telegram z zapytaniem: „Kto jest mordercą Iksa?”. Otrzymał też telegraficzną odpowiedź: „Nie wiem”.
Simenon napisał we wspomnieniach, że dopiero będąc w Ameryce zdał sobie sprawę z tego, że jest alkoholikiem. Tam przydarzyło mu się coś – nie napisał co – co naraziło go na wielki wstyd z powodu tego, że był pijany. Udało mu się wyjść z nałogu i jednocześnie pisać dalej. Zmarł we śnie w wieku 86 lat. Szczęściarz.
O tym, jak dużo w swoim czasie pił, mówią jego powieści. Miłośnicy jego książek policzyli, ile razy jaki gatunek alkoholu pojawia się w książkach belgijskiego pisarza. Na 74 powieści z komisarzem Maigretem w 68 pite jest piwo. W 54 różne aperitify, w 34 brandy, w 24 rum, w 20 whisky, w 13 armagnac, w 12 szampan. Woda mineralna pojawia się w trzech powieściach z komisarzem Maigretem.
W strumieniach wódki
Polska współczesna literatura alkoholowa przede wszystkim była wódczana. W rodzimych powieściach wódka leje się strumieniami. Rzadko można natrafić na bohaterów pijących wino, szampan czy koniak. Postaci z powieści zazwyczaj piły to samo co ich twórcy. A wódkę lubili pić: Tyrmand, Borowski, Broniewski, Andrzejewski, Hłasko, Głowacki, Himilsbach, Iredyński, Wojaczek, Pilch... I wielu innych. Oprócz Sławomira Mrożka, który w ogóle nie tykał żadnego alkoholu.
Naczelnym kronikarzem peerelowskiego alkoholizmu był Janusz Głowacki, pisarz i scenarzysta. Tak opowiadał: „Więc się piło. Romantycznie albo tragicznie, albo antykomunistycznie, albo przez rozum. A także dla przyjemności. Dokoła bieda codzienna, chamstwo, kłamstwo, brak perspektyw. Narzeczona zdradza – seta. Nie ma na buty – sto pięćdziesiąt. Cenzura zdejmuje książkę – pół litra. Przyjaciel zakapuje – półtora. Nasi przegrają z Ruskimi w piłkę – trzydniówka”.
Pijaństwo opisywane przez Jerzego Pilcha to już była III RP. I jego w pewien sposób autobiografia. Pił. Leczył się. I tak na przemian. Aż w końcu na wiele lat przed śmiercią przestał pić. Nic, zero alkoholu. Po kilku latach abstynencji powiedział, że jeszcze nigdy nie żył tak w pełni, jak będąc abstynentem.
W powieści Pilcha Pod mocnym aniołem nie ma już pijanych roboli spod przysłowiowej budki z piwem. Są zdeklasowani intelektualiści, mający ambicje, aby pić lepsze trunki, zagraniczne. Tylko że nie bardzo ich było na nie stać. Więc nieustannie wracali do tradycji – do wódki z czerwoną kartką. Kto żył w PRL-u, wie, co to była za wódka. Dawała kopa w głowę, a jeszcze większego w wątrobę.
Odmienne stany świadomości
W okresie międzywojennym, co ciekawe, wielu polskich pisarzy bardziej interesowały narkotyki i różne psychodeliki niż alkohol. Przybyszewski, Kasprowicz, Przerwa-Tetmajer gustowali w haszyszu i opium. Kasprowicz ponadto interesował się używkami stosowanymi na wsi, jak bieluń, muchomor czerwony, sporysz, mak, psianka. Dziwne, że się nie zatruł.
Ale królem eksperymentów narkotykowych był Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy. W utworze Narkotyki. Niemyte dusze opisywał swoje odczucia po zażyciu alkoholu, morfiny, kokainy, meskaliny. Twierdził, że nie był od niczego uzależniony z wyjątkiem tytoniu.
Władysław Reymont miał przygody z opium. Ale całe życie zmagał się przede wszystkim z alkoholizmem. W wieku 57 lat dostał Nagrodę Nobla. Ale jego ciało było już w takim stanie, że wieczorem, ze zmęczenia, często nie miał siły sam się rozebrać. Zmarł rok po otrzymaniu Nobla.
Ryszard Sadaj