U.S. Secret Service jest organizacją, która od lat cieszy się w USA i na świecie sporą renomą. Wielu ludziom kojarzy się z rosłymi agentami w ciemnych garniturach, którzy nieustannie gadają coś do swoich mankietów i otaczają prezydencką limuzynę szczelnym kordonem, tak by przywódcy państwa nic się nie stało. Zadaniem tych ludzi jest nie tylko ochrona najważniejszych osób w państwie, ale również tropienie niektórych rodzajów przestępstw, np. fałszowania amerykańskiej waluty.
Secret Service powstała wkrótce po zakończeniu amerykańskiej wojny domowej głównie dlatego, że wtedy ponad 30 proc. znajdujących się w obiegu banknotów było fałszywkami i coś trzeba było z tym problemem zrobić. Później jednak zakres zadań agencji znacznie się powiększył. Zawsze jednak ludzie w ciemnych okularach z bronią za pazuchą uważani byli za prawdziwych, dyskretnych, apolitycznych profesjonałów. Czasami zdarzały się im wpadki (zabójstwo Johna F. Kennedy’ego, atak na Ronalda Reagana, etc.), ale w sumie historia tej organizacji jest dość pozytywna.
Niestety ostatnio ten obraz nieco ucierpiał. Okazało się mianowicie, że z niejasnych przyczyn Secret Service wymazała wszystkie swoje wiadomości tekstowe (SMS-y) z dni 5 i 6 stycznia 2021 roku, a więc z czasu, w którym w Waszyngtonie doszło do dramatycznych wydarzeń. Zaalarmowana tym faktem komisja badająca sprawę ataku na Kapitol wysłała do Secret Service formalne żądanie udostępnienia wymazanych wieści, o ile tylko jest to w ogóle możliwe. I tu zaczyna się prawdziwa komedia, ponieważ teoretycznie profesjonalna organizacja federalnych ochraniaczy zaoferowała kilka różnych, nieco sztubackich wyjaśnień.
Najpierw służby wyjaśniły, że teksty zostały wymazane z powodu „aktualizacji oprogramowania”. Nieco później winę zrzucono na „wymianę urządzeń”. Oba tłumaczenia nie mają większego sensu, szczególnie że mowa tu o darzonej jak dotąd zaufaniem agencji federalnej. Pierwsza z tych wymówek zdaje się sugerować, że w Secret Service uaktualnienie stosowanych programów prowadzi do utraty danych, co jest niemal niemożliwe nawet w przypadku małych firm prywatnych, nie mówiąc już o dużych koncernach. Natomiast jeśli wierzyć drugiemu tłumaczeniu, należy przyjąć, że z chwilą, gdy agenci dostają nowe telefony, stare wyrzucone są do śmieci. Ciekawe, czy taka sama procedura stosowana jest w przypadku wymiany broni na nową?
Rzekomo wymazane teksty są potencjalnie istotne dla śledczych, ponieważ tajne służby odegrały kluczową rolę w uniemożliwieniu Donaldowi Trumpowi udania się 6 stycznia na Kapitol i chciały usunąć z budynku parlamentu ówczesnego wiceprezydenta Mike’a Pence’a, na co ten zdecydowanie się nie zgodził. Komisja poświęciła wiele dni na ustalenie, czy zaginęły wszystkie teksty z 5 stycznia i 6 stycznia 2021 roku, czy tylko niektóre. Śledczy chcą też wiedzieć, w jaki dokładnie sposób teksty zostały wymazane i na czyje konkretne polecenie.
Jak wiadomo, w czasie niedawnych przesłuchań świadek Cassidy Hutchinson zeznała, iż ówczesny prezydent chciał zmusić kierowcę limuzyny, w której znajdował się również agent Secret Service, do zawiezienia go na Kapitol i próbował rzekomo przejąć kontrolę nad kierownicą pojazdu, ale spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony agentów. Wiadomości przesyłane wtedy przez agentów federalnych mogłyby zeznania te albo potwierdzić, albo je obalić. Natomiast w przypadku wiceprezydenta niektórzy uważają, że Pence nie chciał wyjechać z Kapitolu, ponieważ obawiał się o własne bezpieczeństwo, a poza tym wiedział, że jeśli pojedzie gdzieś w nieznane, nie zostanie formalnie zakończona procedura zatwierdzenia wyników wyborów prezydenckich. Teksty agentów Secret Service mogłyby w tej sprawie wiele wyjaśnić.
Zastanawiam się jednak nad czymś innym. Po kiego grzyba agenci Secret Service w ogóle wysyłają sobie SMS-y? Przecież w uchu mają słuchawkę, a w mankiecie mikrofon i przy pomocy tego sprzętu nieustannie do siebie gadają, a wszystkie te rozmowy są nagrywane. A następne pytanie jest takie: czy te nagrania też zostały wymazane? Bo jeśli tak, to wtedy sytuacja zaczyna przypominać aferę Watergate, w czasie której okazało się, że w zapisywanych na taśmie magnetofonowej rozmowach prowadzonych w Białym Domu istniała ponad 18-minutowa luka, która powstała rzekomo w wyniku „przypadkowego skasowania nagrania”.
Przed laty tego brakującego nagrania nigdy nie odzyskano, czyli nadal nie wiadomo, co na taśmie zapisano. Jednak sytuacja jest dziś zupełnie inna. Informatycy doskonale wiedzą, że wymazanie jakichkolwiek treści elektronicznych, niezależnie od tego, czy stało się to przypadkowo czy nie, prawie nigdy nie oznacza utraty tych danych, a przynajmniej nie od razu. W przesyłkę SMS-ów zaangażowane są serwery, a w wielu telefonach istnieje również proces automatycznej archiwizacji wiadomości. Innymi słowy, wymazanie czegoś ostatecznie i raz na zawsze nie jest łatwe.
Niezależnie od dalszego rozwoju sytuacji, Secret Service wdała się nieopatrznie w polityczną przepychankę. Tym bardziej że dziś też istnieje intrygująca luka, tyle że 187-minutowa. Przez tyle czasu Donald Trump siedział w jadalni przy Oval Office i gapił się w ekrany telewizorów, oglądając bijatykę w amerykańskim parlamencie i w żaden sposób na to nie reagując. Nie wiadomo dokładnie, z kim wtedy rozmawiał i o czym, ale jestem pewien, że zapis różnych danych z tego okresu z pewnością gdzieś istnieje. Jest to wynik tego, że we współczesnym świecie trudno jest całkowicie się ukryć i odizolować od wymiany informacji. Czasami, jak się okazuje, jest to fakt bardzo korzystny.
Andrzej Heyduk