Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 7 października 2024 08:40
Reklama KD Market

Ekstraklasa piłkarska - skromne zwycięstwo Rakowa, bez bramek w Lubinie

W inauguracyjnym meczu nowego sezonu ekstraklasy piłkarskiej Raków pokonał w Częstochowie Wartę Poznań 1:0. W drugim piątkowym meczu Zagłębie Lubin bezbramkowo zremisowało ze Śląskiem Wrocław.

Nieco poniżej oczekiwań wypadła inauguracja rozgrywek ekstraklasy w Częstochowie. Raków co prawda wygrał, ale goście byli bliscy sprawienia niespodzianki, jaką byłby remis na boisku wicemistrza Polski.

W składzie gospodarzy zabrakło Patryka Kuna, który doznał urazu w pojedynku o Superpuchar z Lechem. Na jego pozycję został przesunięty Chorwat Fran Tudor, a w roli prawego wahadłowego w wyjściowej jedenastce znalazł się Rumun Deian Sorescu.

Raków rozpoczął mecz z dużym animuszem, ale miał kłopoty z przedostaniem się pod bramkę Warty. Goście grali bardzo uważnie w obronie i bez większych kłopotów przerywali chaotyczne akcje częstochowian. Najwięcej kłopotów sprawiał Warcie Mateusz Wdowiak, ale i on nie był w stanie stworzyć poważniejszego zagrożenia pod poznańską bramką.

Najlepszą okazję na uzyskanie prowadzenia Raków miał w 36. minucie, gdy Hiszpan Ivi Lopez odegrał piłkę do wychodzącego za plecy obrońców Vladislavsa Gutkovskisa, ale szybszy od Łotysza był Adrian Lis i zażegnał niebezpieczeństwo.

Tymczasem Warta też miała swoje szanse i niewiele brakowało, a w drugiej minucie czasu doliczonego do pierwszej połowy objęłaby prowadzenie - z prawej strony pola karnego główkował Miłosz Szczepański (były piłkarz Rakowa), lecz trafił w poprzeczkę.

Jeszcze przez kilkanaście minut po przerwie lepiej spisywali się goście, którzy próbowali zaskoczyć Vladana Kovacevicia uderzeniami z dystansu. Strzał Szczepańskiego w 49. min został zablokowany, a w 50. Fin Robert Ivanov posłał piłkę za wysoko, a przy ponownej próbie Szczepańskiego w 52. piłka o centymetry minęła spojenie słupka i poprzeczki.

Po mniej więcej godzinie gry przewagę zaczęli zyskiwać częstochowianie, wśród których uaktywnił się Lopez. W 60. min Lis obronił mocny strzał Sorescu, w 63. wygrał pojedynek sam na sam z Gutkovskisem, a w 65. złapał piłkę po główce Wdowiaka.

W 77. minucie Lopez, król strzelców poprzedniego sezonu, z bliska strzelił wprost w Lisa, a potem Fabio Sturgeon posłał piłkę wysoko ponad bramką.

Wreszcie w 80. min Raków przeprowadził akcję, która przesądziła o losach meczu. Podanie z prawego skrzydła otrzymał Gutkovskis i strzałem po ziemi pokonał Lisa. Warta jeszcze próbowała walczyć o remis, w czym duży udział miał Jakub Kiełb, ale bezskutecznie.

Był to dziewiąty mecz Rakowa z Wartą od roku 2016, na trzech poziomach rozgrywek, i po raz dziewiąty wygrała ekipa z trenera Marka Papszuna.

Śląsk rozpoczął mecz w Lubinie bez żadnego ze sprowadzonych latem zawodników, ale to właśnie do wrocławian należały pierwsze minuty, m.in. mieli cztery rzuty rożne, Kacper Bieszczad musiał ratować swój zespół po bombie zza pola karnego Czecha Petra Schwarza, a strzał Javiera Hyjka z "16" zdołali w ostatniej chwili podbić nad poprzeczkę obrońcy Zagłębia. Chwilę po tej akcji Piotr Samiec Talar zakręcił zawodnikami gospodarzy w polu karnym i huknął z ostrego kąta, ale Bieszczad kolejny raz nie pozwolił się zaskoczyć.

W kolejnych fragmentach mecz się wyrównał i głównie toczył w środkowej strefie, ale w dalszym ciągu znacznie groźniejsze były akcje piłkarzy trenera Ivana Djurdjevica. Bardzo aktywny był Dennis Jastrzembski na lewym skrzydle i to on próbował zaskoczyć Bieszczada uderzeniem z pola karnego, ale bramkarz Zagłębia znowu popisał się skuteczną interwencją. Doskonałą szansę mógł mieć Hiszpan Caye Quintana, ale zamiast pędzić na bramkę, zwolnił i wdał się w drybling z rywalami.

Zagłębie poważnie bramce Śląska zagroziło dopiero przed przerwą. Po dośrodkowaniu Kacpra Chodyny piłka trafiła w polu karnym do Tomasza Pieńki, który próbował trafić w tzw. dalszy róg bramki, ale trafił w... trybuny.

Druga połowa rozpoczęła się od mocnego strzału Łukasza Łakomego zza pola karnego i Michał Szromnik miał problemy z obroną. To był sygnał dla Zagłębia do śmielszych ataków. Lubinianie zaczęli wyżej podchodzić pressingiem, a przede wszystkim byli agresywniejsi i gra przeniosła się bliżej pola karnego Śląska. W tym okresie świetną okazję miał Marko Poletanovic, ale źle przyjął piłkę i obrońcy gości zdołali wybić mu piłkę.

Przyjezdni nie zamierzali się jednak tylko bronić i atakowali może rzadziej, ale nadal groźnie. Po uderzeniu Samca-Talara bramkarz Zagłębia wzrokiem odprowadził piłkę, która na jego szczęście trafiła w poprzeczkę, a nie do siatki.

W miarę upływu czasu mecz tracił na wartości, a drużyny sprawiały wrażenie, że zależy im już bardziej na zachowaniu czystego konta niż strzeleniu gola. Obie ekipy miały praktycznie jeszcze po jednej okazji. Ze strony Zagłębia groźnie główkował Czech Martin Dolezal, a piłka minimalnie minęła bramkę. W odpowiedzi doskonałą okazję miał Duńczyk Patrick Olsen, ale uderzył lekko i w sam środek bramki. Później jeszcze po faulu Filipa Starzyńskiego na Adrianie Łyszczarzu zawodnicy trochę się poprzepychali, pokrzyczeli na siebie i na tym emocje w Lubinie w piątek się zakończyły.

(PAP)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama