Dorastając w Polsce przed drugą wojną światową, moja mama lubiła śpiewać.
Jedną z jej ulubionych wtedy piosenek była ta o kominiarzu. Śpiewała ją w kuchni, gdy pomagała swojej mamie gotować dla rodziny i śpiewała, kiedy szła przez piękny las dookoła swojego domu w małej miejscowości na wschód od Lwowa. Śpiewała to bez przerwy.
Czasami jej ojciec, kiedy słyszał, że śpiewa tę piosenkę, śmiał się i mówił: „Tekla, dorośniesz i wyjdziesz za mąż za kominiarza, a twoje policzki będą zawsze zabrudzone sadzą od jego pocałunków, jeśli nie przestaniesz tego śpiewać”. Ale moja mama nie przejmowała się, kiedy tata jej dokuczał.
Kochała tę piosenkę – tę o kominiarzu, ale inną kochała jeszcze mocniej. To była piosenka o głębokiej studni.
Uwielbiała śpiewać o młodej dziewczynie, która przy głębokiej studni czeka na swojego ukochanego, młodego żołnierza, aby wrócił z wojen. Moja mama nigdy nie miała narzeczonego. Nie miała nawet 18 lat i jej mama mówiła, że jest za młoda, aby myśleć o chłopcach. Ale mojej mamy to nie obchodziło.
Uwielbiała śpiewać o głębokiej studni i czasami wyobrażała sobie, że jest tą młodą dziewczyną z piosenki, która czeka na żołnierza, aż powróci z wojny.
I wtedy przyszła wojna do jej wioski i do całej Polski. I wojna zabiła jej mamę i jej ojca, i jej siostrę i jej braci, a moją mamę wojna zabrałą do obozów pracy przymusowej w Niemczech.
Tam wojna nauczyła ją, że seks jest zły, a mężczyźni bezwartościowi. To nauczyło ją, że zawsze jest zimno i nigdy nie ma wystarczająco jedzenia.
W obozach pracy niewolniczej w Niemczech nauczyła się, że jeśli postępujesz głupio ze swoimi rękami, to nie przeżyjesz zimy, nawet jeśli przeżyjesz jesień.
Dowiedziała się, że obozy przeżywają tylko młodzi ludzie. Starzy ludzie leżą na stosach jak bezwartościowy papier, a dzieci są rzadkością jak kurczaki i chleb.
Dowiedziała się, że świat jest zepsutym miejscem, w którym nie śpiewają ptaki, a nawet aniołowie nie mogą znieść smutków, które daje im Bóg.
Nauczyła się, że modlisz się nie po to, żeby wrogowie ciebie nie męczyli.
Modlisz się, żeby ciebie nie zabili.
The Deep Well
Growing up in Poland before World War II, my mother loved to sing.
One of her favorite songs back then was an old Polish song about a chimney sweeper. She sang the song in the kitchen as she helped her mother cook for the family, and she sang the song when she walked in the beautiful woods around her home in a small village east of Lvov. She would sing it over and over.
Sometimes when her father heard her singing the song, he would laugh and say to her, “Tekla, you’re going to grow up to marry a chimney sweep, and your cheeks will always be dusty from his dusty kisses if you keep singing that song.” But my mom didn’t care if her dad teased her.
She loved that song—that one about the chimney sweep — and she loved another song even more. It was a song about a deep well.
She loved to sing about the young girl who stood by the deep well waiting for her lover, a young soldier, to come back from the wars. My mother had never had a boyfriend. She wasn’t yet 18, and her mother said she was too young to think of boys, but my mother didn’t care.
She loved the song about the deep well, and sometimes she imagined that she was the young girl in the song waiting for the soldier to come back from the war.
And then the war came to her village and to all of Poland, and the war killed her mother and her father and her sisters and her brothers, and the war took my mother to the slave labor camps in Germany.
There, the war taught her that sex is bad and men are worthless. It taught her that it is always cold and there is never enough to eat.
In the slave labor camps in Germany, she learned that if you are stupid with your hands you will not survive the winter even if you survive the fall.
She learned that only young people survive the camps. The old people are left in piles like worthless paper, and babies are scarce like chickens and bread.
She learned that the world is a broken place where no birds sing, and even angels cannot bear the sorrows God gives them.
She learned that you don’t pray your enemies will not torment you.
You only pray that they will not kill you.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.