Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 08:18
Reklama KD Market

Jak przetrwać ten czas?

W ostatnich tygodniach głównym tematem codziennych informacji z Polski jest rosnąca szybko inflacja, wysokie ceny za wszystko i pytanie o to, jak żyć, jak wiązać koniec z końcem. Informacje te nie są związane tylko z Polską, one coraz częściej stają się problemem życia także w Stanach Zjednoczonych. Nie tylko ceny paliwa, ale praktycznie wszystkiego pokazują, że z pieniądzem trzeba się liczyć coraz bardziej i żyć oszczędniej. Dopóki sprawy te nie dotykają wprost, wielu z nas o tym po prostu nie myślało. Kiedy jedenaście lat temu przyjechałem do USA, nie mogłem się nadziwić, jak duże jest zużycie prądu. Pozapalane całymi dniami i nocami lampki, nieodzowna do życia przez kilka miesięcy klimatyzacja, a później ogrzewanie, to pociąga bardzo konkretne koszty. Odnosiłem wrażenie, że dla wielu ludzi są to sprawy tak oczywiste, że nie ma co się nad nimi zastanawiać. Ja, wychowany w Polsce, byłem nauczony oszczędności, wygaszania zbędnego światła, dbania o to, żeby nie marnować praktycznie wszystkiego. Z czasem bardzo cenię sobie tę szkołę, gdyż uczyła ona, że w życiu są pewne limity, że trzeba także umieć żyć bardziej skromnie i mieć szacunek do ludzkiej pracy, która przynosi pieniądze do domowego budżetu.

Będąc dzieckiem, miałem swoją skarbonkę w postaci popularnej „świnki”, do której skrupulatnie wrzucałem zdobyczne pieniążki, głównie monety. Po długim nieraz czasie, gdy można już było zajrzeć do środka, by podsumować „zarobek”, miałem pierwsze uczucia satysfakcji z tego, że z zaoszczędzonych przez siebie funduszy mogę coś sobie kupić lub zafundować. Pamiętam, że rodzice założyli mi także książeczkę oszczędnościową, aby gromadzić pieniądze na przyszłość. Takie to były czasy i taka lekcja oszczędzania. Nigdy nie było nadmiaru, ale było w domu tyle, ile trzeba. Zarówno w domu, jak i później, gdy wstąpiłem do zakonu, ta szkoła oszczędzania i wykorzystywania rzeczy do końca była czymś stałym w sposobie życia. Zresztą zakon przysposabia do życia w ubóstwie, które jest jednym z zasadniczych ślubów, składanych publicznie przez osobę zakonną. Oszczędzanie dotyczyło też jedzenia. Już kiedyś, pisząc na temat marnotrawstwa, wspominałem, że starałem się i trwa to nadal, by żadnego pokarmu nie wyrzucać do śmietnika. W przeżywaniu ubóstwa pomaga mi na przykład postawa św. Pawła, który pisze w Liście do Filipian (4, 12): „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku”. To pokazuje mi pewną wolność, że można odnaleźć się w każdej sytuacji dotyczącej materialnej strony życia. 

Podobnie jest dzisiaj. Coraz częściej słyszy się słowa o „zaciskaniu pasa”, o skromniejszym życiu. Nie ma innego wyjścia. Dotyczy to zwłaszcza różnych form przyjemności, które przecież dużo kosztują. Na pewno trudniej jest zrezygnować z czegoś ludziom, którzy do tej pory nie zwracali na takie sprawy uwagi, także dlatego, że nie dotyczyło ich to wprost. Dlatego uważam, że bardzo ważne jest to, aby w domach dorastające dzieci uczestniczyły w rozmowach na temat, ile kosztuje życie oraz czy stać nas na to, czy nie. Wychowanie do życia bez limitów i że wszystko mi się należy, na co mam ochotę, nie jest absolutnie dobrą szkołą. „Mamo/tato, kup mi!”, czasami, o zgrozo, nawet bez słowa „proszę”. Poza tym, czy rzeczywiście wszystko jest potrzebne? To prawda, że kusi, a jakże, taka jest rola reklamy, żeby wszystko móc sprzedać. Mądrość jednak polega na tym, żeby umieć się ograniczać i wybierać to, co naprawdę konieczne. 

Co jednak z osobami biednymi, z rodzinami, którym naprawdę brakuje na życie, a żyć muszą? Oni już nie są w stanie zacisnąć więcej pasa, bo on jest zaciśnięty non-stop. Grupa takich osób stale się powiększa. Z trwogą patrzą na rosnące ceny i pytają o to: Jak żyć? Jest to sytuacja niewyobrażalnie trudna. I tutaj jest miejsce na miłość w praktyce, która polega na dzieleniu się z innymi. Wbrew pozorom jest to możliwe i nie zawsze oznacza, by dać pieniądze i sprawa załatwiona. Jeśli ma się w sobie zmysł miłosierdzia, wtedy nie trudno zauważyć, że po pierwsze takie osoby, rodziny, mogą żyć nawet w najbliższym sąsiedztwie, że można podzielić się z nimi żywnością, podarować jakieś nieużywane rzeczy, sprzęty. O tym, jak wiele różnych rzeczy ląduje w śmietnikach, czasami w bardzo dobrym stanie, mogłyby powiedzieć same śmietniki, gdyby mówić umiały. Jak wiele towaru jest marnowanego w sklepach, a liczba głodnych wzrasta. Słyszę jednak nieraz takie prawdziwe historie, w których rodzina, wiedząc, że u koleżanki czy kolegi ich dziecka jest bieda, zapraszali do domu, pod pozorem spędzenia czasu z ich dziećmi lub wspólnego uczenia się, aby przy tej okazji poczęstować obiadem. Jest zresztą naprawdę wiele inicjatyw dobroci i miłosierdzia u ludzi. To jest bardzo chrześcijańska postawa, aby umieć się dzielić. 

Także konkretna pomoc, na przykład ludziom starszym. Skoszenie trawnika koło domu, pomoc w zakupach, odrzucenie śniegu w zimie, to są bardzo konkretne gesty. A co w zamian? Ktoś, kto liczy na to, że dostanie coś za coś, tak naprawdę niczego się jeszcze nie nauczył i nie zrozumiał. A może trzeba postawić na bezinteresowność? Nie bać się jej? Bardzo wiele daje osobista satysfakcja z tego, że udało mi się zrobić coś dobrego. Były kiedyś modne akcje typu: „Niewidzialna ręka, to także ty!”. „Naucz mnie dawać, a nie liczyć”, mówi pewna modlitwa. Jest to prośba do Boga o praktykowanie konkretnej postawy. Zawsze było i jest bardzo wiele okazji, aby ją wypełniać. Także dzisiaj, gdy materialnie wielu ludziom żyje się naprawdę trudno. Taka postawa wyrasta z umiejętności rezygnacji ze skromniejszego życia, z praktykowania ubóstwa. I oby była to dobra recepta na kryzys. Oby pozwoliła ona widzieć nie tylko siebie, ale też i innych, aby przetrwać ten czas.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama