Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 17:17
Reklama KD Market

Kryzys na kąpieliskach

Sezon urlopowy w pełni, ale ludzie udający się na letnie wakacje mają w Stanach Zjednoczonych kilka istotnych problemów. Po pierwsze, na lotniskach panuje dość duży chaos, spowodowany natłokiem pasażerów oraz brakami kadrowymi. Po drugie, koszt paliw pozostaje bardzo wysoki. Ostatnio zaś pojawiła się nowa trudność – w całym kraju brakuje ratowników wodnych...

Brak ratowników

Jest to zjawisko, które nasiliło się w ostatnich miesiącach, a jest konsekwencją ponaddwuletniej pandemii koronawirusa. Tam, gdzie ratowników nie ma, baseny publiczne i kąpieliska muszą ograniczać godziny działania albo pozostają w ogóle nieczynne. American Lifeguard Association twierdzi, że ucierpi jedna trzecia basenów w Stanach Zjednoczonych. W Nowym Jorku odwołano programy nauki pływania. Natomiast w Houston i Chicago nie uruchomiono na początku sezonu kilkunastu basenów.

W Austin w Teksasie na początku czerwca otwarto mniej niż połowę basenów – miasto było w stanie zatrudnić nieco ponad 30 proc. z 750 ratowników wymaganych do obsługi wszystkich kąpielisk. Powiat Milwaukee w Wisconsin zamknął 10 publicznych basenów, a urzędnicy zatrudnili około 56 ratowników z 300, których potrzebują. Podobne zapowiedzi zamknięcia lub ograniczenia działalności ogłoszono w Indianie, Kolorado i Pensylwanii.

Motti Eliyahu, zawodowy trener ratowników, szacuje, że w ciągu ostatnich czterech miesięcy przeszkolił 1300 ratowników. Jest to znacznie więcej niż w przeszłości, ale zapotrzebowania na tych pracowników nie da się na razie zaspokoić. Na Long Island w stanie Nowy Jork zarządy basenów są na tyle zdesperowane, że wdają się w wojny licytacyjne, by załatać luki w kadrze. Na początku lata typowa pensja ratownika wynosiła 16 dolarów za godzinę. Teraz baseny oferują 20 dolarów.

Jednak samo podniesienie płac nie rozwiąże problemu. Bernard J. Fisher II, dyrektor ds. bezpieczeństwa w American Lifeguard Association, twierdzi, że to prawdziwy kryzys: – Powodem jest to, że po prostu nie szkolimy tylu ratowników ilu potrzebujemy. Według Fishera przed pandemią każdego lata był ponad milion certyfikowanych ratowników, ale dziś jest ich znacznie mniej. Zawód ten wymaga kolejnej certyfikacji co dwa lata, a to znaczy, że branża nie tylko nie przyciągnęła nowych pracowników, ale wielu ratowników utraciło licencje.

Problem potęgowany jest przez brak wiz. Wielu ratowników to studenci z zagranicy. Kiedy Stany Zjednoczone ograniczyły wizy studenckie w czerwcu 2020 roku, ograniczyły również podaż ratowników. Wizy te wracają w miarę rozluźniania ograniczeń pandemicznych, ale niedobór pozostaje. W placówkach YMCA, w których niemal zawsze są baseny, potencjalnym ratownikom oferuje się premie, podwyżki płac i pracę na cały etat. W Phoenix w stanie Arizona oferuje się tzw. premię motywacyjną w wysokości 2500 dolarów za podpisanie umowy o pracę.

Ryzykowne zajęcie

Kayla Stickelman, ratowniczka w kompleksie mieszkaniowym w Nowym Jorku, zarabia obecnie 16,25 dolarów za godzinę i twierdzi, że ​​rozważa wiele innych, lepiej płatnych ofert. Uważa, że przy takim wynagrodzeniu życie w dużej amerykańskiej metropolii jest po prostu niemożliwe. Tym bardziej że odnawianie co dwa lata licencji ratownika też jest kosztowne. Niedobór ratowników występuje również na plażach Wschodniego Wybrzeża, co jest potencjalnie niebezpieczne. Plaż nie sposób zamykać, a wczasowicze zmuszani są do zażywania kąpieli w miejscach niestrzeżonych.

Szkolenie ratowników to proces dość skomplikowany. Potencjalny rekrut nie może bać się pływać w wodach otwartych, jakim są morza i jeziora. Może brzmi to dziwnie, ale zdarza się, że nawet zawodowi pływacy nie lubią pływać w morzu czy jeziorze ze względu na niższą temperaturę wody lub brak widocznego dna. Ponadto od kandydatów wymaga się dobrej kondycji fizycznej, co jest zrozumiałe. Holowanie w wodzie osoby nieprzytomnej to ogromny wysiłek dla ratownika, tym bardziej że nigdy nie wiadomo z góry, ile waży tonący człowiek. Może to być osoba ważąca 50 kg, ale również może to być ktoś o wadze 120 kg. Różnica w holowaniu tych dwóch osób jest ogromna, a ratownik jest ten sam. Warto dodać, że oprócz samego holowania ratownik musi utrzymywać poszkodowanego twarzą nad wodą, co wiąże się z nie lada wysiłkiem.

Niedobór ratowników wodnych nie występuje wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. W tym sezonie brakuje w Polsce chętnych do pracy nad Morzem Bałtyckim. W Internecie można znaleźć wiele ofert pracy, a pracodawcy oferują około 20-25 zł za godzinę. Na Warmii i Mazurach to zazwyczaj 200 zł dziennie. Nie brakuje także dużo lepszych propozycji, dochodzących nawet do 7 tysięcy złotych miesięcznie, ale mimo to chętnych jest niewielu.

Niedawno władze w Suwałkach poinformowały, że do odwołania zamykają tamtejszy aquapark. W placówce tej jest zatrudnionych 14 ratowników wodnych, ale 12 z nich przebywa obecnie na zwolnieniach lekarskich. W aquaparku tym w kwietniu bieżącego roku doszło do tragicznej śmierci jednego z użytkowników basenu. 65-letni mężczyzna pływał w sobotni ranek i zasłabł. Ratownik nie zauważył tego zdarzenia i mężczyzny nie udało się uratować.

Wiele osób może uważać, że bycie ratownikiem w wakacje nad morzem jest proste. Człowiek może się opalać i nic tak naprawdę nie robić. Często widać, że ratownicy podczas swojej pracy leżą na leżakach, czasami obserwują okolice i ewentualnie używają gwizdka, żeby zwrócić komuś uwagę. Tak jednak nie jest – wiele czynności wykonywanych jest przed otwarciem kąpieliska lub po jego zamknięciu. W przypadku kąpieliska morskiego każdy dzień rozpoczyna się od oceny aktualnych warunków pogodowych. Następnie ratownik sprawdza stan dna przy brzegu, by wykryć ewentualne zmiany. Prócz tego zawsze bada się wodę pod kątem zagrożeń chemiczno-biologicznych. W sumie zatem nie jest to zajęcie sielankowe.

Andrzej Malak


Uber_offices_Mission_Bay_Wiki

Uber_offices_Mission_Bay_Wiki

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama