Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 20:36
Reklama KD Market
Reklama

Eksperyment „Filadelfia”

W roku 1955 Morris K. Jessup wydał książkę pt. The Case For the UFO, w której opisywał różne zagadkowe wydarzenia. Jakiś czas po jej wydaniu otrzymał list od osoby podpisującej się jako Carlos Miquel Allende, w którym pojawiła się teza, że w roku 1943 miał miejsce tajny eksperyment przeprowadzony przez amerykańską marynarkę wojenną w Filadelfii. Allende twierdził, iż Amerykanie sprawili, że jeden z ich okrętów stał się niewidzialny i dokonał kilkuminutowej teleportacji pomiędzy dwoma portami...

Było to oczywiście szokujące twierdzenie, tym bardziej że Allende napisał również, iż eksperyment miał podobno fatalne skutki uboczne dla załogi okrętu. Niektórzy marynarze mieli zwyczajnie oszaleć, natomiast inni stali się niematerialni lub ich ciała zostały połączone w jakiś sposób z kadłubem okrętu. Nie wiadomo, czy Allende podał jakieś konkretne fakty lub ujawnił stosowne dokumenty, natomiast z pewnością nie zaprezentował żadnych zdjęć.

Eksperyment „Filadelfia” dotyczył rzekomo okrętu USS Eldridge, który najpierw stał się niewidzialny, a następnie został teleportowany do portu Norfolk. Brzmi to oczywiście jak jeszcze jedna opowiastka z gatunku science fiction, ale z drugiej strony faktem jest to, iż historia amerykańskiej marynarki wojennej jest pełna interesujących eksperymentów i prób korzystania z nowych technologii wojskowych. Akurat ta część amerykańskich sił zbrojnych zawsze chętnie korzystała z nowinek technologicznych, a w pewnym momencie sama zaczęła pracować nad eksperymentalnymi rozwiązaniami.

Einstein i wszystko jasne?

W sensacje Allendego trudno jest uwierzyć. Jeśli jednak założyć przez chwilę, że opisany przez niego eksperyment istotnie miał miejsce, powstaje pytanie: w jaki sposób można było uczynić duży obiekt kompletnie niewidzialnym? Trzeba podkreślić, że nie chodzi tu o niewidzialność na radarach czy sonarach, bo takie rzeczy są jak najbardziej możliwe w ramach tzw. stealth technologies. Ale USS Eldridge miał po prostu w ogóle się zdematerializować, a następnie „odrodzić” w zupełnie innym miejscu.

Zdaniem autora listu do Jessupa, udało się to dzięki praktycznemu zastosowaniu jednolitej teorii pola Alberta Einsteina, a sam Allende był podobno naocznym świadkiem tego niezwykłego wydarzenia. Twierdził również, iż opisano je w lokalnej gazecie, na co jednak nigdy nie znaleziono żadnych dowodów. W 1956 roku egzemplarz książki Jessupa trafił do Office of Naval Research (ONR), biura marynarki wojennej USA zajmującego się badaniami naukowymi. W książce znalazły się różnorodne, ręcznie wykonane notatki, opisujące m.in. sposoby poruszania się niezidentyfikowanych obiektów latających, czyli UFO.

Wyglądało to wszystko trochę jak żart czy wymysł jakiegoś szaleńca, ale mimo to sprawą zainteresowało się dwóch oficerów ONR, Sidney Sherby oraz George W. Hoover. Ten drugi był zamieszany w dociekania dotyczące zdarzenia w Roswell, a ponadto był też bliskim współpracownikiem Wernera von Brauna, niemieckiego naukowca i ojca amerykańskiego programu kosmicznego. Oficerowie pokazali wspomniane dziwne przypisy Jessupowi, który stwierdził, iż wykonano je tym samym charakterem pisma co list, który otrzymał od Allendego. Książka została następnie przedrukowana, już z przypisami, choć w liczbie zaledwie 25 egzemplarzy. Jak się okazuje, do dziś nie zachował się ani jeden egzemplarz, co samo w sobie jest dość dziwne.

Nikt nie wie, w jaki sposób teoria Einsteina mogłaby zostać zastosowana do tak niezwykłego celu. Faktem jest to, że w latach 1943-44 fizyk współpracował z U.S. Navy jako konsultant przy teoretycznych rodzajach uzbrojenia, ale jego teoria jednolitego pola (Unified Field Theory), obejmująca grawitację i elektromagnetyzm, nigdy nie została ukończona. Einstein sam nigdy się na temat domniemanego eksperymentu w Filadelfii nie wypowiedział, gdyż pierwsze wzmianki o nim pojawiły się mniej więcej wtedy, gdy naukowiec zmarł po krótkiej chorobie.

Dalsze zagadki

W kolejnych latach rzekomy eksperyment „Filadelfia” pojawił się w kilku kolejnych publikacjach. Najgłośniejszą z nich stała się książka z 1978 roku pt. The Philadelphia Experiment: Project Invisibility, która opisywała to wydarzenie jako coś, co niemal na pewno miało miejsce, choć była to powieść, bazująca jedynie na plotkach i domniemaniach. Autorzy opierali się m.in. na listach Allende do Jessupa, wspominali o wymienionych wyżej teoriach Einsteina, a także sugerowali, że całą sprawę skutecznie zatuszowano.

Kilka lat później na podstawie tej książki powstał również film sci-fi pt. The Philadelphia Experiment, a wokół całego rzekomego wydarzenia narosły rozmaite nowe teorie i domysły, m.in. w kontekście technologicznych eksperymentów nazistowskich Niemiec. Jednocześnie jednak sam Allende stał się celem dociekań dziennikarzy i publicystów, którzy próbowali bliżej przyjrzeć się doniesieniom o rzekomym eksperymencie. Co ciekawe, U.S. Navy twierdzi, iż nie udało się nigdy ustalić prawdziwej tożsamości osoby podpisującej się jako Allende.

Inaczej wypowiadał się na ten temat Robert Goerman. Pod koniec lat 70. przeprowadził on w tej sprawie śledztwo i odkrył, iż osobą znaną dotychczas jako Allende był podobno niejaki Carl Allen, „kreatywny samotnik i czarna owca rodziny”, który cierpiał na problemy psychiczne. Czy Goerman miał rację i to faktycznie Allen wysłał do Jessupa list, w którym była mowa o powołaniu do życia eksperymentu „Filadelfia”? Tego zapewne nie da się ustalić. Tym bardziej że Jessup zmarł już w 1959 roku, a jego domniemany korespondent, Allende vel Allen, nigdy nic na ten temat nie mówił aż do swojej śmierci w 1994 roku. Był też pod wieloma względami dziwakiem. Posługiwał się często różnymi pseudonimami, między innymi „profesor i pułkownik Carlos Miguel Christofero Allende” oraz „Dr. Karl Merditt Allenstein”.

Największą zagadką pozostaje to, iż Allende utrzymywał, że był bezpośrednim świadkiem eksperymentu „Filadelfia”. Nigdy nie zdradził, skąd się w Filadelfii wziął i w jaki sposób uzyskał dostęp do bazy morskiej. Skoro domniemany eksperyment był ściśle tajny, obecność jakichkolwiek cywilów byłaby praktycznie niemożliwa, z wyjątkiem zaangażowanych w to naukowców oraz ewentualnych obserwatorów rządowych.

Wbrew prawom fizyki

Dowództwo U.S. Navy zapewne nigdy nie zamierzało się na temat tej sprawy oficjalnie wypowiadać. Ponieważ jednak w sferze publicznej zaczęło pojawiać się wiele spekulacji i plotek, ostatecznie szefowie marynarki wojennej zdecydowali się na zajęcie oficjalnego stanowiska. Poinformowano, że wielokrotnie i bezskutecznie przeszukano wszelkie możliwe archiwa w poszukiwaniu wzmianek o eksperymencie „Filadelfia”, który zresztą – jak twierdzą wojskowi – zaprzecza w ogóle prawom fizyki.

Przedstawiciele ONR (Office of Naval Research) dodali, że według dziennika pokładowego USS Eldrige we wrześniu 1943 roku przebywał najpierw Nowym Jorku, a następnie na Bermudach, skąd wrócił do Nowego Jorku w połowie listopada. Załogi okrętu handlowego SS Andrew Furuseth, która podobno była świadkiem teleportacji USS Eldrige do portu w Norfolk, również nie było w tym czasie w porcie.

Wojskowi przytoczyli też kilka prawdziwych wydarzeń, na podstawie których mógł narodzić się mit o rzekomym eksperymencie. W trakcie II wojny światowej w stoczni U.S. Navy w Filadelfii faktycznie prowadzono różne naukowe przedsięwzięcia. Marynarka twierdzi na przykład, iż do powstania mitu mógł przyczynić się proces tzw. rozmagnesowania, który sprawia, iż okręt staje się niewidzialny dla wrogich min magnetycznych.

U.S. Navy dodała: „Genezę dziwacznych opowieści o lewitacji, teleportacji oraz ich wpływie na załogę można przypisywać także eksperymentom z wykorzystaniem prototypowego napędu na niszczycielu USS Timmerman. W latach 50. okręt był częścią eksperymentu z udziałem małego generatora o wysokiej częstotliwości 1000 Hz zamiast standardowego urządzenia o częstotliwości 400 Hz. Generator wytwarzał m.in. specyficznie tajemniczo wyglądające wyładowania, niezrozumiałe dla postronnego obserwatora”.

Być może zatem eksperyment „Filadelfia” to po prostu wytwór wybujałej wyobraźni jednej osoby. Z drugiej strony nie można wykluczyć, iż amerykańska marynarka wojenna rzeczywiście prowadziła jakieś badania w zakresie niewidzialności swoich okrętów, co jednak niemal na pewno nie doprowadziło do nagłego zniknięcia jednostki USS Eldridge.

Niewidzialność i teleportacja

To, co było praktycznie niemożliwe przed prawie 80 laty, dziś coraz bardziej staje się rzeczywistością. Prowadzone są na przykład badania tzw. metamateriałów, czyli sztucznie wytworzonych substancji, które mają kilka niezwykłych cech. Między innymi posiadają ujemny współczynnik załamania światła. Taki materiał niedawno powstał w Stanach Zjednoczonych i może służyć do wielu rzeczy – budowy komputerów, mikroskopów do obserwacji DNA, a nawet... niewidzialnych urządzeń. Jak to możliwe?

Sekret tkwi w ujemnym załamaniu światła. Normalnie mamy do czynienia ze zjawiskiem refrakcji, czyli zmianą kierunku rozchodzenia się fali, zachodzącą wtedy, gdy fale świetlne przechodzą z jednego materiału do drugiego. Ujemny współczynnik refrakcji pozwala na pokonanie ograniczeń optyki. Można na przykład budować układy optyczne o rozdzielczości mniejszej od długości fali. Tak tworzy się materiał, który nałożony na jakikolwiek obiekt spowoduje, że zakrzywione fale świetlne ominą go, a następnie wrócą na poprzedni tor. Oznacza to, że obiekt stanie się niewidzialny.

Ten rewolucyjny materiał najpierw próbowano stworzyć na bazie srebra i złota. Kluczem do sukcesu było jednak zastąpienie tych metali azotkiem tytanu i tlenkami aluminium. Prace prowadził zespół pod kierownictwem profesora fizyki i inżynierii materiałowej Harry’ego Atwatera z California Institute of Technology i profesor inżynierii informatycznej Alexandry Boltassevej z Purdue University.

Podobne badania, choć oparte na nieco innych zasadach, wcześniej prowadzone były w National Institute of Scientific Research (INRS) w Montrealu. Grupa naukowców opracowała sposób na to, by dany obiekt odbijał wyłącznie zielone światło. Żeby uczynić go niewidzialnym dla ludzkiego oka, użyli specjalnego filtru, który zmienił spektrum odbijanego światła z zielonego na niebieskie. Następnie użyli kolejnych filtrów, by znów przestawić te częstotliwości miejscami. Udało się tym samym oszukać ludzkie oko, które po prostu przestało przedmiot widzieć. Na razie przy pomocy tej metody naukowcy potrafią ukryć przed wzrokiem przedmiot tylko z jednego kierunku. Ale planowane są dalsze eksperymenty zmierzające do uzyskania pełnej niewidzialności.

Pierwszym zastosowaniem wynalazku, wbrew pozorom, wcale nie będzie branża wojskowa czy odzieżowa (czapki niewidki?). Firmy telekomunikacyjne są żywo zainteresowane sposobami ochrony i ukrywania informacji podróżujących przez światłowody. Dzięki nowemu rozwiązaniu będą mogły lepiej kamuflować się przed ewentualnym podsłuchem lub kradzieżą danych. Z pewnością zainteresuje to również amerykańskie agencje wywiadowcze.

Niestety, jeśli chodzi o teleportowanie obiektów, jest to nadal tylko i wyłącznie fantastyka naukowa. W roku 1943 nie można było okrętu USS Eldridge magicznie przenieść do innego portu, a dziś nadal nie można natrętnego członka rodziny oddelegować na Syberię. Zdaniem wielu naukowców teleportacja materii, szczególnie żywej materii, nigdy nie będzie możliwa.

Jednak od lat prowadzone są eksperymenty z teleportacją informacji przy wykorzystaniu mechanizmów fizyki kwantowej. W związku z tym słynna fraza z filmów Star Trek – „Beam me up, Scotty” – raczej nie znajdzie realnego zastosowania, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. A związku z tym marynarze w szeregach amerykańskiej U.S. Navy mogą spać spokojnie w poczuciu, że nigdy nie staną się nieodłącznymi częściami kadłuba swojego okrętu.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama