Rosja stała się największym i bezpośrednim zagrożeniem dla bezpieczeństwa i stabilności w strefie euroatlantyckiej i trzeba podjąć kroki, aby temu zagrożeniu stawić czoło. Taka jest zasadnicza konkluzja zakończonego w tym tygodniu szczytu NATO w Madrycie. To mentalny przełom. Dla Polski i jej najbliższych sąsiadów z Sojuszu decyzje te mogą przełożyć się na zwiększenie bezpieczeństwa i stworzenie mechanizmów odstraszania, które zniechęcą reżim Władimira Putina do pomysłów zaatakowania ich terytoriów.
W stolicy Hiszpanii NATO przyjęło nowy plan strategiczny, który opiera się na założeniu, że Rosja stanowi obecnie najpoważniejsze zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa. To – jak napisałem powyżej – przełomowa zmiana, bo jeszcze 10 lat temu w dokumentach strategicznych paktu określano Moskwę mianem „partnera”. Dziś wszystkie kraje członkowskie zdały sobie sprawę z tego, jak naiwna była wiara w dobre intencje Kremla, który już piąty miesiąc prowadzi brutalne działania wojenne na Ukrainie.
Jeszcze kilka miesięcy temu Pakt Północnoatlantycki skazywany był przez niektóre media oraz kremlowskich strategów na powolne umieranie. Ciągle pobrzmiewały słowa prezydenta Francji Emmanuela Macrona z 2019 roku o „śmierci mózgowej NATO”. Cieniem na autorytecie sojuszu położyło się najpierw wycofanie sił amerykańskich z Syrii, a potem chaotyczna ewakuacja z Afganistanu, co odczytano jako przejaw słabości. W tym kontekście działania NATO na wschodniej flance po rosyjskiej agresji na Donbas i zajęciu Krymu wydawały się stosunkowo słabe i nieprzekonywujące. Tak to przynajmniej musiano oceniać sytuację na Kremlu, gdy rozpoczynano przygotowania do niesprowokowanej agresji na Ukrainę.
Przebudzenie sojuszu nastąpiło 24 lutego 2022 r. Wówczas nawet najbardziej sceptyczni członkowie paktu, którzy dość podejrzliwie patrzyli nawet na bezprecedensowe ujawnianie informacji wywiadowczych przez Amerykanów o planowanym rosyjskim ataku na Ukrainę, zrozumieli, że żarty się skończyły. Uderzając na swojego sąsiada, Kreml zagroził nie tylko wschodniej flance NATO – podważył cały system zbiorowego bezpieczeństwa, budowanego po upadku komunizmu. Rosja rzuciła do walki nie tylko wyrzutnie rakiet, czołgi i armaty. Skutki uzależnienia od surowców szantażu energetycznego odczuły wszystkie kraje członkowskie. Z kolei cyniczna gra ekipy Władimira Putina zmierzająca do wywołania globalnego kryzysu żywnościowego, może znacznie zwiększyć napięcia migracyjne i wywołać kryzys porównywalny do zalewu Europy przez migrantów w 2015 roku.
Zjednoczenie NATO wobec rosyjskiego zagrożenia było bez wątpienia zaskoczeniem dla ekipy Putina, który liczył na to, że wobec różnic strategicznych między takimi krajami jak USA, Niemcy, Francja, czy państwami graniczącymi z Rosją, sojusz się podzieli. Te oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Okazało się, że zachodnie demokracje w sytuacji zagrożenia potrafią się zmobilizować i zaakceptować wyrzeczenia. Ukrainie, niebędącej członkiem sojuszu, okazano znaczącą pomoc, nie tylko w sferze deklaracji, ale także materialną. NATO, zamiast się rozpaść, podjęło kroki na rzecz wzmocnienia. Nagle pojawiła się powszechna akceptacja dla idei zwiększania wydatków na zbrojenia do co najmniej 2 proc. PKB. Dowodem tej mobilizacji jest szczyt w Madrycie. Zobowiązano się do wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Siły szybkiego reagowania sojuszu mają zostać powiększone z 40 tys. do 300 tys. żołnierzy. W Polsce wyląduje na stałe dowództwo amerykańskiego V Korpusu, a związki batalionowe zostaną zastąpione przez brygady. Wszystko po to, aby być gotowym do obrony terytoriów krajów NATO od pierwszych minut ewentualnej agresji.
Dowodem na atrakcyjność koncepcji zbiorowej obrony, opartej na odstraszaniu i obronie, wspólnym zapobieganiu kryzysom i kooperacyjnym bezpieczeństwie jest także akces do NATO Szwecji i Finlandii. Drogę do tego utorowało podpisanie trójstronnego memorandum między Ankarą, Helsinkami i Sztokholmem, bo właśnie Turcja domagała się koncesji od państw, które udzielały pomocy Kurdom. W przypadku Skandynawów mamy do czynienia z mentalnym przełomem i zbiorowym otrzeźwieniem. Los Ukrainy pokazał, że w dzisiejszej Europie trudno zachowywać neutralność, zwłaszcza jeśli dzieli się granicę – morską lub lądową – z agresywnym sąsiadem.
Nie bez znaczenia pozostaje także deklaracja sekretarza generalnego NATO o tym, że Ukraina może liczyć na pomoc sojuszu „tak długo, jak będzie ona potrzebna”. W Madrycie przebiła się w końcu świadomość, że trudno sobie wyobrazić stabilność sfery euroatlantyckiej bez istnienia niepodległej Ukrainy. Ewentualna porażka Kijowa oznaczałaby rozsypanie się systemu bezpieczeństwa i dalszą eskalację. W tym kontekście to właśnie Ukraińcy przelewają krew za Europejczyków i Amerykanów. Warto o tym pamiętać, gdy narastać będzie poczucie zmęczenia trwającym konfliktem, a czołówki wiadomości wypełnią wydarzenia z innych stron świata.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.