Nigdy nie dostał Nagrody Nobla, choć jego twórczość od lat cieszy się fantastyczną popularnością i wciąż jest aktualna. Przyzna to każdy, kto czytał Jądro ciemności czy Lorda Jima. Joseph Conrad spędził na morzu niemal 19 lat. Pracował na statkach handlowych i wojennych. Przybijał do portów w Australii, Chinach i Afryce. A kiedy ze względów zdrowotnych osiadł na lądzie, postanowił przelać na papier to wszystko, co widział i odczuwał...
Był świadkiem kolonializmu, rasizmu, terroryzmu i masowej emigracji. Widział początki epoki globalizacji, ze zgrozą obserwował nadużycia biurokratów europejskich w podległych im koloniach. Przewidział nawet wybuch I wojny światowej. Czy w jego książkach możemy odnaleźć klucz, który pozwoli odczytać dalsze losy naszej cywilizacji?
Syn polskich patriotów
Pisał po angielsku, choć nie był to jego język ojczysty. Joseph Conrad urodził się bowiem jako Józef Teodor Konrad Korzeniowski. Stało się to 3 grudnia 1857 roku w Berdyczowie, mieście znajdującym się obecnie na terenie Ukrainy. Jego rodzice byli polskimi szlachcicami. Korzeniowscy zostali pozbawieni majątku po przegranym powstaniu listopadowym w 1830 roku. Jednak żar patriotyczny nie zgasł w rodzinie. Kiedy w 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, ojciec pisarza, Apollon, aktywnie działający w ruchu niepodległościowym, był w centrum wydarzeń.
Niestety i ten zryw narodowy zakończył się fiaskiem. Rodzina Korzeniowskich została zesłana do łagrów. Początkowo mieli jechać na Syberię, na szczęście dzięki interwencji znajomego udało się zmienić miejsce zsyłki na nieco bliższą Wołogdę. Później rodzina przeniosła się do Czernichowa na Ukrainie. Ale szczęście nie trwało długo. Wkrótce na gruźlicę zmarła matka pisarza, Ewa z domu Bobrowska, a kilka lat po niej – Apollon Korzeniowski. I tak w wieku 12 lat Konradek, jak go nazywano w domu, został sierotą.
Zaopiekował się nim wuj, Tadeusz Bobrowski. Chciał dać siostrzeńcowi wykształcenie i posłał go do szkół, ale chłopiec postanowił, że zostanie marynarzem. Wuj zgodził się, by 16-letni siostrzeniec wyjechał do Francji spełnić swoje marzenia. Miało go to też uchronić od obowiązku służby wojskowej w armii carskiej. Ponieważ chłopak od dziecka uczył się francuskiego, nie miał problemów z aklimatyzacją.
Wkrótce znalazł wymarzoną pracę na statku. Początkowo pływał pod francuską banderą, jednak w 1878 roku odmówiono mu przedłużenia paszportu. Bez dokumentów nie mógł pracować. Popadł w długi, które doprowadziły go do próby samobójczej. Młody desperat strzelił sobie w pierś, nie uszkadzając jednak żadnego istotnego organu.
Tak desperacki krok zaniepokoił wuja pisarza, który namówił siostrzeńca, by przeniósł się do brytyjskiej marynarki. Anglików dokumenty nie interesowały. I tak dopiero w wieku 21 lat Józef Konrad zaczął poznawać język, w którym napisał wszystkie swoje książki.
Od majtka do kapitana
Pod brytyjską banderą pracował od lipca 1878 roku. Dwa lata później zdał egzamin na drugiego oficera i wypłynął w pierwszy rejs do Bangkoku. Co prawda statek nie dotarł na miejsce, gdyż zatonął, ale część załogi, w tym Korzeniowski, uratowała się. W 1884 roku Józef Konrad zdał egzamin na pierwszego oficera. W lipcu 1886 aplikował zaś o obywatelstwo brytyjskie i otrzymał je jeszcze w tym samym roku. Wkrótce otrzymał też awans kapitański i od 1888 roku dowodząc barką Otago pływał między Australią a Azją. Doświadczenia z pierwszego samodzielnego kapitańskiego rejsu zawarł w powieści Smuga cienia.
Ważną dla jego twórczości podróż pisarz odbył w 1890 roku. Zatrudniła go Belgijska Spółka Akcyjna do Handlu z Górnym Kongiem, która zleciła mu wyprawę w górę Konga. Była to niezwykle trudna i traumatyczna ekspedycja. Afrykańskie przygody pozostawiły po sobie piętno – Korzeniowski wrócił stamtąd schorowany i wycieńczony psychicznie. Przez kilka następnych miesięcy leczył się m.in. we Francji.
Kiedy po rekonwalescencji wrócił do Londynu, przez dłuższy czas pozostawał bez pracy. Utrzymywał się z oszczędności i udziałów w firmie Baar, Moering and Company. Pływał potem jeszcze na statkach pasażerskich w latach 1891-1894. Jednak w styczniu 1894 roku, w wieku 36 lat, Conrad uzyskał zwolnienie z pracy. I już nigdy nie wrócił do pracy na morzu.
Już nie Korzeniowski
Debiutował późno, bo tuż przed czterdziestką. Zanim to jednak nastąpiło, zmienił nazwisko, które było trudne do wymówienia. Ponadto na Wyspach na przełomie XIX i XX wieku pojawiało się coraz więcej imigrantów i nie wszyscy byli przyjmowani z otwartymi ramionami. „Słysząc nazwisko Korzeniowski, Brytyjczycy nie pomyśleliby w pierwszej chwili o bohaterskich polskich bojownikach o wolność, ale raczej o Żydach” – pisała amerykańska historyczka Maya Jasanoff w biografii Conrada.
Być może Korzeniowski uznał, iż ma większe szanse, by ktoś zainteresował się jego twórczością, gdy będzie publikował pod angielskim nazwiskiem. Jeśli tak było – nie mylił się. W 1895 roku ukazała się jego pierwsza książka Szaleństwo Almayera, nad którą pracował kilka lat. Ta romantyczno-przygodowa powieść, choć nie przyniosła mu wielkiej popularności, została bardzo dobrze przyjęta przez krytyków. To zachęciło go do dalszej pracy literackiej i zaniechania morskich podróży.
Małżeństwo z samotności
Wkrótce po debiucie Conrad znalazł sobie żonę. Była nią o 17 lat młodsza Jessie George, pochodząca z niezamożnej rodziny robotniczej. Pisarz spotkał dziewczynę na ulicy i wręczył jej swoją debiutancką powieść. Po kilku miesiącach znajomości, 24 marca 1896 roku Jessie i Joseph wzięli ślub i osiedlili się na wsi niedaleko Londynu.
Żona pisarza nie była wykształcona ani obyta. Podobno nie była też ani ładna, ani zgrabna. Virginia Woolf miała powiedzieć o Jessie: „Co za kluska!”. Są podejrzenia, że na wybór życiowej partnerki Conrada wpłynęła jego samotność, brak ogłady wynikający z wielu lat spędzonych na morzu, a także potrzeba bycia z kimś, kto się nim zaopiekuje.
Conrad szybko jednak przekonał się, jaki zrobił błąd. Podobno już noc poślubna okazała się absolutnym koszmarem. Jak pisze polska biografka pisarza, Marta Grzywacz, przez kilka godzin Conrad zmuszał młodą żonę, żeby pisała formalne listy informujące o ich ślubie. Nie poszło chyba najlepiej, skoro „owocem” nocy poślubnej jest opowiadanie zatytułowane Idioci. To historia żony, która, nie chcąc dopuścić do aktu seksualnego, zabija męża nożycami.
Conradowie doczekali się jednak potomstwa. Pierwszy syn pisarza, Borys Alfred, urodził się w 1898 roku. Conrad nie przyjął tego faktu zbyt dobrze. Pisał, że dzieciak „wyje jak Apacz i jest podobny do małpy”. Usatysfakcjonowały go dopiero narodziny drugiego syna, Johna, w 1906 roku.
W rodzinie pisarza – delikatnie mówiąc – nie działo się najlepiej. Można to wyczytać z książek, bowiem Conrad przenosił na papier niektóre fakty z życia rodzinnego. Po śmierci pisarza zarówno żona, jak i obaj synowie opublikowali wspomnienia o swoim mężu i ojcu. Po lekturze książki Jessie krytycy uznali, że to „najbardziej pogardliwa książka o mężu, jaką kiedykolwiek napisała żona”. Cóż, on gardził nią za życia, więc się zemściła, kiedy tylko mogła.
Pasmo bestsellerów
Od roku debiutu przez 30 kolejnych lat Conrad napisał jeszcze czternaście powieści i osiem tomów opowiadań. Niektóre z nich, jak Tajfun czy Murzyn z załogi uważane są za czołowe osiągnięcia literatury marynistycznej. Jednak akcja większości jego utworów nie toczy się na wodzie, lecz na lądzie – w krajach Dalekiego Wschodu, w Afryce, Ameryce Łacińskiej, a najczęściej w Europie. Bohaterami jego książek są Francuzi, Anglicy, Holendrzy, Hiszpanie i oczywiście Polacy.
W 1902 roku ukazało się Jądro ciemności, uznawane przez Brytyjczyków za niezwykle cenne dzieło ich kultury. To historia oparta na przeżyciach Conrada z okresu afrykańskiej podróży, w czasie której obserwował niewolnictwo i okrucieństwo białych ludzi na Czarnym Lądzie. Niektórzy czytelnicy uważają, że Charles Marlow, główny bohater powieści, to alter ego pisarza. Bohater, podobnie jak Conrad, pod wpływem swoich doświadczeń traci wiarę w sens kolonializmu.
Początkowo powieści Conrada, choć wysoko oceniane przez krytyków, nie zdobyły większej popularności. Prawdziwą sławę Korzeniowski zyskał dopiero po latach. Przełomem okazała się wydana w styczniu 1914 roku powieść Gra losu. Potem było już tylko lepiej, a wcześniej wydane tytuły z dnia na dzień stawały się bestsellerami.
W 1998 roku wydawnictwo Modern Library umieściło cztery powieści Conrada na liście 100 najlepszych powieści anglojęzycznych XX wieku. Należały do nich: Tajny agent, Nostromo, Jądro ciemności oraz Lord Jim. Dwie ostatnie pozycje znalazły się również na liście 100 najlepszych książek literatury światowej Newsweeka. Conrad inspirował wielu kolegów po fachu. I to tych najznakomitszych, m.in. Williama Scotta Fitzgeralda, Philipa Rotha, Boba Dylana czy Czesława Miłosza. Na podstawie jego powieści powstały komiksy i gry komputerowe a także liczne adaptacje teatralne. Jednak najbardziej z jego twórczości skorzystało kino.
Jeszcze za życia Conrada, w 1919 roku powstał niemy film Victory, którego fabuła oparta była na wydanej 4 lata wcześniej książce pod tym samym tytułem. Rok po śmierci pisarza miał premierę film Lord Jim w reżyserii Victora Fleminga, a w 1936 roku sam Alfred Hitchcock zekranizował Tajnego agenta. Kultowy Czas apokalipsy Francisa Forda Coppoli jest wariacją na temat Jądra ciemności. W 1996 roku Christopher Hampton postanowił zmierzyć się z wersją Hitchcocka i ponownie przeniósł na ekran Tajnego agenta. W filmie zagrali m.in.: Bob Hoskins, Gerard Depardieu, Robin Williams, Christian Bale i Jim Broadbent.
Lekkie pióro, ciężki akcent
Choć biegle posługiwał się zarówno językiem ojczystym, jak i francuskim, do pisania Conrad wybrał angielski. Już od lat nasiąkał brytyjską kulturą, mówił, pisał, a nawet zaczynał myśleć w języku poddanych królowej Wiktorii. „Tak na morzu, jak na lądzie, mój punkt widzenia jest angielski” – zanotował. Jeśli jednak ktoś zastanawia się, dlaczego wychowanek polskich patriotów zdecydował się na tworzenie w obcym języku, niech nie doszukuje się zdrady narodowej. Sam pisarz mówił wprost: „Wszystko, do czego mam prawo – to, aby mi wierzono, gdy mówię, że gdybym nie był pisał po angielsku, nie byłbym pisał wcale”.
Choć do końca życia mieszkał na obczyźnie, Conrad nie wyzbył się polskości. Zachował silny akcent. „Nie mógł wymówić dwóch słów po angielsku bez zdradzania, że nie jest to jego ojczysty język – przyznał jego znajomy, Ernest Dawson. –Wymawiał słowo used jako dwie sylaby, coś jakby usit”.
Być może był to sposób, by Korzeniowski nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach. Spotkawszy po latach przyjaciela z młodości, Konstantyna Buszczyńskiego, przypomniał sobie nawet, że jego ojciec zawsze mu powtarzał: – Będziesz żeglarzem. Ale gdziekolwiek statki cię nie zaniosą, zawsze pamiętaj, że jesteś Polakiem i że wrócisz do Polski. Wspominając dawne czasy, Conrad miał powiedzieć Buszczyńskiemu: – Nigdy nie zapomniałem.
Odwiedziny w ojczyźnie
Pisarz spełnił tym samym marzenie rodziców, którzy chcieli, by ich syn nigdy nie zapomniał, że jest Polakiem, szlachcicem i katolikiem. Conradowi udało się nawet odwiedzić Polskę w 1914 roku. Wyjechał wraz z rodziną do Krakowa, ale po wybuchu I wojny światowej wrócił na Wyspy, po drodze odwiedzając tylko kuzynkę z Zakopanego. Ubolewał nad faktem, że jego ojczyzna wciąż nie była krajem niepodległym.
Kiedy w 1918 roku Polska niepodległość odzyskała, napisał emocjonalne szkice o „zbrodni rozbiorów” i odbudowie polskiego państwa. Kiedy w roku 1920 Polska walczyła z najazdem bolszewików, apelował do społeczności międzynarodowej o udzielenie jej pomocy.
Joseph Conrad zmarł w swoim domu 3 sierpnia 1924 roku. Prawdopodobnie na zawał serca. Został pochowany na cmentarzu w Cantenbury. Na tabliczce widnieje napis „Joseph Teador Conrad Korzeniowski”. Angielski Joseph Conrad wdarł się między imiona, jakimi ochrzczono go w Polsce: Józef Teodor Konrad Korzeniowski. Tylko Teodor napisano z błędem. Ciekawe tylko, czy to pomyłka grabarza, czy zemsta pogardzanej żony?
Małgorzata Matuszewska