Masakry w Buffalo i Uvalde sprawiły, że w USA po raz pierwszy od lat pojawiła się rzeczywista szansa na zaostrzenie regulacji dotyczących posiadania broni palnej. Nie zmienią one jednak fundamelntalnych faktów: że broń będzie nadal łatwo dostępna dla niemal każdego, a popyt na nią nie zmaleje.
Jak po każdej większej masakrze, tak i po morderczej napaści 18-letniego sprawcy na szkołę podstawową w Uvalde, media i politycy zajęli się odwiecznym tematem w amerykańskiej polityce: dostępem do broni palnej. W przeciwieństwie do poprzednich debat, tym razem przyniosła ona efekt: po burzliwych negocjacjach między politykami obydwu partii, Kongres przyjął pakietu nowych regulacji, pierwszą znaczącą reformę od 1994 r.
Zmiany mają objąć m.in. zaostrzenie prawa dotyczącego sprawdzania kartotek kupujących broń: zakaz sprzedaży broni dla szerszej grupy sprawców przemocy domowej oraz dodatkowe sprawdzenie przeszłości kryminalnej i związanej ze zdrowiem psychicznym dla nabywców poniżej 21 roku życia. Dodatkowo ustawa ma wprowadzić zachęty finansowe dla stanów wprowadzających tzw. "red flag laws", czyli prawa pozwalające na odebranie broni osobom uznanym przez sąd za niebezpieczne.
W efekcie możliwe zmiany są regulacyjnym krokiem naprzód i pierwszym od ponad 20 lat istotną reformą w tym obszarze. Nie zmienią jednak fundamentalnego obrazu sytuacji: broń jest łatwo dostępna, legalna i stosunkowo tania.
Prawo do posiadania broni jest wyznaczone przez drugą poprawkę do konstytucji. Choć jej brzmienie jest niejednoznaczne ("Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędną dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu"), to w precedensowym wyroku z 2008 r. Sąd Najwyższy orzekł, że szeroko gwarantuje ona prawo do posiadania broni w celach takich jak samoobrona. Jednocześnie zaznaczył, że prawo nie jest absolutne i może podlegać regulacjom.
W praktyce ograniczenia są niewielkie: federalna ustawa z 1968 r. stanowi, że broń krótką mogą nabywać osoby od 21 roku życia, zaś długą, w tym karabiny i strzelby - od 18. Prawo nakłada na sprzedających broń obowiązek prześwietlenia przeszłości kupujących , ale w tej chwili dotyczy to tylko dużych sprzedawców posiadających licencję.
Ograniczenia te nie dotyczą - choć być może nowe prawo to nieco zmieni - sprzedawców prywatnych, co w praktyce oznacza, że możliwe jest kupienie jej od ręki przez każdego, np. online albo podczas tzw. "gun shows", wystaw broni palnej. Co więcej, poszczególne stany mają własne regulacje, dzięki którym w niektórych z nich, w pewnych przypadkach np. karabin mogą kupić także niepełnoletni; w Minnesocie mogą to być nawet 14-latkowie.
W świetle plagi masowych strzelanin debata w USA toczy się głównie wokół regulacji sprzedaży karabinów szturmowych, takich jak AR-15, który - m.in. ze względu na swoją popularność wśród sprawców masakr - urósł do rangi symbolu. Sprzedaż takiej broni była zakazana między w latach 1994-2004, ale po wygaśnięciu ustawy nie przedłużono jej działania. I na powrót do takiego zakazu nie ma dziś szans. I to nie tylko ze względu na opór prawicy.
"Nie rozumiem ludzi, którzy chcą całkowitego zakazu na karabiny typu AR czy AK, albo 100-proc. podatków na sprzedaż broni. Oni nigdy chyba nie byli w sytuacji, w której byli zagrożeni, albo podczas wielkich zamieszek nie usłyszeli od policji, że są zdani sami na siebie" - mówi PAP Trent Scarborough, pracownik koncernu farmaceutycznego z Minneapolis i posiadacz AR-15, określający się jako lewicowiec.
Jak wyjaśnia, on sam kupił swój karabin po doświadczeniach z lata 2020 r., kiedy podczas starć między demonstrantami z obu stron w czasie rozruchów po śmierci George'a Floyda policjanci odmówili ochrony pokojowo protestujących uczestników marszu. Dodał, że pistolet nie dawał mu wystarczającego poczucia bezpieczeństwa.
"Myślę, że zdroworozsądkowe ograniczenia, takie jak podwyższenie minimalnego wieku kupujących, czy lepszy system prześwietlania, są konieczne, ale byłbym hipokrytą, gdybym miał opowiadać się za zakazem. Nie tylko ja nie czuję się bezpiecznie" - mówi Trent.
Z tym zdaniem zgadza się Maria, urzędniczka z Waszyngtonu.
"Nie chcę być bezbronna, chociaż uważam, że wprowadzenie podstawowych ograniczeń nie powinno być poza naszym zasięgiem. Ale pamiętam, że kiedy doszło do zamieszek 6 stycznia, zdałam sobie sprawę, jak niewiele mogłabym zrobić, by obronić siebie czy moich sąsiadów bez broni palnej" - mówi PAP kobieta.
"Moim +szalonym+ pomysłem jest byśmy mieli lepszą kulturę wokół posiadania broni: taką, która podkreśla zdrowy respekt dla broni, bezpieczny użytek i szacunek dla społeczności. Tak próbuję wychować swojego syna, ale nie w tym kierunku idziemy jako kraj" - dodaje.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)