Ostatni tydzień czerwca, kończy się pierwsza połowa tego roku. Niemal zawsze zmusza mnie to do refleksji nie tyle nad tym, jak bardzo szybko mija czas, ile bardziej, jak go wykorzystuję. I to nawet w najmniejszym wymiarze minut, godzin, dni. Bardzo popularne elektroniczne zegarki mierzą nie tylko ilość kroków, ale potrafią dokonać szczegółowych statystyk każdego ruchu i czynności. Gdzieś pośród nowości książkowych mignął mi tytuł, który przyciągnął mnie dość ciekawym hasłem: „Jutro jest teraz”. Przypomniało mi się zaraz powiedzenie mojej śp. babci: „Jutro, jutro, to nie dziś. Nie odkładaj na jutro, co masz zrobić dziś”. A w „Homiliach i Naukach Niedzielnych” ks. Józefa Szpaderskiego, wydanych w Krakowie w 1876 roku, znalazłem następującą interpretację nawrócenia św. Augustyna: „Dopókiż mówić będę: jutro! Jutro? Czemuż nie dziś, czemuż od tej chwili nie miałbym przestać grzeszyć, a nawrócić się do ciebie, Boga mego?” Jak widać, problem szybko mijającego czasu nie jest wcale nowy i wraca raz po raz, wystarczy tylko dać sobie chwilkę na refleksję.
Na każdym kroku domaga się od nas dokładności, pilności, efektywności i (lub zwłaszcza) dotrzymania terminów. W sumie dobrze, że tak jest, mobilizacja jest potrzebna i dobra, nie tylko w pracy. Może być czasem źródłem stresów i nerwów. Zwłaszcza wtedy, kiedy dociera świadomość, że nie do końca uczciwie i pilnie wywiązuję się z obowiązków albo za bardzo sobie pobłażam lub po prostu, kiedy zbyt wiele narzekam na wszystko i wszystkich. O tym, że warto mieć w życiu jakiś porządek, jakiś plan, każdy dobrze wie i często o tym sobie przypominamy. Czy jednak tak jest, że potrafimy go stworzyć i wiernie realizować?
Jednym ze słów, które lubię, jest rutyna. Słownikowa definicja mówi, że oznacza ona „biegłość w czymś, nabyta przez długą praktykę” lub „postępowanie lub wykonywanie jakichś czynności według utartych schematów”. W życiu wiele czynności i zadań wykonuje się rutynowo. Uświadamiam to sobie zwłaszcza przy okazji rannego wstawania, czy kiedy idę do moich zajęć w kościele i przygotowując liturgię, wykonuję codziennie te same kroki. Jeśli ktoś lub coś wybije mnie z tej rutyny, mogę nagle o czymś zapomnieć albo posypie mi się utarty schemat, co wprowadza niepotrzebne napięcie. Wiadomo jednak, że nic w życiu nie jest takie doskonałe i w codzienne rutyny wkrada się wiele różnych mniejszych lub większych chochlików. Istotne wydaje się pytanie, czy mam swoje rutyny, czy też działam bardziej chaotycznie, na pełnym „spontanie”? Kiedyś taka spontaniczność wydawała mi się czymś idealnie pasującym do mnie, dziś widzę, że coraz częściej mnie męczy.
Do istotnych rutyn należy sen, ranne wstawanie i porządek dnia. Z tym pierwszym bywa różnie i jak się okazuje, coraz więcej ludzi ma spore problemy z zasypianiem i jakością snu, potrzebują leków i często czują się zmęczeni już w chwili rannego wstawania. Powody są różne i na ten temat pisze się już grube książki po wykonaniu konkretnych badań. Kiedy snu jest za mało lub gdy jest w nas wiele nieuporządkowanych emocji oraz innych powodów, trudno mówić o byciu wypoczętym po zakończeniu snu. Problemem są też nieregularne godziny wstawania i chaos, który towarzyszy w ciągu dnia. Jak to wszystko uporządkować?
W Kościele katolickim od bardzo dawna funkcjonuje praktyka kierownictwa duchowego. Nasze życie duchowe jest ściśle powiązane z pozostałymi sferami nas samych. Powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch” dobrze jest wszystkim znane. Tutaj niczego nie da się oddzielić. Oczywiście w życiu duchowym koncentrujemy się głównie na relacji z Panem Bogiem, modlitwie, życiu sakramentalnym. Żeby jednak mieć dobrą relację z Bogiem, trzeba mieć dobrą relację z samym sobą. Jeżeli na przykład jestem niewyspany, nie będę się mógł dobrze pomodlić rano, chyba że ograniczę moją modlitwę do wyrecytowania pacierza. Kierownik lub towarzysz duchowy to ktoś, wobec kogo spotykam się z samym sobą. Ktoś, kto przede wszystkim mnie słucha, żeby pokazać mi drogę powrotu do siebie lub tak ją oświetlić, żebym mógł zobaczyć, co powinienem naprawić i uporządkować. To nie jest ktoś, kto daje dobre rady, wypisuje gotowe recepty, ale ktoś, kto dyskretnie towarzyszy w drodze. Zakładamy, że on sam ciągle pracuje nad sobą, przygląda się swoim rutynom, korzystając również samemu z duchowego towarzyszenia. Jednak zdecydowana większość pracy należy do nas.
Wspominam o tej praktyce, która wciąż nie jest tak powszechna, jak być powinna i bardzo trudno nieraz znaleźć cierpliwego i dojrzałego kierownika, który korzysta z rzetelnej wiedzy, jednak przede wszystkim ma swoje osobiste doświadczenie. A jeśli ważna jest rutyna poranka, to niewątpliwie ważna jest też rutyna wieczoru, domknięcia dnia, przed pójściem na spoczynek. Praktyka życia duchowego podpowiada, żeby w tym zakończeniu dnia była chwila na rachunek sumienia. Niestety wciąż kojarzy się on z niesympatycznym powrotem do tego, co się dziś nie udało, gdzie źle postąpiłem, powrotem do trudnych relacji. Może dlatego ludzie unikają rachunków sumienia w ogóle, także przed spowiedzią. Kiedy jednak rachunek sumienia zaczyna się i skupia przede wszystkim na słowie dziękuję, staje się zupełnie czymś nowym. Jest tyle chwil, spotkań, rozmów, sytuacji, które w ciągu dnia były dobre, że kiedy się je zobaczy, od razu budzą radość i dają satysfakcję. Bardzo lubię, kiedy jeden z moich przyjaciół, ojciec rodziny, a nawet już dziadek, podejmując ciężką pracę, do której musi wstawać bardzo wcześnie rano, mówi mi: „Bardzo lubię moją pracę. Zawsze lubiłem. Cieszę się, że ją mogę wykonywać”. Dla jednego będzie to zwyczajna „kontraktorka”, inni naprawdę cieszą się nią i żyją. To zupełnie zmienia perspektywę i nastawienie, także wieczorem. Przykładów można by mnożyć. Chodzi jednak o to, żeby uchwycić to, co istotne, że w życiu codziennym dzieje się wiele dobra i my sami jesteśmy bardzo często twórcami piękna. Stąd praktyka rachunku sumienia jest czymś niezwykle dobrym na domknięcie dnia. A później?
Specjaliści od poprawy jakości snu podpowiadają, żeby godzinę przed zaśnięciem nie przeglądać już telefonu, nie mieć kontaktu z internetem, nie oglądać telewizji, ale wyciszać się. Trochę muzyki relaksacyjnej, cisza, oddech. Dla ludzi prowadzących życie duchowe podpowiada się lekturę fragmentu Pisma św., zwłaszcza Ewangelii. Są tacy, co zasypiają, czytając książkę. Chodzi jednak o to, żeby móc się wyciszyć, aby wypocząć i z nową energią rozpocząć kolejny dzień. Wieczorna rutyna, ona jest także bardzo ważna. Pytanie, czy takie uporządkowane życie jest dzisiaj jeszcze możliwe? Wielu odpowiada, że tak, trzeba tylko, jak wszystko zresztą w życiu, poćwiczyć. Wtedy też, gdy przychodzą kolejne połowy roku albo kiedy kończy się kolejny rok, nie ma potrzeby tragizowania, gdyż jest świadomość spełniania, wypełnienia każdego dnia. I choć czasami rutyny się zmieniają lub trzeba je zawiesić, na przykład w wakacje lub w dni wolne, to zawsze chętnie się do nich wraca, gdyż one pomagają, a nie są przeszkodą w spełnianiu własnego życia.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.