Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 02:24
Reklama KD Market

Półkula migrantów – deklaracje i rzeczywistość

Prezydent Joe Biden przemawia podczas Szczytu Ameryk fot. DAVID SWANSON/POOL/EPA-EFE/Shutterstock

W ubiegłym tygodniu prezydent USA Joe Biden i inni przywódcy państw obu Ameryk wspólnie ogłosili gotowość współpracy przy rozwiązywaniu kryzysów migracyjnych. „Deklaracja z Los Angeles” ma między innymi na celu rozłożenie odpowiedzialności za kontrolowanie procesów migracyjnych w całym obszarze półkuli zachodniej. Wbrew rozpowszechnionym stereotypom, masowe przemieszczenia ludności nie są przecież jedynie problemem najbogatszych krajów Ameryki Północnej. 

Deklaracja z Los Angeles przyjęta podczas Szczytu Ameryk przez 20 państw obu kontynentów – od Chile po Kanadę – ma stanowić „mapę drogową” dla krajów zachodniej hemisfery w sprawie przyjmowania większej liczby migrantów i uchodźców. Wśród priorytetów przyjętych w ostatnim dniu obrad szczytu znalazły się: tworzenie legalnych ścieżek do migracji do innych krajów, pomoc dla społeczności najbardziej dotkniętych przez migracje, humanitarne traktowanie ludzi na granicach oraz koordynowanie działań w sytuacjach kryzysowych. Deklarację podpisały kluczowe kraje przyjmujące i będące źródłem migracji: Brazylia, Kanada, Chile, Kolumbia, Kostaryka, Ekwador, Salwador, Gwatemala, Haiti, Honduras, Meksyk, Panama, Peru, Argentyna, Barbados, Belize, Jamajka, Paragwaj, Urugwaj oraz Stany Zjednoczone.

Między słowami a czynami

Przynajmniej w warstwie werbalnej sporo się więc zadziało. „Migracja jest wyzwaniem dla całej półkuli” – deklarował podczas szczytu sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA Alejandro Mayorkas. Ze znalezieniem konkretów będzie jednak dużo gorzej. Deklaracja uczestników Szczytu Ameryk nie ma mocy wiążącej. Jej moc osłabiła także nieobecność w Los Angeles przywódców kluczowych państw regionu, choć np. Meksyk reprezentowany jedynie na szczeblu ministra spraw zagranicznych, poparł inicjatywę. Na szczyt nie zaproszono delegacji krajów walczących z USA z pozycji ideologicznych – Kuby, Wenezueli i Nikaragui. Ale zabrakło właśnie prezydenta Meksyku, protestującego przeciwko niezaproszeniu przywódców z wymienionych trzech państw. Nie było także przywódców Gwatemali, Hondurasu i Salwadoru – trójkąta w Ameryce Środkowej, z którego pochodzi najwięcej imigrantów docierających do południowej granicy USA. Porozumienie zawarto więc pod amerykańską presją i to pod nieobecność najbardziej zainteresowanych.

Poza tym szczyt przebiegał pod znakiem napięć i kwestionowania przywództwa USA na zachodniej półkuli. Przywrócenie dawnych wpływów jest bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe, tym bardziej że w krajach Ameryki Łacińskiej coraz wyraźniej widać obecność Chin.

Nie tylko napór na północ

Proponując pakt w sprawie imigracji, Stany Zjednoczone próbują szukać rozwiązań dla rozładowania kryzysu na południowej granicy, szturmowanej przez setki tysięcy migrantów próbujących nielegalnie dostać się do USA, bądź znaleźć w nim azyl. Ale przemieszczenia ludności na półkuli północnej wynikają nie tylko z marzeń milionów ludzi o przedostaniu się do bogatych Stanów Zjednoczonych czy Kanady. Ludzie uciekają przed wojną i przemocą oraz w poszukiwaniu lepszego życia także do innych, bogatszych krajów Ameryki Łacińskiej. Krajami przyjmującymi imigrantów są m.in. Meksyk, Belize, Panama, Kostaryka, Chile, Kolumbia czy Ekwador. Jednocześnie te same kraje są także źródłem migracji.  

Inicjatywa USA polega na wspieraniu także tych państw. Biały Dom dąży między innymi do tego, aby to Meksyk oraz inne kraje latynoskie przyjmowały większą liczbę migrantów z Ameryki Środkowej, a kraje bogatsze (niekoniecznie Kanada czy USA) zapewniały możliwość pracy mieszkańcom krajów biedniejszych. 

Kostaryka zapowiedziała podczas Szczytu Ameryk dalszą ochronę dla Kubańczyków, Nikaraguańczyków i Wenezuelczyków, którzy przybyli do tego kraju przed marcem 2020 roku. Z kolei Meksyk ma wydawać rocznie po 20 tys. tymczasowych wiz pracowniczych imigrantom z Gwatemali. Meksyk tylko w 2021 udzielił azylu 130 tysiącom osób, przede wszystkim Haitańczykom. Krajem imigrantów stała się nawet maleńka Aruba, gdzie co szósty mieszkaniec pochodzi z Wenezueli. Kolumbia i Ekwador także podjęły podobne kroki w stosunku do Wenezuelczyków, którzy w ostatnich latach w ogromnej liczbie (ok. 6 milionów) uciekli ze swojego kraju. I nie były to kroki cieszące się popularnością, bo oba kraje mają wystarczająco dużo własnych problemów. Belize chce z kolei zalegalizować status migrantów z Ameryki Środkowej i Karaibów. 

Dwa najbogatsze kraje Ameryki Północnej – USA i Kanada – deklarują przyjmowanie większej liczby pracowników tymczasowych. Robią to zresztą we własnym interesie, bo oba borykają się z brakiem rąk do pracy, zwłaszcza w rolnictwie. Jednocześnie zarówno prezydent Biden, jak i premier Kanady Jacques Trudeau wyraźnie mówią „nie” nielegalnej imigracji.

Obietnice trudne do dotrzymania

Biden poczynił na Szczycie Ameryk sporo obietnic, trudnych do dotrzymania z powodu wewnętrznej sytuacji politycznej. Deklaracje prezydenta od razu ostro skrytykowali Republikanie, którzy coraz pewniej zmierzają po zwycięstwo w wyborach do Kongresu w listopadzie br. Trudno jednak traktować poważnie deklaracje Bidena o „zmianie podejścia do zarządzania migracją w Stanach Zjednoczonych”, biorąc pod uwagę niemożność przegłosowania w Kongresie ustaw imigracyjnych, administracja ma w tej sprawie związane ręce. Senator z Missouri Roy Blunt nie zostawił suchej nitki na polityce imigracyjnej Białego Domu. Na forum izby wyższej Kongresu przypomniał, że w ciągu półtora roku prezydentury Bidena odnotowano 2,8 mln prób nielegalnego przekroczenia granicy. Miesięczna średnia jest czterokrotnie wyższa od danych z lat 2018-2020. „Reakcją administracji Bidena było pozbawienie się kluczowych narzędzi, które pozwalały na zarządzanie kryzysem” – uważa Republikanin. Jego obóz polityczny krytykuje zarówno przerwanie inwestycji w budowę płotu na granicy, jak i odwołanie kontrowersyjnego rozporządzenia covidowego Title 42, blokującego wjazd do USA większości osób próbujących przekroczyć południową granicę. 

Więcej – niż w sprawie zwiększenia puli wiz, co wymagałoby decyzji Kongresu – Biały Dom może zrobić w ramach pomocy międzynarodowej. Podczas Szczytu Ameryk USA zadeklarowały 314 milionów dolarów pomocy dla krajów, które stały się schronieniem dla uchodźców i migrantów. Jednocześnie Biały Dom skłonny jest do legalizacji osób przebywających w USA od dłuższego czasu oraz przedłuża status ochronny mieszkańcom wielu krajów obu kontynentów, którym udzielił schronienia na podstawie Temporary Protected Status (TPS). Nie są to jednak posunięcia, które w zasadniczy sposób wpłynęłyby na zmniejszenie rozmiarów kryzysu imigracyjnego na południowej granicy. 

„To dopiero początek. Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę” – mówił Joe Biden podczas szczytu w Los Angeles. Niestety, wiele wskazuje na to, że poza wspólną deklaracją, iż migracje są problemem całej zachodniej półkuli, na tym początku się skończy.

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama