Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 11:22
Reklama KD Market
Reklama

Jętkowanie, czyli nie tylko o Orlenie

Wiesz, kierowcy są tak wkurzeni, że postanowili zablokować Orlen – powiedziała mi przed weekendem mocno podekscytowana znajoma. Wzruszyłem ramionami, bo sam protest, o którym huczało w polskich mediach społecznościowych, niewiele i tak mógł zmienić. Ale z drugiej strony wydawało się, że mamy do czynienia z normalnym protestem obywatelskim – takim, jakich wiele w demokratycznych krajach. Rosnące ceny paliw budzą ogromne emocje w całym cywilizowanym świecie.  Trudno się dziwić, że naturalnym miejscem protestu zdesperowanych kierowców są stacje benzynowe. 

Same blokady w Polsce zakończyły się fiaskiem, kierowców pojawiło się bardzo niewielu. Natomiast zdumiewające okazały się wyniki monitorowania Internetu. Okazało się, że temat blokady Orlenu był sztucznie podsycany w sieci, zwłaszcza wśród grup antyszczepionkowych. Według polskiego Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych „ktoś specjalnie i z premedytacją rozsiewał informacje w celu duplikacji podobnych wydarzeń w innych częściach kraju”. W rezultacie sztucznego stymulowania zainteresowania zapowiadanym wydarzeniem powstała w mediach seria artykułów dotyczących blokad. „Takie publikacje wpłynęły na 10-krotne zwiększenie tematu zasięgu blokady oraz jego legitymizację w ogólnopolskiej przestrzeni medialnej” – czytamy w diagnozie medioznawców IBIMS. W slangu mediów społecznościowych mieliśmy do czynienia z operacją „jętkowania”, czyli dystrybucji półmechanicznej w celu zwiększenia aktywności w social mediach. Zdaniem autorów analizy takie działania miały na celu „odbudowę wpływu grup antyszczepionkowych, które stanowiły przed inwazją Rosji na Ukrainę silną i znaczącą grupę polityczną”. 

Sprawą sztucznego pompowania tematu blokad zainteresowali się także dziennikarze. Okazało się, że zdjęcia rzekomych organizatorów protestów powstały na portalu This Person Does Not Exist, na którym każdy może wygenerować sobie twarz nieistniejącej osoby. Także poszukiwania osób kryjących się za podanymi nazwiskami w wielu przypadkach prowadziły donikąd. Jedna osoba spośród organizatorów, do której się dodzwoniono, tłumaczyła podmienienie zdjęć pragnieniem zachowania anonimowości. 

Ile w tej sprawie autentycznego niezadowolenia, a ile sterowanych działań – tego się zapewne nie dowiemy. Warto jednak odnotować, że temat blokad stacji Orlenu był mocno eksponowany w rosyjskich mediach społecznościowych, a rosyjskie kanały na Telegramie (rosyjskim serwisie społecznościowym) pisały o masowości protestów i niezadowoleniu Polaków z „rusofobicznej polityki rządu”. Otwarte pozostaje też pytanie, dlaczego jako miejsce blokad wskazano właśnie Orlen, gdzie ceny paliw nie zawsze są najwyższe, a nie na przykład także państwową sieć Lotos czy z reguły droższe polskie stacje sieci Shell i BP. 

Nie pisałbym o tych wydarzeniach, mających miejsce ładnych kilka tysięcy mil od Chicago, gdyby nie to, że wzrost cen paliw w USA także budzi ogromne emocje. Średnia cena dla całego kraju osiągnęła poziom 5 dolarów za galon i według wszystkich prognoz może w najbliższej przyszłości jedynie rosnąć. W tej sytuacji pokusa wskazania winnego i jakiegoś odreagowania jest ogromna. W Ameryce najczęściej wskazywanym kozłem ofiarnym jest obecna administracja Joe Bidena. Tymczasem zarówno wpływ takiego Orlenu, jak i Białego Domu na wysokość ceny detalicznej jest naprawdę mocno ograniczony. Dzisiejszy kryzys energetyczny jest wynikiem kilku czynników, tworzących na rynku paliw sytuację określaną po angielsku jako „perfect storm”.  Mamy więc do czynienia z bardzo wysokimi cenami ropy naftowej, wynikającymi z otoczenia makroekonomicznego, czyli z globalnego zachwiania równowagi podaży i popytu. To skutek pandemii, która zmusiła przemysł naftowy do ograniczenia produkcji, zamknięcia części odwiertów i zwolnienia tysięcy ludzi (pamiętacie rekordowo niskie ceny na stacjach, gdy przestaliśmy jeździć autami?) Gdy globalna gospodarka się szybko odbiła, to po Covidzie tych mocy wydobywczych nie udało się z dnia na dzień odtworzyć. Dodatkowe perturbacje stworzyła rosyjska agresja na Ukrainę, nałożone na Kreml sankcje oraz dążenie do uniezależnienia się od rosyjskich surowców. Do tego dochodzi jeszcze kryzys niedoinwestowanych lub pozamykanych rafinerii, które nie są w stanie przetwarzać surowca na konkretny rodzaj paliwa. I wreszcie zupełnie zrozumiała, choć niekoniecznie uczciwa pokusa, aby na drogiej ropie po prostu zarobić i jak najdłużej utrzymywać wysokie ceny na wolnym rynku. Dopiero po uwzględnieniu tych czynników można się zastanawiać się nad wysokością marż na stacjach polskiego Orlenu, czy działaniach administracji Bidena naciskającej na amerykańskich nafciarzy, aby ci wydobywali więcej ropy, ale jednocześnie blokującej takie projekty jak rurociąg Keystone XL, który miał sprowadzać do USA surowiec z Kanady. Warto tu jednak powołać się na majową analizę Banku Rezerwy Federalnej z Dallas, według której nawet zwiększenie wydobycia o kilkaset tysięcy baryłek dziennie nie wpłynie znacząco na ceny na wolnym rynku wobec globalnego zapotrzebowania szacowanego na 100 milionów baryłek dziennie.

Sprawa cen benzyny może być przykładem tego, w jaki sposób problem budzący emocje i autentyczne frustracje, może stać się przedmiotem manipulacji. Warto zachować czujność tak, aby hasło takiej blokady Orlenu nie oznaczało jednocześnie blokady własnego myślenia. I pamiętać o mądrości przypisywanego Senece powiedzenia, stanowiącego jeden z filarów prawa rzymskiego: is fecit, cui prodest – ten zrobił, komu to przyniosło korzyść. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama