Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 08:20
Reklama KD Market

Na poważnie

Kiedy 30 lat temu rozpoczynałem studia w seminarium, jednym z przedmiotów, który był prowadzony przez wszystkie lata, to „muzyka i śpiew kościelny”. Wszyscy musieliśmy się uczyć śpiewu i znać podstawowe kwestie dotyczące muzyki, nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim praktycznie. Pamiętam, jak na pierwszych zajęciach profesor zapytał, jakiego typu muzyki lubimy słuchać. Ponieważ na roku było nas ponad trzydziestu, odpowiedzi były przeróżne. Jeden z kolegów odpowiedział z bardzo poważną miną: „Słucham muzyki poważnej”. Zapadła cisza, wszak to zabrzmiało bardzo poważnie. Po chwili przerwał profesor z odrobiną kpiny w głosie: „Poważną? A przepraszam, jaka jest niepoważna?” W sali wykładowej rozległ się śmiech, choć zapewne wielu odpowiedziałoby dokładnie tak samo, na co profesor zupełnie poważnie odpowiedział: „Nie poważna, tylko klasyczna!” Tak zaczęła się moja muzyczna edukacja.

Odkąd pamiętam, nie byłem szczególnym fanem muzyki klasycznej. Najpierw był pop, rock, później jazz i jego wersja smooth, może trochę bluesa i na pewno muzyka aktorska, poezja śpiewana. Od zawsze jednak fascynowała mnie muzyka i śpiew kościelny, dostojna gra organów, pieśni, których w polskim śpiewniku nie brakuje, a w końcu przebogaty zasób śpiewów gregoriańskich. Będąc uczestnikiem rekolekcji typu oazowego, lubiłem też popularne wówczas piosenki religijne przy akompaniamencie gitary. Wraz z nimi pojawiły się śpiewy „przy ognisku”. Odkryłem, że lubię muzykę, lubię śpiewać i że muzyka dobrze na mnie działa. Odkryłem też, że Pan Bóg dał mi słuch muzyczny, tak więc nauka śpiewu przychodziła mi łatwo. A co z poważną klasyką? Ponieważ w moich czasach lekcje muzyki mieliśmy od przedszkola przez szkołę średnią, aż po ukończenie wspomnianych studiów seminaryjnych, dosyć często temat muzycznej klasyki oczywiście się pojawiał. W moim liceum raz w miesiącu była godzina-koncert dla wszystkich uczniów prowadzony przez muzyków z Filharmonii Śląskiej. Nie ukrywam, że czekałem na kolejne koncertowanie. Czułem, że pozytywnie wpływało na mój rozwój i życiową edukację. 

A teraz czemu o tym dzisiaj piszę. Bynajmniej nie z powodu braku innych palących tematów. Nie dlatego też, że uważam się za specjalistę w muzyce, bo nim jestem. Jednak zauważam ostatnio, że coraz więcej ludzi, w tym także z młodego pokolenia, sięga do muzyki klasycznej. Stacje radiowe z takową muzyką oraz koncerty dostępne w internecie cieszą się sporą popularnością. Wiele też dzieci i młodzieży uczy się gry na instrumentach muzycznych oraz chodzi na lekcje śpiewu i z wielkim zaangażowaniem chcą muzykować. To oczywiście wielka zasługa ich rodziców. A tam jest wiele klasyki. Bardzo cieszy mnie ta sytuacja. Muzyka sporo mówi o człowieku. Aż chciałoby się powiedzieć: „Powiedz mi, jakiej muzyki słuchasz, a powiem ci, kim jesteś”. Bo przecież muzyka jest odzwierciedleniem charakteru, osobowości, wyraża uczucia, nastroje i emocje człowieka, pokazuje też, jaka jest jego duchowość. Wielki polski kompozytor Krzysztof Penderecki wśród wielu arcydzieł stworzył także jedno, któremu nadał bardzo osobisty charakter. Jest nim „Credo”, czyli „Wierzę”, które ukończył w 1998 roku. Mieczysław Tomaszewski, muzykolog i przyjaciel Pendereckiego napisał, że jego „Credo streszcza nie tylko sposoby myślenia i kształtowania muzycznego, jakie europejska kultura muzyczna wytworzyła na przestrzeni minionego półtysiąclecia. Streszcza i syntetyzuje zarazem najbardziej własne odczucie i rozumienie funkcji wiary w życiu człowieka. Słuchając Credo – szczególnie partii takich jak CrucifixusEt incarnatus czy Credo in unum Deum – czuje się, że słucha się muzyki osobistej. «Jest to utwór tego rodzaju – wyznał kompozytor po jego prawykonaniu – jaki komponuje się jeden raz w swoim życiu»”. Taki rodzaj muzyki może i jest bardzo często czymś nie tylko bardzo osobistym, ale wręcz mistycznym. Wprowadza w osobistą relację człowieka z Bogiem. Oczywiście każdy autor dzieła jego kompozytor i wykonawca ma swoją niepowtarzalną drogę, którą nazywamy też stylem lub rodzajem muzyki.

Kiedy słucham różnych kompozycji i utworów, słyszę to, co ich kompozytor wtedy przeżywał, jak cierpiał lub jak był szczęśliwy, jak walczył lub żył w pokoju, ile było w nim i wokół niego miłości i nienawiści, ile tęsknoty, także za szczęściem i za Bogiem i jak w danej chwili chciał się tym podzielić z innymi. Tak jest z każdym utworem i rodzajem muzyki, który pisany jest i adresowany „na poważnie”, czyli nie jest czymś ot tam, stworzonym dla marki i pieniędzy, choć przecież i to jest ważne, to jest źródło utrzymania. Są jednak takie szczególne rodzaje muzyki, a pośród nich właśnie klasyka, które mają w sobie coś, co w sposób szczególny wprowadza w duchowy świat i może prowadzić do spotkania i nawiązania relacji z Bogiem. Może być bardzo osobistą drogą życia duchowego. 

A śpiew? Znane jest stwierdzenie św. Augustyna, że „kto śpiewa, ten dwa razy się modli”. W Kościele śpiew jest częścią liturgii, jest modlitwą, jest odpowiedzią wiary człowieka na miłość Boga. To dlatego tak bardzo trzeba dbać o to, aby był piękny, żywy. Bezcenni są organiści z prawdziwego zdarzenia, ludzie kochający muzykę i śpiew kościelny, prawdziwi liderzy tej modlitwy. Wspaniale jest, gdy przy parafiach zawiązują się chóry i ludzie chcą śpiewać razem. Jest to bezdyskusyjne. I wielu doskonale wie, jak bardzo pomaga to w przeżyciu liturgii i jak łączy z innymi, tworząc wspólnotę.

Jakiej muzyki słuchasz? Czy ona mówi ci coś? Czy dotyka twojego ducha? Czy będąc w kościele, chce ci się śpiewać? To takie proste niby pytania. Ja dodam, że ostatnio nawracam się na „klasyczną” i coraz częściej odnajduję, słuchając jej, nie tylko ducha, ale i wewnętrzny pokój.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama