Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 00:31
Reklama KD Market
Reklama

Okradzenie Czarnej Madonny

27 października 1909 roku dzwonnik klasztoru paulinów na Jasnej Górze, brat Bolesław, jak zawsze o świcie szedł na chór. To, co wtedy zobaczył, omal nie odebrało mu życia. Stan kaplicy z cudownym obrazem Matki Boskiej był przerażający. Srebrna zasłona obrazu była podniesiona i podparta dwiema świecami, część wotów w pośpiechu porzucona walała się u stóp obrazu. Przenajświętsza Panienka, obdarta z sukni i korony, spoglądała z obrazu jeszcze boleśniej niż zwykle...

Profanacja i świętokradztwo

Brat Bolesław – który dostrzegł także, iż obraz został wygnieciony odciskiem stopy, a z galeryjki za amboną zwieszał się pozostawiony sznur z węzłami – gorączkowo opowiedział wszystko szczegółowo reporterowi Gazety Częstochowskiej. Dobę później o świętokradztwie dowiedzieli się Polacy w trzech zaborach. Dwie doby później Polacy na całym świecie. Byli wstrząśnięci. We wszystkich polskich parafiach odprawiano msze za odzyskanie świętych kosztowności. Nawet późniejsza katastrofa Titanica ani wybuch I wojny światowej nie były tak szeroko komentowane przez Polaków jak profanacja obrazu Czarnej Madonny, Królowej Polski.

Z obrazu wyłamano złote korony z brylantami, które podarował paulinom papież Klemens XI. Skradziono perłową suknię Matki Bożej. Wśród wielu pereł były tam trzy szczególnej wielkości i kształtu: jedna w kształcie twarzy, druga przypominająca serce, trzecia wyglądająca jak jajo. Były podarunkiem syna króla Jana III – Konstantego Sobieskiego. Zabrano też wota składane na ołtarzu Matki Boskiej: sznury pereł, brosze z brylantami, złote łańcuchy, zegarki. Urzędnicy policyjni oszacowali, że straty wynoszą około miliona złotych rubli. Złoty rubel był wymieniany na niecałe dwa dolary amerykańskie.

Jednak to nie strata materialna bolała polskich katolików. Kradzież na Jasnej Górze przyjmowana była przez Polaków jako symboliczne pozbawienie Matki Boskiej godności królowej Polski. Nic dziwnego, że niektórzy z przerażeniem przyjęli wiadomość, jakoby car Mikołaj II zamierzał sprezentować dla jasnogórskiego obrazu nowe korony. Koronacja Czarnej Madonny carskimi precjozami oznaczałaby jakby przejęcie władztwa przez cara nad duszami polskich katolików. Tak też to rozumiała dyplomacja watykańska. Papież Pius X kazał jak najszybciej wykonać złote korony z brylantami, rubinami i wielkimi opalami. Niecały rok po kradzieży zostały one umieszczone na obrazie. Ubiegnięto cara.

Carska Ochrana czy zakonnicy?

Niby trwało intensywne policyjne śledztwo w sprawie kradzieży na Jasnej Górze, ale przez rok nie wykryto sprawcy czy sprawców. Nieprawdopodobne wydawały się ustalenia śledczych, że złodziej dostał się do kaplicy cudownego obrazu przez okienko położone bardzo wysoko i opuścił się po ścianie za pomocą liny. I taka sama miała być droga jego ucieczki. Także zastanawiające było to, że złodzieja interesowały przede wszystkim korony oraz perłowa sukienka. To charakterystyczne przedmioty, które trudno byłoby spieniężyć. A zostawił wiele cennych wotów. Wówczas obznajomieni ze sprawą Polacy zaczęli podejrzewać, że kradzież na Jasnej Górze to prowokacja carskiej Ochrany, policji politycznej.

Po pewnym czasie śledczy jednak stwierdzili, że złodziej zostawił linkę dla zmyłki, aby myślano, że wszedł do kaplicy od zewnątrz. Zwrócili też uwagę na to, że rabuś musiał znać dobrze miejsce przestępstwa. Przede wszystkim znać skomplikowany mechanizm, dzięki któremu można było podnieść zakrywającą obraz zasłonę ze srebrnej blachy. To skłoniło do przypuszczeń, że świętokradztwa mogli się dopuścić jasnogórscy zakonnicy. Ale carska Ochrana pilnowała śledztwa, tak nim manipulując, żeby nie można było odnaleźć sprawcy czy sprawców.

Niespodziewanie przełom w śledztwie nastąpił w lipcu 1910 roku. Ochrana nie miała na to wpływu, a późniejszy rozwój wydarzeń był po ich myśli. W zakolu Warty koło wsi Zawada miejscowy chłop znalazł w płytkiej wodzie sofę, a w niej zwłoki mężczyzny. Jak wykazała komisja lekarska, trup miał wiele śladów wskazujących na uderzenia siekierą, poza tym mężczyzna był duszony. Na sofie znajdowały się oznaczenia wskazujące, że jest ona własnością klasztoru paulinów na Jasnej Górze.

Zamordowany był stryjecznym bratem ojca Damazego, paulina z Jasnej Góry. Nazywał się Wacław Macoch. Mieszkał w Warszawie. Od półtora miesiąca był żonaty z Heleną Krzyżanowską, nazywaną Lulą lub Lolutką. Sofa z insygniami klasztoru jasnogórskiego naprowadziła śledczych na trop ojca Damazego – Kacpra Macocha. Ten, zorientowawszy się, iż jest podejrzany o morderstwo, uciekł do Galicji. Ale został schwytany na dworcu w Krakowie.

Zbrodnia

36-letni Kacper Macoch przyznał się do zamordowania stryjecznego brata. Wyszła na jaw niesamowita historia. Helena Krzyżanowska była kochanką ojca Damazego. Kupił jej umeblowane, trzypokojowe mieszkanie w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Regularnie wyjeżdżali razem do Włoch, Francji, w Tatry. Kiedy Krzyżanowska zaszła w ciążę, ojciec Damazy, dbając o jej reputację, postanowił ożenić na niby swoją kochankę ze swoim stryjecznym bratem. Wacław Macoch zgodził się, licząc na duże kwoty od krewniaka paulina. Ale ponieważ zaczął żądać coraz większych sum, a także domagać się usług miłosnych należnych prawowitemu małżonkowi, ojciec Damazy – Kacper Macoch postanowił go zabić.

Do zbrodni doszło na Jasnej Górze, w celi Macocha – numer 38 na II piętrze. Śledztwo wykazało, że w morderstwie pomagali mu dwaj inni paulini: Izydor Starczewski i Bazyli Olesiński. Przy okazji wyszło na jaw, że tych troje paulinów, tworząc złodziejską siatkę, regularnie okradało klasztorny skarbiec. Wierni nie szczędzili datków na Jasną Górę, złodzieje zabierali grube pieniądze.

Pomagała im w tym uczciwość innych zakonników, którym nawet nie przychodziło do głowy, że wśród nich mogą znajdować się takie diabelskie nasienia. Złodzieje wydawali wielkie sumy na kobiety, luksusowe życie poza klasztorem. Tylko Krzyżanowska roztropnie inwestowała pieniądze uzyskane od kochanka.

Podczas śledztwa w sprawie o morderstwo Kacper Macoch nieoczekiwanie przyznał się, że to on dokonał świętokradczego rabunku na Jasnej Górze. Lecz nie wiedział – albo nie zdradził – gdzie znajdują się ukradzione przedmioty. I nigdy ich nie odnaleziono. Prawdopodobnie znajdowały się w magazynach carskiej Ochrany.

Mimo iż Macoch przyznał się do obrabowania Czarnej Madonny, w sądzie oskarżyciele nie potrafili tego udowodnić. W związku z tym pojawiły się bardzo prawdopodobne hipotezy, że cała sprawa rabunku na Jasnej Górze była prowokacją uknutą przez Ochranę, żeby skompromitować polskie duchowieństwo – wówczas źródło niezłomnego polskiego patriotyzmu. I rzeczywiście, w prasie rosyjskiej ukazało się wiele kalumnii na polskich kapłanów, a także sugestie, żeby polskie kościoły i klasztory przekazać prawosławnym.

Kacper Macoch został skazany za morderstwo na 15 lat, zmarł po czterech latach pobytu w więzieniu. Jego wspólnicy dostali po pięć lat. Helena Krzyżanowska dwa lata.

Prowokacja carskiej policji

Największą ofiarą sprawy Macocha był klasztor jasnogórski. Zakon paulinów został obrabowany z majątku i jeszcze bardziej z dobrego imienia. I taki był cel carskiej policji politycznej.

Na początku XX wieku zakonowi paulinów groziła likwidacja. Pozostały mu jedynie dwa klasztory: W Częstochowie i Krakowie. Los Jasnej Góry był bardzo niepewny. Po powstaniu styczniowym carat przyjął ostry kurs antykatolicki, dążąc do rusyfikacji Polaków w swoim zaborze. Zakon paulinów, aby przetrwać, musiał iść na duże ustępstwa. Nie mógł przyjmować do nowicjatu ludzi, jakich chciałby, pobożnych i wykształconych.

Aby zostać paulinem, przede wszystkim trzeba było uzyskać zezwolenie gubernatora i ministerstwa spraw wewnętrznych. Warunkiem uzyskania takiego zezwolenia była lojalność wobec władzy carskiej. Tak otworzono furty klasztorne dla agentów prowokatorów oraz ludzi niegodnych noszenia habitu, jak złoczyńców opisanych powyżej. Na żądanie władz Damazy – Macoch uzyskał status księdza zakonnego już po czterech miesiącach nowicjatu, chociaż reguła paulinów wymagała czterech lat. Starczewski i Olesiński również trafili do zakonu na podstawie carskich przepisów. Paulini musieli przetrwać ten straszliwy okres w ich historii. I przetrwali.

O tym, że rząd carski naprawdę myślał o zamknięciu klasztoru paulinów na Jasnej Górze, świadczą słowa ojca Piusa Przeździeckiego, późniejszego generała zakonu paulinów: „Macoch jako agent Ochrany miał urządzić na Jasnej Górze skład nielegalnej literatury, by przez to zmusić rząd do zamknięcia klasztoru”. Niedługo później wybuchła I wojna światowa. Car Mikołaj II miał inne rzeczy na głowie, wolał nie zadzierać z katolikami, których wielu służyło w jego wojsku.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama