Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 09:28
Reklama KD Market
Reklama

Buffalo, Sandy Hook, Columbine – problem nie do rozwiązania

Nie żyje 10 osób, które po prostu chciały zrobić zakupy. Tragedia w Buffalo po raz kolejny przypomniała o problemie, jakim jest niemal nieograniczony dostęp do broni palnej w USA. Problemie, który jest praktycznie nierozwiązywalny. 

Było to 198 masowe użycie broni w tym roku w Stanach Zjednoczonych – zgodnie z najpowszechniej stosowaną definicją, w którym za mass shooting uważa się incydent, w którym trafionych z broni zostaje więcej niż trzy osoby. 

Tym razem masakra miała kontekst rasowy – sprawca opublikował nawet manifest w duchu białego suprematyzmu. Ale masowe strzelaniny mają różne podłoże – od osobistej zemsty, poprzez porachunki gangów, po incydenty motywowane jakąś szaloną ideologią. Wspólnym mianownikiem jest tu dostępność broni palnej. Zawsze też po tego rodzaju wydarzeniach rozlegają się apele o ograniczenie możliwości jej zakupu przez osoby stanowiące potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Skutek jest także zawsze ten sam. Żaden. 

Payton S. Gendron, zamachowiec z Buffalo, wszedł w posiadanie broni drogą legalną. Nie jest to wyjątek – podobny scenariusz powtarza się niemal przy każdym incydencie z bronią palną. Co więcej, podejrzany 18-latek kupił ją, mimo że Nowy Jork jest jednym z 19 stanów USA, w których obowiązują poważne ograniczenia dotyczące osób mogących stanowić ryzyko dla bezpieczeństwa publicznego (tzw. extreme risk protection laws). Rok wcześniej Gendron chciał popełnić tzw. samobójstwo rozszerzone (murder-suicide) w swoim liceum, w wyniku czego znalazł się pod opieką psychologiczną i policji. Ta jednak nie podjęła żadnych działań. Media podkreślają, że zgodnie z literą prawa Payton S. Gendron nigdy nie powinien legalnie kupić broni. A przypadkowe ofiary z Buffalo powinny cieszyć się spokojnym życiem.

I tu osobista refleksja. W grudniu 2012 roku po masakrze w Sandy Hook Elementary School w Newtown w Connecticut znalazłem się w miejscu tragedii. Od momentu, kiedy 20-letni Adam Lanza zastrzelił 26 osób, w tym 20 dzieci, i popełnił samobójstwo, minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin. Nigdy nie zapomnę ogromu łez w oczach ludzi, którzy chcieli podejść jak najbliżej do budynku szkolnego, aby oddać hołd ofiarom. Na zawsze też pozostanie w mej pamięci pytanie: „Dlaczego?”, powtarzane przez niemal wszystkich, którzy tam się pojawili, nawet policjantów i reporterów, którzy wcześniej niejedno już widzieli. Do końca życia pozostanie w mojej pamięci widok alejek, w których żałobnicy pozostawili setki pluszowych misiów i dziecięcych zabawek. Pamiętam, że kilka tygodni po wizycie w Newtown znalazłem w skrzynce wezwanie na ławnika, poprosiłem sędziego o zwolnienie z tego obowiązku, ponieważ sprawa, którą miałbym rozpatrywać, dotyczyła osoby zatrzymanej z bronią w pobliżu budynku szkolnego. Obrazy z miejsca masakry były zbyt świeże, aby zdobyć się na obiektywizm przy głosowaniu nad werdyktem. 

Najsmutniejsze w tym komentarzu jest to, że tragedia w Buffalo nie zmieni w Ameryce nic, przynajmniej jeśli chodzi o bezpieczeństwo publiczne. Społeczeństwo w sprawie kwestii kontroli posiadania broni jest mocno spolaryzowane, ale filarem obecnego porządku prawnego jest Druga Poprawka do Konstytucji otwierająca drzwi do powszechnego posiadania broni. Wszelkie próby ograniczenia tego prawa na poziomie federalnym są blokowane w Kongresie przez Republikanów reprezentujących wyborców, dla których ten zapis ustawy zasadniczej stanowi jeden z historycznych fundamentów amerykańskiej demokracji. Nawet jeśli jakimś cudem doszłoby do przegłosowania jakiejś znaczącej ustawy ograniczającej dostęp do broni, to jej konstytucyjność podważyłby szybko Sąd Najwyższy, w którym dominują konserwatywni sędziowie. O samej zmianie konstytucji i zapisu jednego z najważniejszych zapisów Bill of Rights nie warto nawet wspominać – to rozważania z dziedziny political fiction. Na poziomie stanowym możliwe jest wprowadzanie pewnych ograniczeń w dostępie do broni, ale jak widać po Buffalo, prawo w takich sprawach potrafi być dziurawe. Zresztą w większości stanów, gdzie na poziomie lokalnym rządzą Republikanie, nie ma nawet takich rozwiązań prawnych. Znamienne jest także inne zjawisko: za każdym razem, gdy w Kongresie pojawiają się projekty ustaw ograniczających dostęp do broni palnej, Amerykanie reagują zwiększonymi zakupami broni krótkiej i długiej. 

Tragedia w Buffalo będzie niestety powoli przechodzić do historii. Wkrótce stanie się jedną z nazw-symboli, takich jak Columbine, San Bernardino, Virginia Tech, Orlando, Charleston i wiele innych miejsc. I niestety prędzej czy później usłyszymy o kolejnym miejscu, w którym rozlegną się mordercze strzały. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama