W Kościele katolickim kończy się właśnie tydzień modlitw o powołania. Mam wrażenie, że coraz mniej mówi się i przypomina o tym w kościołach, a wrażliwość na ten temat spadła. Zapewne duży wpływ miały na to fale ujawniania trudnych prawd o grzechach i nadużyciach ze strony księży, osób zakonnych i ludzi związanych z Kościołem. Także postępująca sekularyzacja, czyli zeświecczenie społeczeństwa zrobiło i robi swoje. Podważone zaufanie do Kościoła i duchownych uderzyło nawet w autorytet Ewangelii, co jest rzeczą straszną. W wywiadzie udzielonym dziennikarzowi portalu Onet.pl, abp Adrian Galbas SAC arcybiskup-koadiutor archidiecezji katowickiej, powiedział słowa, które także we mnie bardzo głęboko zapadły: „Wszyscy to rozumiemy, jak straszliwie przypadki wykorzystywania nieletnich przez osoby duchowne uderzyły w Kościół, podważając zaufanie nie tylko do osób duchownych, czyli głosicieli Ewangelii, ale też do samej Ewangelii. Kiedyś od jednej z ofiar usłyszałem: ‘jeżeli ksiądz, który codziennie głosi Ewangelię, dopuszcza się takich przestępstw, to znaczy, że ta Ewangelia jest nieprawdziwa’. To zdanie wwierciło mi się w głowę i w duszę już chyba na zawsze. Kościół, do którego ludzie nie mają zaufania, nie może pełnić swojej misji. Jedynym sposobem na odzyskanie zaufania jest stanięcie w nagiej, czasem nawet brutalnej prawdzie. Chciałbym tu być absolutnie prostolinijny i transparentny”. To jest jedno, natomiast nie można nie widzieć drugiej strony.
Obok zła było, jest i będzie wiele, a może nawet więcej dobra. Myślę o dobru, którego autorami są powołani do służby i misji w Kościele. Bardzo lubię czytać biografie ciekawych księży, zakonników i zakonnic. Są one dla mnie inspiracją i wzmocnieniem w wielu momentach mojego życia i posługiwania. Nie są to bynajmniej jedynie jakieś wyszukane historie z przeszłości, po przeczytaniu których można powiedzieć, cytując czeskie powiedzenie: „To se ne vrati”, czyli, że to się nie wróci. Pytam: czemu nie? W historii bywały różne momenty, także wielkich kryzysów, pustych seminariów i zakonnych nowicjatów, a po nich przychodził czas odrodzenia i wzrostu. Wrócę do refleksji podejmowanej tutaj przeze mnie już wiele razy. Jestem szczerze przekonany do wielkiej wrażliwości młodych ludzi, wyczuwam ogień, który się w nich zapala i chęć działania z wielkim poświęceniem. To widać i słychać, wielu naprawdę szuka autentyzmu. Potrzebują jednak, jak wszyscy w tym okresie życia, mądrego towarzyszenia na drodze odkrywania i właściwego ukierunkowania tego zapału. Lata temu ja i moi rówieśnicy szukaliśmy dokładnie tego samego. I znajdowaliśmy to w Kościele! Tam spędzaliśmy jakiś czas każdego tygodnia, poza tym wakacyjne rekolekcje, weekendowe wyjazdy i dni skupienia. To wszystko pomagało w podjęciu kiedyś decyzji, ale też tworzyło grono przyjaciół. Czymś zupełnie naturalnym była też modlitwa o nowe powołania, czuliśmy, że modlimy się w tym momencie także za siebie nawzajem. Trudne i szokujące jest dla mnie, kiedy słyszę od nastolatki czy nastolatka takie słowa: „mam depresję”. Pytam: jak to? W tym wieku depresję? A może to pustka, osamotnienie w sprawach naprawdę ważnych, życiowych, brak potwierdzenia dobrych stron, talentów i działań, zmęczenie wirtualnym światem?
Istnieje pilna potrzeba towarzyszenia nie tylko młodym, także dorosłym poszukującym wciąż swojej drogi. Młodzi duszpasterze i zakonnicy używają swoich sposobów dotarcia do ludzi, niekoniecznie nawet związanych z Kościołem czy mocnych w wierze. „Ksiądz na rolkach”, „Ksiądz z osiedla”, „Ksiądz też człowiek” i wiele innych akcji lub autoprezentacji powołanych przedstawicieli młodszego pokolenia, to są tylko potwierdzenia tego, jak bardzo i z jakim zaangażowaniem chcą mówić głosem młodych. Istnieją też liczne wspólnoty i akcje o charakterze duchowym, modlitewnym, które od zawsze przyciągały nie tylko młodych ludzi do tego, by znaleźć w nich swoje miejsce. Mają one wpływ na formację duchową człowieka, są też miejscem towarzyszenia duchowemu wzrostowi i rozeznaniu powołania. Oczywiście, pod każdym artykułem czy postem z dobrymi zaproszeniami i informacjami, jest wiele jadowitych komentarzy, często wulgarnych i agresywnych. Nie trzeba się nimi specjalnie zrażać i zniechęcać, każdy mówi wiele o swoim autorze, a co dopiero mówić, kiedy „odważnym” autorem jest „Tomek Tomek” czy „Ania X”. Bezimienni i anonimowi, których internetową „misją” jest najczęściej hejt, mający swe źródło albo w poranionym życiu, albo jest celową chęcią niszczenia wszelkiego dobra, które dzieje się w przestrzeni katolickiej.
Nie powinny zrażać też informacje o zamykanych kościołach, ubywających uczestnikach liturgii niedzielnych, łączonych parafiach, pustych seminariach i klasztorach. To powinno raczej mobilizować do bardziej intensywnej modlitwy i proszenia Boga, aby wskazywał sposoby i metody dotarcia do ludzi. Ewangelia zawsze pozostanie Dobrą Nowiną, obroni się sama i będzie docierać do innych. Trzeba tylko powiedzieć: „Tak! Chcę nieść tę Dobrą Nowinę innym”. Wszystkimi możliwymi sposobami, wszystkim i wszędzie, to jest najlepsza opcja. Czy siostra zakonna pracująca w kuchni i przygotowująca posiłki dla ubogich nie głosi Ewangelii? Albo pracując w przedszkolu lub na oddziale szpitala jako pielęgniarka? Czy brat zakonny sprzątający przed kościołem, idący z pomocą do hospicjum, rozmawiający z innymi, nie głosi Ewangelii? To tylko przykłady, że głosicielem Ewangelii jest nie tylko ksiądz czy diakon w kościele, a powołanie do misji ma bardzo różne oblicza. Poza tym te osoby, księża, bracia i siostry, wykształceni w różnych specjalizacjach niosą często fachową pomoc innym, jako lekarze, terapeuci, psychologowie i w wielu jeszcze innych zawodach. I to są konkretne zaproszenia dla poszukujących drogi.
Na pewno ważnym miejscem jest środowisko rodzinne. Jeżeli jest wierzące i praktykujące, to będzie wsparciem także przez modlitwę. Jeśli jednak takim nie jest, trzeba odnaleźć swoje środowisko „powołaniowe” poza rodziną. I nie trzeba się niczego ani wstydzić, ani bać. Do odważnych świat należy, a dobra jest naprawdę o wiele więcej niż zła. I na tym trzeba się skupiać. A nam, z drugiej strony, potrzeba ciągłego szukania nowych wejść i sposobów, aby dotrzeć do tych, którzy szukają. A modlitwa o powołania zawsze miała i ma sens, dobrze jest o tym pamiętać.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.