Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 09:09
Reklama KD Market

Nie dajmy się zmęczyć

Już nie siedzimy przy ekranach telewizorów czy telefonów komórkowych, aby szukać najnowszych informacji o wojnie na Ukrainie. Od miesiąca psychologowie społeczni i socjologowie mówią o wchodzeniu w fazę zmęczenia konfliktem. To normalne — im dłużej bedą trwały działania wojenne, tym mniej uwagi będziemy mu poświęcać. Medialne pięć minut Ukrainy powoli przemija. I tu pojawia się niebezpieczeństwo — bo brak happy endu i zniecierpliwienie to czynniki, które mogą utrudnić twarde przeciwstawienie się Władimirowi Putinowi.

Polska jeszcze żyje wojną, głównie z powodu geograficznej bliskości, ale w przekazach mediów innych krajów Ukraina zaczyna schodzić na dalszy plan. Wystarczy włączyć główne programy informacyjne CNN, BBC czy France 24, gdzie serwisy coraz rzadziej zaczynają się od doniesień z Kijowa czy Mariupola.

To, że „oswoiliśmy” wojnę, traktując agresję na Ukrainę jako element nowej codzienności, jest zjawiskiem doskonale wytłumaczalnym z punktu widzenia psychologii. Nie można żyć w stanie ciagłego napięcia. Istnieje granica tolerancji na obrazy okrucieństw wojny, zniszczeń i bezmiaru ludzkiego cierpienia. Dla Polaków jeszcze bardziej wymierna, bo niezależnie od miejsca, w którym aktualnie żyjemy, mamy wpisane w zbiorowy kod genetyczny trudne do oswojenia doświadczenie II wojny światowej. Często są to już tylko wspomnienia starszych wiekiem rodziców i dziadków, ale wciąż pamiętamy o ofiarach czy przesiedleniach. Słowem — przeżywamy międzypokoleniową traumę. 

Teraz przyszła niesprowokowana agresja Rosji na Ukrainę. Mimo że Polacy w tej wojnie nie walczą, istnieje poczucie współuczestnictwa w tej wojnie. Nad Wisłą potęguje to obecność uchodźców, opowiadających często dramatyczne historie z miejsc, w których przecież już nigdy nie miało być wojny. Ale istnieje także zjawisko „zmęczenia współczuciem”, które nie omija nawet wolontariuszy, którzy zaangażowali się w pomoc uchodźcom. Ten stan naturalnego emocjonalnego wyczerpania i zniecierpliwienia będzie podsycać także putinowska propaganda, dążąca do wytykania przypadków roszczeniowości uciekinierów, wzbudzania niechęci i historycznych resentymentów. Stąd nieustanny apel o zachowanie higieny cyfrowej, sprawdzanie źródeł informacji, a jeśli to konieczne, czasowe odcięcie się od Internetu. 

Poszukujemy bezpieczeństwa i martwimy się o bliskich w Polsce, bo z perspektywy Chicago i Nowego Jorku może się wydawać, że konflikt toczy się także nad Wisłą i Wartą. Trochę tak jest, bo przecież granicę przekroczyło już ponad 3 miliony Ukraińców, a w drugą stronę płynie pomoc wojskowa z krajów NATO. Osoby decydujące się dziś na odwiedzenie Polski często są pytane: „Dlaczego tam jedziesz? Tam jest wojna”. 

Ten konflikt z błyskawicznego powoli zmienia się w wojnę na wyniszczenie. Putin gra o przyszłość Rosji i swoją własną, mając nadzieję, że Zachód w pewnym momencie zamiast dostawami czołgów do Kijowa zacznie się zajmować przede wszystkim własną inflacją i perspektywą wygrywania kolejnych wyborów.  W miarę zmęczenia wojną i rosnącymi uciążliwościami dnia codziennego wywołanymi przez ten konflikt zacznie narastać presja na Ukrainę, aby zawarła jak najszybciej porozumienie pokojowe. Usłyszymy więcej apeli o „nieeskalowanie” oskarżeń wobec Putina, bo przecież Zachodowi grozi bezrobocie i inflacja, krajom Trzeciego Świata głód, a całemu światu różne ekonomiczne wstrząsy wtórne. Usłyszymy więcej wypowiedzi podobnych do tej autorstwa papieża Franciszka, który putinowską niesprowokowaną agresję tłumaczył „poszczekiwaniem” NATO. Będzie presja na kompromis bez oczekiwania na długoterminowe skutki sankcji, które wywarłyby większą presję na Moskwę i może okazać się, że ustępstwa na rzecz putinowskiego reżimu będą zbyt duże. Możemy też ulec przeświadczeniu, że postawy narodu rosyjskiego wobec konfliktu, przypominającej jako żywo to, co się działo z Niemcami w latach 1933-39, nie da się zmienić. Wiadomo, jak to się skończy, gdy zmęczenie zwycięży. Historia pełna jest przykładów, do czego prowadzi pobłażliwość wobec dyktatorów. Bez stanowczości i własnych wyrzeczeń Ukraina będzie dla Putina jedynie przystankiem. Jednym z kolejnych może okazać się Polska. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama