Biuro Spisu Powszechnego (Census Bureau) po pandemicznej przerwie zaczęło publikować raporty dotyczące demograficznej kondycji Ameryki. Z rzędów liczb i statystyk wyłania się dość skomplikowany obraz amerykańskiego społeczeństwa, w którym niepoślednią rolę odgrywają także imigranci.
Najwięcej w historii
Mimo spadku liczby przyjmowanych imigrantów, to według Biura Spisu Powszechnego pod koniec ubiegłego roku w USA mieszkało aż około 46,2 mln osób urodzonych poza Stanami Zjednoczonym – zarówno legalnych, jak i z nieuregulowanym statusem. To największa liczba osób zarejestrowana przez rząd federalny od czasu rozpoczęcia gromadzenia danych statystycznych w 1850 roku. Osoby urodzone poza USA stanowiły w stosunku do reszty populacji 14,2 proc., co jest najwyższym odsetkiem od 111 lat. Najniższy wskaźnik na poziomie 4,7 proc. zanotowano na początku lat 70. ubiegłego stulecia.Trendy migracyjne odzwierciedlają zarówno wydarzenia polityczne, jak i zjawiska społeczne. Między listopadem 2020 r. (moment zwycięstwa wyborczego Joe Bidena) a listopadem 2021 roku populacja imigrantów zwiększyła się o ok. 1,5 mln osób i w ogromnej większości byli to Latynosi. Dane te stały się pożywką dla konserwatywnych środowisk walczących o ograniczenie imigracji. Waszyngtońska organizacja Federation for American Immigration Reform (FAIR) opublikowała nawet raport, z którego wynikało, że obecność dodatkowych nielegalnych imigrantów kosztowała podatników w ostatnim roku 9,4 miliarda dolarów. Dokument jednak opiera się na założeniu, że w USA przebywa obecnie około 14,5 miliona nieudokumentowanych cudzoziemców, podczas gdy oficjalne szacunki mówią o 11 milionach.
Między polityką a pandemiąOstatni wzrost liczby imigrantów według Biura Spisu Powszechnego jest zjawiskiem wiązanym z prezydenturą Joe Bidena i końcem pandemii. Dla porównania między lutym 2020 r. a listopadem 2020 r. spadła ona o 1,2 mln, co było wynikiem polityki imigracyjnej Donalda Trumpa oraz restrykcji covidowych. Przypomnijmy, że wprowadzono wówczas znaczne ograniczenia w podróżowaniu, zawieszono pracę wielu placówek konsularnych, zaczęto odsyłać do Meksyku azylantów oraz wprowadzono rozporządzenie Title 42, na podstawie którego praktycznie zamknięto dla tysięcy ludzi południową granicę USA. Szturm na tę granicę zaczął się praktycznie już nazajutrz po wyborczym zwycięstwie Demokratów, bo liczono na poluzowanie polityki imigracyjnej przez nową administrację.Co ciekawe, cztery lata wcześniej, przez 12 miesięcy po zwycięstwie wyborczym Trumpa, populacja imigrantów w USA nieznacznie się zmniejszyła. Dane te dowodzą, że mimo braku zmian w prawie imigracyjnym poszczególne administracje mają realny wpływ na wpływanie na liczbę przyjmowanych imigrantów. Dlatego też z pewnym dystansem należy traktować prognozy Biura Spisu Powszechnego dotyczące wskaźnika populacji osób urodzonych poza USA, która ma systematycznie rosnąć, osiągając 15,2 proc. w 2030 r. i ponad 17 proc. w 2060 r. w stosunku do liczby wszystkich mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Niemniej jednak pewne obiektywne trendy zachodzące wśród mieszkańców USA, takie jak starzenie się całej populacji czy większa dynamika urodzeń wśród ludności napływowej sugerują, że obecność imigrantów w życiu społecznym USA będzie coraz bardziej znacząca.
Ameryka mniej europejskaZ danych Census Bureau wynika, że za wskaźniki przyrostu ludności w USA odpowiadają przede wszystkim imigranci oraz przedstawiciele mniejszości rasowych i etnicznych. Biali stanowią już dziś mniej niż 60 proc. społeczeństwa. Populacja Latynosów rośnie natomiast systematycznie i w 2020 roku wynosiła 62,1 miliona osób (18,7 proc. mieszkańców). W 2010 r. osoby mające korzenie w Ameryce Łacińskiej (niekoniecznie już imigranci w pierwszym pokoleniu) stanowili 16,4 proc. społeczeństwa, a w 2000 r. – 12,6 proc. W minionej dekadzie dynamicznie rosła także populacja Azjatów, która w 2020 r. przekroczyła 24 miliony.Demografowie wskazują na kilka przyczyn tego trendu wielkiego odwrotu białej populacji. Wskaźnik urodzeń w tej grupie należy do najniższych od czasów Wielkiej Recesji. Przesunął się także w czasie statystyczny moment, w którym kobiety decydują się na urodzenie pierwszego dziecka. W całym kraju odnotowano także zjawisko skracania się przewidywanego czasu życia, przypisywane głównie rozpowszechnieniu narkomanii. A warto nadmienić, że publikowane przez Biuro Spisu Powszechnego raporty nie obejmują jeszcze pełnych danych statystycznych dotyczących zgonów spowodowanych przez pandemię koronawirusa.Do USA wjeżdża także legalnie z zielonymi kartami coraz mniej Europejczyków. W pandemicznym roku fiskalnym 2020 na 707 tys. legalnych imigrantów 272 tys. osób pochodziło z Azji, a 222 z krajów Ameryki Północnej, do których zaliczane są takie kraje jak Meksyk, Dominikana, Salwador, Kuba czy Jamajka. 62 tys. stanowili imigranci z Ameryki Południowej (głównie z Brazylii, Wenezueli i Kolumbii) a 76 tys. – z Afryki. Reszta to Europejczycy i – w minimalnej liczbie – mieszkańcy Australii i Oceanii.
Pęd do miastaSpadek urodzeń i mniejsza liczba imigrantów zwolniły tempo wzrostu liczby mieszkańców USA. W dekadzie 2011-2020 ludność Stanów Zjednoczonych wzrosła o 7,4 proc., co jest najniższym wskaźnikiem od lat 30. ubiegłego stulecia. Aż 52 proc. powiatów zamknęło ostatnią dekadę z populacją mniejszą niż w 2010 roku. To wynik mobilności Amerykanów, którzy coraz częściej decydują się na przeprowadzki do miast lub na ich obrzeża. Dziś aż 86,3 proc. Amerykanów mieszka na obszarach zurbanizowanych, za które uważa się miasta i przedmieścia skupiające co najmniej 50 tys. mieszkańców. Od 2000 roku liczba ludzi mieszkających na obszarach wiejskich zmniejszyła się o 2,8 proc. To poważny problem, bo dane te służą między innymi wyznaczaniu nowych granic okręgów wyborczych. „Wiele powiatów, które straciły mieszkańców, nie posiada demograficznego potencjału, aby wejść na ścieżkę wzrostu, a ostatnie dane wskazują, że straty ludnościowe na tych terenach będą w tej dekadzie bardzo poważne” – oskarża Kenneth Johnson, główny demograf na Carsey School przy University of New Hampshire. W tym kontekście można zrozumieć też inicjatywy lokalnych władz w różnych stanach niekojarzonych do tej pory z masową imigracją, zmierzające do zachęcania imigrantów do osiedlania się w miejscach, które do niedawna uważano za konserwatywną prowincję.Demografowie i statystycy ostrzegają, że zwolnione tempo przyrostu naturalnego jest w długofalowej perspektywie zabójcze, ponieważ stworzy trudne do przezwyciężenia wyzwania dla systemu emerytalnego. Na każdą osobę w wieku poprodukcyjnym będzie przypadać coraz mniej ludzi aktywnych zawodowo, którzy finansują na bieżąco kasę Social Security. Luki tej nie uzupełniają imigranci, ponieważ po wielkiej recesji z lat 2007-2008 ich liczba zaczęła przyrastać w dużo wolniejszym tempie. Nie pomogły także cztery lata antyimigracyjnego kursu polityki wewnętrznej Donalda Trumpa, a także pandemia koronawirusa. Wydaje się, że w kontekście twardych statystyk i wymiernych trendów demograficznych łatwiej będzie o znalezienie pragmatycznych rozwiązań dotyczących reformy systemu imigracyjnego. Niestety polityczny dyskurs w tej sprawie zdominowany jest przez emocje, populizm i demagogię.
Jolanta Telega[email protected]