Stało się. Od 27 kwietnia do Polski przestał płynąć gaz importowany z Rosji. Zakręcenie kurka, którym Kreml od miesięcy, jeśli nie lat, szantażował wiele krajów Europy, stało się faktem. Na dodatek odbyło się to z naruszeniem obowiązujących kontraktów.
Rosyjski blef, będący elementem walki o nowy porządek świata, ma swój cel – wzbudzenie strachu w społeczeństwach Zachodu i wbicie klina w jedność europejskich sankcji. To także próba destabilizacji rynku i wywindowania cen, co zresztą Kreml robi już od wielu miesięcy. Już teraz za gaz w Europie płaci się dwa razy więcej niż rok temu.
Odcięcie dostaw gazu do Polski i Bułgarii było przekroczeniem pewnego Rubikonu. Do tej pory Gazprom co prawda ograniczał dostawy do Europy, uniemożliwiając wielu krajom zgromadzenie zapasów, ale jednocześnie realizował zobowiązania kontraktowe. Teraz otwarcie złamał obowiązujące umowy, wysuwając żądania zmiany trybu płatności. Ponieważ i Polska, i Bułgaria odmówiły uregulowania rachunków za gaz w rublach, a nie w euro (to polityka Kremla mająca na celu sztuczne podtrzymanie wartości rosyjskiej waluty) to zakręcono im kurek z gazem.
Putin zdaje sobie sprawę, jak bardzo Europa uzależniona jest od rosyjskiego gazu. Odcinając surowiec Niemcom, Austrii, czy Czechom, może wywołać ogromny kryzys energetyczny. To zresztą konsekwencja polityki prowadzonej przez Rosjan w ciągu ostatnich kilkunastu lat, wspieranej przez sowicie opłacane lobby, promujące m.in. takie projekty jak Nord Stream 2. Zachodni politycy przez wiele lat ignorowali ostrzeżenia płynące od partnerów z Europy Środkowo-Wschodniej, że Kreml w czasie konfrontacji nie zawaha się użyć gazu czy ropy jako broni. Teraz przyznają rację Polakom, Litwinom czy Słowakom.
Polska wciąż połowę gazu kupuje od Rosji, ale odrobiła pracę domową – buduje gazociąg Baltic Pipe, który już jesienią doprowadzi gaz ze złóż norweskich, rozbudowuje gazoporty i zamawia gaz LNG w USA i w Katarze, buduje też interkonektory gazowe pozwalające na łączenie sieci przesyłowych z innymi krajami. W momencie zakręcenia kurka przez Gazprom posiada też zbiorniki wypełnione w 76 proc. (dla porównania w Austrii jest to tylko 18 proc.), co pozwoli jej przejść bez większych perturbacji przez proces całkowitego uniezależnienia od rosyjskiego gazu. Reszta Europy, wciąż wahająca się, czy wprowadzać embargo na rosyjskie węglowodory, pozostaje daleko w tyle. Na pewno też nie stać jej na rezygnację z tych surowców z dnia na dzień.
W długofalowej perspektywie Rosja jednak skazana jest na porażkę. Zachód, przy zachowaniu konsekwencji i względnej solidarności, wygra wojnę energetyczną z reżimem Władimira Putina. Dotychczasowy przebieg kryzysu wywołanego przez niesprowokowaną napaść zbrojną Rosji na Ukrainie pokazuje, że Europejczycy, mimo rosnącej inflacji, są gotowi ponosić ofiary, aby powstrzymać szaleństwa Kremla.
Zakręcanie kurków z gazem poszczególnym krajom to także broń obosieczna. Rosja już teraz ma problem z przepełnionymi zbiornikami i magazynami surowców, których nikt nie zamawia. Znalezienie alternatywnych odbiorców dla rosyjskich surowców nie będzie łatwe. Wskazywane najczęściej Chiny są w stanie wchłonąć zaledwie ułamek tego, co importowała Europa. Do tego systematyczne przesyłanie węglowodorów do Państwa Środka wymaga dużych inwestycji infrastrukturalnych w ropociągi, gazociągi czy kolejne linie kolejowe. Putin jest już zmuszony lub zostanie zmuszony w przyszłości do ograniczenia wydobycia gazu, ropy i węgla. Tych zdolności nie da się szybko odtworzyć, zwłaszcza jeśli objęta sankcjami Rosja będzie konsekwentnie pozbawiana dostępu do zachodnich technologii. A brak pieniędzy ze sprzedaży ropy czy gazu będzie pogłębiał kryzys finansowy kraju uzależnionego od eksportu surowców. W długofalowej perspektywie zakręcenie kurka jest strategicznym strzałem w kolano. Gazowa czy naftowa broń Putina obróci się przeciwko niemu samemu. Stosując szantaż energetyczny, i to w drodze łamania już podpisanych kontraktów, udowadnia ostatnim europejskim niedowiarkom, że nie można traktować go jako wiarygodnego partnera handlowego. Używając gazu jako broni, pozbawi się prędzej czy później głównych dochodów swojego państwa, bo zmusi dotychczasowych odbiorców do znalezienia nowych źródeł węglowodorów oraz do przyspieszenia zmian zmierzających w kierunku stosowania zielonych źródeł energii. W tym gazowym szantażu chodzi więc o to, kto kogo przetrzyma. Ale jeśli Zachód zachowa spokój i zachowa się solidarnie, to wytrąci Władimirowi Putinowi jedno z najgroźniejszych narzędzi, jakim dysponuje. W zanadrzu pozostanie mu już tylko atomowy straszak.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.