Niedziela Miłosierdzia Bożego wpisała się na dobre w kalendarz katolików. Tydzień po Wielkanocy jest niczym domknięcie Świąt. W roku 2000, kiedy św. Jan Paweł II ogłaszał świętą Faustynę Kowalską i ustanawiał święto Bożego Miłosierdzia, żyłem i pracowałem w Krakowie. Uczestniczyłem w niezwykle licznym wtedy zgromadzeniu wiernych, którzy dzięki połączeniu telemostu mogli uczestniczyć w tym doniosłym wydarzeniu. Ta manifestacja wiary Polaków była czymś więcej niż tylko kolejną manifestacją. Była szczerym wyznaniem wiary w Miłosiernego Boga i wyrażeniem, jak bardzo miłosierdzia potrzebujemy. Byłem wtedy młodym księdzem, nie miałem jeszcze 30 lat. Wiadomo: młody, gorliwy, pewny siebie, radykalny, pełen ambitnego postrzegania życia. Z czasem jednak dojrzewałem i wciąż dojrzewam do tego, że będąc człowiekiem, jestem słaby i Bożego miłosierdzia potrzebuję zawsze. Wciąż tego doświadczam, że z czasem wiele rzeczy się upraszcza, nie ma złudzeń, jest rzeczywistość życia i błaganie o pomoc, siłę i przebaczenie ze strony Boga. Jednak z czasem także widzę, jak Bóg, który jest Miłością, chętnie miłosierdzie okazuje, a w Panu Jezusie rozdaje. Są tego namacalne dowody, które dają pewność tego i wzmacniają ufność, a modlitwa: „Jezu, ufam Tobie!” staje się jedną z najczęściej powtarzanych w ciągu dnia.
Na tablicy ogłoszeń w jednym z klasztorów sióstr, w którym akurat głoszę rekolekcje, przeczytałem słowa papieża Franciszka: „Nędza grzechu została okryta miłosierdziem”. Dobrze to rozumiem i daje mi takie przypomnienie dużo siły wewnętrznej i pociechy. Nędza grzechu obnaża moją słabość, pokazuje mi, kim jestem, zawstydza mnie przed samym sobą. Nie mogąc patrzeć na tę nędzę, wszak chciałbym być innym, lepszym, mocniejszym, czuję, jak robi mi się zimno. Dlatego znajduję miejsce okrycia. Jest nim konfesjonał i sakrament pokuty. Nawet kiedy było mi szczególnie trudno i źle, nigdy nie bałem się tam pójść i uklęknąć. Poczułem, jak Ktoś z troską i miłością okrywa mnie swoim miłosierdziem. I znowu: „Jezu, ufam Tobie!”, czy może być lepsza modlitwa od tej?
Taka praktyka z kolei, im jest częstsza i zawsze do bólu szczera, kształtuje we mnie postawę miłosierdzia, zrozumienia, akceptacji i cierpliwości wobec innych. Wtedy, gdy przychodzą do mnie jako księdza, aby się wyspowiadać i kiedy zwyczajnie po ludzku, potrzebują wsparcia, pomocy, pogadania, obecności. Miłość rodzi miłość, miłosierdzie rodzi miłosierdzie. Każdy, kto doświadczył sytuacji skrajnych, samotności, odrzucenia, niezrozumienia, a może nawet wykluczenia, komu ciężko z powodów moralnych i materialnych, kto się pogubił i nie może znaleźć sobie miejsca, wie, o czym mówię. Wtedy najbardziej potrzebuje Człowieka, przez wielkie „C”, który ma w sobie prawdziwe człowieczeństwo i braterstwo i potrafi być miłosiernym. I to nie jest tak, że tylko wybrani mogą takimi być. Może, a nawet powinien być takim kimś każdy człowiek. Tam, gdzie dzieje się miłosierdzie, rodzi się prawdziwa i mocna przyjaźń. Prawdę mówi przysłowie, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Przyjacielem jest ktoś, komu się ufa, albo też nabiera się do niego zaufania w miarę tego, jak przekonuje się o bezinteresowności jego działań.
Czy to jest wszystko możliwe? A może to tylko kolejne jakieś marzenia, pobożne życzenia? Wierzę, że nie. Przecież, nawet kiedy wydawać by się mogło, że z takiej czy innej sytuacji nie ma wyjścia, że jest tylko źle, ludzie wokół, pracodawcy są nieżyczliwi i wykorzystujący dobroć współpracowników, świat zły, dotknięty niepokojem wojny i innymi trudnymi wydarzeniami. Można się zamknąć w takiej negatywnej rzeczywistości, narzekać, chować się, robić takie czy inne uniki. Tylko, czy to jest aż tak konieczne? Rozmawiałem niedawno z osobą, która ma duszę artystyczną. Znalazła kamień o specyficznym kształcie i kolorze. I mówi mi: Wiesz, zajmuję się ogródkiem, a ten kamień idealnie pasuje, aby go pomalować i zrobić z niego biedronkę! I proszę, dla jednego to tylko kamień, którego nie trzeba w ogóle zauważyć, kopnąć, przejść obojętnie. Inny zobaczy w nim jakieś małe dzieło, które będzie cieszyć innych! Dlatego dar przebaczenia, miłości i miłosierdzia, który daje Bóg i szkoła, w której kształtuje On tych, którzy to miłosierdzie poniosą dalej, jest czymś bardzo potrzebnym i wspaniałym, gdyż przywraca piękno, którego z różnych względów się już nie dostrzega. Jest to piękno indywidualnego człowieka, któremu pomogliśmy podnieść się i stanąć na nogi, a także piękno świata stworzonego przez Boga, w którym jest wiele dobra.
Miłosierdzie to dar, o którym przez naszą polską zakonnicę, św. Faustynę, prostą kobietę, sam Bóg chciał przypomnieć światu. To jest coś, co w sposób prawdziwie cudowny weszło „w świat”, gdyż w czasie, kiedy do kultu Miłosierdzia Bożego podchodzono z ostrożnością, a nawet go zabraniano, pojawił się na Stolicy Piotrowej inny Polak, pierwszy papież-Polak, św. Jan Paweł II. On, którego cała sprawa objawień Jezusa Miłosiernego od młodości fascynowała, doprowadził do tego, że obraz „Jezu, ufam Tobie!”, modlitwa koronki, „Dzienniczek” Faustyny są rozpoznawane na całym świecie, dając ludziom otuchę i nadzieję.
W Niedzielę Miłosierdzia w wielu polskich, i nie tylko, świątyniach katolickich organizowane będą nabożeństwa Godziny Miłosierdzia o godzinie 3:00 PM. Dobrze by było, żeby modlitwę tę włączyć w swój dzienny plan modlitw, a nie tylko z okazji święta. Coraz więcej ludzi, małżeństw, rodzin odmawia codziennie Koronkę. To była wspólna modlitwa moich Rodziców w Polsce, a dzisiaj, po śmierci taty, jest to praktyka mojej mamy i pozostałych członków rodzeństwa. To jest coś więcej niż tylko modlitwa. To jest wyrażanie z całą siłą i przekonaniem tego, że „Ufam Tobie!”, „Jezu, ufam Tobie!”, a tego bardzo dziś potrzeba. Ufać z całym zaangażowaniem i wiarą, że mogę i ten Ktoś mnie nie zawiedzie!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.