„Święta, święta i po świętach” – ileż razy wypowiadaliśmy to zdanie, gdy po mniej lub bardziej hucznych celebracjach przyszło nam wracać do pracy. W tym roku w wielu miejscach w Polsce (i nie tylko) doświadczenie może być zupełnie inne. W tysiącach domów święta Wielkiej Nocy obchodzone są dwukrotnie.
W ubiegły weekend celebrowano święta zgodnie z przyjętym przez Kościół rzymskokatolicki kalendarzem gregoriańskim. Teraz tam, gdzie gości się uchodźców z Ukrainy, przychodzi kolej na drugą Wielkanoc, a raczej Wielki Dzień, czyli Velykdenʹ (Великдень) – bo tak na wschodzie nazywane jest to największe chrześcijańskie święto. Według kalendarza juliańskiego, święta – w tym roku w tydzień po naszych – obchodzą nie tylko prawosławni, ale także grekokatolicy i katolicy obrządku wschodniego, bizantyjskiego, którzy mimo odmiennego obrządku wyznają przecież tę samą wiarę co katolicy rzymscy.
Nie chodzi tu jednak o wykład na temat historycznych, astronomicznych i kalendarzowych zawiłości ustalania terminów chrześcijańskich świąt ruchomych. Wojna w Ukrainie przyniosła dość zaskakujące doświadczenie kulturalnych i religijnych podobieństw i nieuniknionych różnic doświadczanych przez Polaków, którzy otworzyli swoje drzwi dla uchodźców oraz ich gości.
Pierwszym zaskoczeniem, jakim podzieliło się ze mną kilka osób, które przyjęły uchodźców, jest odkrycie, że po upadku ZSRR i po odzyskaniu niepodległości Ukraińcy zaczęli wracać do swoich cerkwi, często zamkniętych w czasach, gdy państwo propagowało urzędowy ateizm.
Drugim – uświadomienie sobie podobieństw tradycji. Poczynając od Niedzieli Palmowej, zwanej na Ukrainie „verbną”, czyli wierzbową, gdzie co prawda nie święci się palemki, ale gałązki wierzbowe, które symbolizują odradzające się życie. Włącznie z mało poprawną politycznie tradycją, spotykaną także na wschodzie Polski – symbolicznego bicia dzieci. „Palma bije, nie ja biję, za tydzień wielki Dzień, za sześć nocy Wielkanoc!” – to opisane jeszcze przez Oskara Kolberga zdanie ma swój odpowiednik także w języku ukraińskim.
Trzecim zaskoczeniem jest wspólnota tradycji świątecznych. W wielu polskich domach ukraińscy goście chętnie włączyli się w rytuał malowania jajek, odnajdując podobieństwa i różnice w ich barwieniu i zdobieniu. Tak samo było z przygotowaniem koszyczków z pokarmami do poświęcenia w katolickich i prawosławnych świątyniach. Podobieństwa w zestawach produktów wkładanych koszyczków ze święconką są uderzające. Pieczywo, masło, jajka (pisanki), chrzan, kiełbasa, szynka, wędliny, ser, sól, świąteczny wypiek – to rzeczy, które znaleźć można zarówno w polskim, jak i ukraińskim koszyczku.
Oczywiście w Ukrainie, podobnie jak w Polsce, w zależności od regionu pochodzenia i samego wyznania (prawosławnego, grekokatolickigo, czy bizantyjskiego) poszczególne obrzędy wielkanocne wyglądają nieco inaczej, jak też i poszczególne obyczaje. Ale przypominająca naszą mszę rezurekcyjną Jutrznia paschalna i śniadanie wielkanocne – biesiada wielkanocna, to kolejne analogie. Co prawda na polskich wielkanocnych stołach (zwłaszcza na zachodzie kraju) rzadko pojawia się kulebiak, ale barszcz biały lub żurek oraz pascha – już dużo częściej.
Przy tych wszystkich podobieństwach nie wolno zapomnieć, jak bardzo ta wschodnia Wielkanoc różni się w tym roku od tych świąt, które obchodziliśmy w minioną niedzielę. Prawosławne i grekokatolickie Triduum Paschalne upamiętniane jest w huku armat i wybuchających rakiet kolejnej rosyjskiej ofensywy. Wielkanoc obchodzona w cieniu wojny jest całkowitym zaprzeczeniem przesłania paschalnego. Co więcej, świętowana jest przy zgrzycie poparcia agresji przez prawosławną cerkiew moskiewską, do której należała przed inwazją także część Ukraińców.
Okres Świąt Wielkanocnych – czas odnowy i nadziei – dla wojennych uchodźców jest także czasem niepokoju o najbliższych pozostawionych w Ukrainie. Najczęściej są to zmartwienia o losy mężczyzn, którzy muszą o wolność swojego kraju walczyć. W odróżnieniu od bezpiecznych gospodarzy (o ile wobec imperialnych planów Putina ktokolwiek może czuć się bezpieczny) to krańcowo trudne doświadczenie dla wszystkich Ukraińców, a w szczególności dla kobiet i dzieci, które wojenna zawierucha wygnała na obczyznę. To duże wyzwanie dla goszczących uchodźców polskich rodzin i wolontariuszy, którzy po pierwszej, dużo radośniejszej Wielkanocy, muszą przeżywać także tę drugą – smutniejszą. Warto jednak pamiętać, że te święta, niezależnie od kalendarzy, obrządków, rytów i tradycji to także święta zmartwychwstania i nadziei. Nawet jeśli gdzieś w tle słychać huk armat i wystrzałów.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.