Ujawnienie zbiorowych grobów i zdjęć ofiar egzekucji leżących na ulicach odbitej od Rosjan Buczy to niestety tylko początek licznych zbrodni, jakie będzie rozliczał świat po brutalnej i niesprowokowanej agresji Kremla na południowego sąsiada. Rosyjska propaganda już zaczęła usprawiedliwać eksterminację narodu ukraińskiego.
Przerażające są rosyjskie komentarze po ujawnieniu zbrodni w Buczy, które z powodów zawodowych śledzę na bieżąco. Uderzający w nich jest całkowity brak współczucia dla ofiar i ich najbliższych. Narzucenie bezdusznej narracji oznacza przyzwolenie społeczeństwa kraju agresora na faktyczne zniszczenie ponad 40-milionowego sąsiada.
Zmiana narracji, i tak już wcześniej bardzo pokrętnej i obrzydliwej, jest szokująca. Do tej pory oficjalna propaganda Władimira Putina mówiła o „denazyfikacji Ukrainy”, co miało oznaczać wymianę rządu, pacyfikację elit i zastąpienie obecnych władz osobami posłusznymi wobec Moskwy. Do tego Kreml domagał się neutralizacji Ukrainy i jej kompletnego rozbrojenia.
Teraz mowa jest już o „denazyfikacji” wszystkich Ukraińców. Różnica nie tylko semantyczna. Moskiewscy propagandyści zaczęli nazywać całą ludność cywilną „biernymi nazistami”, których trzeba będzie poddać intensywnej „reedukacji” przez kolejne pokolenie. To złowieszcza zapowiedź stosowania bolszewickich metod, znanych także Polakom z okresu sowieckiej okupacji ziem wschodnich z lat 1939-1941 – eksterminacji niepodległościowych elit, masowych przesiedleń, umieszczania setek tysięcy ludzi w obozach pracy. Praktyki zbiorowych pacyfikacji mają zresztą dużo większe tradycje, sięgające historycznie czasów imperium mongolskiego i carskich wywózek oraz przymusowych przesiedleń na bezkresne obszary Syberii.
Idea przekształcenia całej Ukrainy w „republikę ludową”, podobną do tych, które stworzono w Ługańsku i Doniecku, pojawia się coraz częściej w kremlowskich mediach. „Społeczne bagno musi przyswoić okropności wojny, aby odebrać lekcję historii i zadośćuczynić swoim winom za poparcie nazistów” – to fragment komentarza państwowej agencji Ria Novosti w reakcji na ujawnienie zbrodni w Buczy. Żądanie „oczyszczenia z nazistów” ma oznaczać likwidację wszystkich Ukraińców, którzy chwycili za broń. Takie działania widzieliśmy w oblężonym Mariupolu, gdzie uciekających cywilów zatrzymywano w obozach filtracyjnych. Oznacza to także likwidację ukraińskich instytucji kulturalnych, naukowych i oświatowych – wszystkiego, co mogłoby stanąć na przeszkodzie w (wg Putina) zjednoczeniu „bratnich” narodów, a normalnych kategoriach – w pozbawieniu Ukraińców istoty ich etnosu.
Te narracje są szczególnie niebezpieczne, bo Rosjanie po ponad dwóch dekadach propagandowego prania mózgów wierzą w oficjalny przekaz, a poparcie dla Władimira Putina – nawet jeśli częściowo podszyte strachem – osiąga rekordowe poziomy. A ponieważ trudno uwierzyć, że to, co zobaczyliśmy w Buczy to tylko pojedynczy epizod, kolejne przebijające się do Rosji doniesienia o okrucieństwach wojennych i zbrodniach popełnianych przez okupantów będą przykrywane perfidnym przekazem kremlowskich propagandystów, mającym usprawiedliwić okrucieństwa i grabieże. Skoro Ukraińcy nie chcą dać się „wyzwolić”, to tak przesiąknęli „nazizmem”, że trzeba ich reedukować przez kolejnych 30 lat – ta narracyjna dehumanizacja będzie stanowić usprawiedliwienie dla najostrzejszych represji. I nauczeni bierności Rosjanie będą to kupować.
Przesadzam? Proszę przyjrzeć się kilku cytatom z oficjalnych rosyjskich mediów z tego tygodnia. Świadczą one o pewnej desperacji Kremla, który do dziś nie może się pogodzić z błędem, jakim było niedoszacowanie stopnia ukraińskiej determinacji w obronie swojej ziemi. „Teraz wyzwolenie oznacza oczyszczenie. Nie doceniliśmy, jak głęboko nazizm przeniknął społeczeństwo ukraińskie” – to słowa Margarity Simonian, redaktor naczelnej anglojęzycznej telewizji informacyjnej Russia Today. Opisując scenariusz „denazyfikacji Ukrainy”, Timofiej Siergiejew stały komentator Ria Novosti tak stwierdza o politykach i wybranych demokratycznie władzach samorządowych: „Elita banderowców musi zostać wyeliminowana, jej reedukacja jest niemożliwa”. Z kolei podejrzani o „współpracę z nazistami” powinni pracować przymusowo przy odbudowie nowego kraju. Dopiero po około 30 latach, gdy wyrośnie nowe pokolenie, Rosja będzie bezpieczna.
Trudno nie traktować tych wypowiedzi jako przyzwolenia Rosjan dla kolejnych zbrodni popełnianych na Ukrainie. Trudno też nie podejrzewać, że pozostawienie ciał w Buczy bez prób ich ukrycia (co zwykle ma miejsce w przypadkach zbrodni wojennych) może być elementem wojny psychologicznej – chodzi o zastraszenie ludności cywilnej przed przygotowywaną przez Rosję wielką ofensywą na wschodzie Ukrainy.
W rosyjskich mediach pojawiają się także coraz liczniej komentarze dotyczące Polski, odmawiające władzom w Warszawie prawa do podmiotowości. Główny kanał putinowskiej telewizji „Rossija 1” wyemitował nawet program, w którym eksperci udowadniali, że atak na Polskę albo przebicie korytarza łączącego Białoruś z Kaliningradem mogą okazać się koniecznością. Towarzyszyła temu retoryka o uciekających w popłochu polskich żołnierzach i Warszawie, która może zniknąć w kilka sekund.
Dmitrij Miedwiediew były rosyjski prezydent, a obecnie wiceszef Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej niedawno napisał: „Polacy to pozbawieni politycznego talentu wasale niedołężnej Ameryki, którzy doprowadzą kraj do ruiny. To kraj, który zakłamuje historię i który nigdy w życiu nie powiedział prawdy o drugiej wojnie światowej”. Tych głosów nie wolno lekceważyć, bo najnowsza historia pokazała, że to, co rosyjska propaganda mówiła o Ukraińcach, realizuje się na naszych oczach. Jesteśmy na wojnie, jeszcze nie kinetycznej, a to co słyszymy w mediach reżimu Putina, może okazać się „podgatowką”, czyli narracyjnym przygotowaniem gruntu do usprawiedliwienia kolejnej agresji. Same słowa nie zabijają, ale mogą stanowić zapowiedź kolejnych zbrodni.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.