Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 08:18
Reklama KD Market

Czy Papież milczy w ważnych sprawach?

Pytania dotyczące postawy papieża Franciszka wobec trudnych sytuacji dziejących się na świecie niemal od samego początku jego pontyfikatu, czyli od 9 lat, nie znikają z wiodących polemik prowadzonych w szeroko pojmowanych mediach, jak również w najzwyklejszych rozmowach podejmowanych tu i ówdzie. Nader często, niestety, pytania te przybierają formę oskarżeń pod adresem Zastępcy Chrystusa na ziemi. A te z kolei są jak kamienie rzucane w konkretnym kierunku. Najsmutniejsze jest, kiedy słownymi agresorami stają się ludzie Kościoła, od kardynałów i biskupów poczynając. Robią to publicznie, podważając autorytet Piotra. Dzieje się tak w wielu wymiarach, a dziać się nie powinno. Wojna na Ukrainie stała się kolejną okazją, by wyrażać publicznie swoje zdanie, typu: „Nie rozumiem papieża”, „Dlaczego jednoznacznie nie potępi Rosji, nazywając ją agresorem”, „Dlaczego milczy”. Gorzkich refleksji na ten temat można usłyszeć naprawdę wiele. A przecież tematów bazowych dla kolejnych oskarżeń raczej nie brakowało i pewnie brakować nie będzie. Ja kolejny raz staję w obronie Papieża Franciszka. I czynię to nie tylko dlatego, że jestem księdzem katolickim, ale przede wszystkim, ponieważ staram się kierować duchem wiary, obserwując bacznie zaangażowanie papieża na przykład tylko w sprawę pokoju i nie tylko na Ukrainie oraz mając zaufanie do dyplomacji Kościoła, która radzi sobie dosyć dobrze od ponad 2000 lat.

Skąd biorą się zatem zarzuty wobec papieża Franciszka, jakoby nie zajmował jasnego stanowiska w sprawach istotnych, nie nazywając po imieniu problemów? Zdaję sobie sprawę, że wielu oczekuje radykalnych, jednoznacznych słów. Zgadzam się, że czasami są potrzebne. Jednak w wielu sytuacjach potrzeba bardziej być ostrożnym w słowach, które są tylko słowami, a wyrazić swoją postawę poprzez konkretne działania. Bardzo często tak właśnie działa Franciszek. Tam, gdzie trzeba i gdzie można, mówi wprost, czym rozdrażnia pewne grona odbiorców, nawet jeśli są to grona kościelne. Przede wszystkim jednak działa. Dokładnie tak jest w przypadku trwającej już drugi miesiąc wojny, będącej wynikiem agresji rosyjskiej na Ukrainę. Od samego początku papież nazywa ją „inwazją” i „agresją”, „okrutną i bezsensowną”, „miejscem śmierci, gdzie ojcowie i matki grzebią swoje dzieci, gdzie ludzie zabijają swych braci, nawet ich nie widząc; gdzie potężni decydują, a biedni umierają”, „bestialstwo wojny, czyn barbarzyński i świętokradczy”, „niszczenie przyszłości”. Woła wprost: „Dość! Zatrzymajcie się! Niech zamilknie broń!”. Te określenia wybrałem zaledwie z jednego przemówienia, a przecież dobrze wiadomo, że jest ich więcej. Poza słowami idą konkretne działania: osobiste pójście do Ambasady Rosji przy Stolicy Apostolskiej, telefony do prezydenta Ukrainy, wysłanie bliskich współpracowników, aby pomagali na Ukrainie, organizowanie pomocy materialnej i medycznej, codzienne wspieranie Ukraińców, wołanie w imieniu rodzin, matek, dzieci i starszych. Czy to mało? Okazuje się jednak, że oskarżyciele i ci, którzy nie rozumieją papieża, oczekiwaliby, że papież nazwie jasno Rosję agresorem. Czemu tego nie robi?

W tej kwestii pozwolę sobie na dłuższy cytat z wywiadu, jakiego udzielił dla „Gościa Niedzielnego” biskup pomocniczy diecezji charkowsko-zaporoskiej na Ukrainie, Jan Sobiło. Na zadane pytanie: „Nie ma Ksiądz Biskup żalu do papieża Franciszka, że zbyt mało zdecydowanie wypowiada się o tym, kto jest agresorem w tej wojnie?”, odpowiada: „Myślę, że każdy z nas na miejscu papieża robiłby to samo. Papież odpowiada za całą ludzkość, także za katolików w Rosji, którzy są tam prześladowani. Gdyby wymienił Rosję z imienia, zaszkodziłby naszym ludziom, bo służby nie dałyby żyć rosyjskim katolikom. Przecież cały świat wie, kto jest agresorem, a papież ma zadanie szersze niż tylko Ukraina. Ojciec Święty jest jedynym mediatorem, przez którego można próbować porozumieć się z Rosją. Dopiero po wojnie zdamy sobie sprawę, ile istnień ludzkich uratował Franciszek dzięki swoim zabiegom dyplomatycznym. (…) Papież to „pontifex” – budowniczy mostów. Zdaje sobie sprawę, że po obu stronach tej wojny są ludzie, o których musi się zatroszczyć. Ojciec Święty jest odważny, ale nie chce, żeby ktoś za jego odważne słowa zapłacił życiem”.

To bardzo mądre zdanie i odpowiedź wyrażona nie przez obserwatora wojny, ale kogoś, kto żyje w samym jej centrum. Kogoś, kto ma zupełnie inne spojrzenie od środka i kto doświadcza konkretnych działań samego papieża, jak i całej wspólnoty Kościoła. Kogoś, kto jest jednym z ofiar tej wojny. Trzeba by dodać, że papież polega też na dyplomacji watykańskiej, która działa w jego imieniu i zapewne działa dobrze, choć działania te i zabiegi nie są powszechnie widoczne. Jest jednak jeszcze coś, co nie może pozostać bez echa. Papież, jako przywódca duchowy, pasterz w Owczarni Kościoła, podchodzi do tej, jak i wielu innych spraw trudnych i dramatycznych, przede wszystkim od strony duchowej. Nie pierwszy raz wezwał wspólnotę Kościoła do pokuty, postu i modlitwy w intencji pokoju i zakończenia wojny. Tak było i teraz, w Środę Popielcową, choć o tę modlitwę, post i jałmużnę Papież woła ciągle. Wielką sprawą było też dokonanie Aktu Zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi świata, a szczególnie Rosji i Ukrainy, którego dokonał Franciszek w uroczystym dniu Zwiastowania Pańskiego. Ten akt, to nie tylko jakaś zwyczajna modlitwa, to przede wszystkim uznanie przed Bogiem naszej słabości i niewystarczalności naszych ludzkich działań, to wezwanie pomocy samego Boga, któremu zawierzamy za przyczyną Niepokalanego Serca Maryi. To była kolejna odpowiedź na wezwanie Maryi skierowana przez Dzieci w Fatimie w 1917 r. do zawierzenia Rosji, do modlitwy i pokuty, aby powstrzymać wizję najstraszniejszej wojny. Twierdzę i wierzę, że ten akt był rzeczą wielką. Dokonał się nie tylko w Rzymie, ale tego samego dnia niemal w całym świecie, poprzez biskupów i księży w diecezjach i parafiach. To było wielkie wołanie i zawierzanie. Z ufnością i w kontekście nabożeństwa pokutnego, w czasie którego akt ten został dokonany. Czy Bóg może być obojętny na takie wołanie swoich dzieci?

Patrząc na historię choćby tylko ostatnich lat, nietrudno zauważyć, jak bardzo kolejni papieże stają się głosem świata ludzi ubogich, wykluczanych, bezdomnych, bezrobotnych, uchodźców, ofiar wojen, wykorzystywania, handlu ludźmi i wielu innych jeszcze kategorii. Papież Franciszek czyni to z niezwykłym zaangażowaniem. Ktoś, kto tego nie widzi albo jest ślepy, albo nie chce widzieć, gdyż ma swoje racje. Ważne jest nie tylko to, by na papieża patrzeć, oceniać, krytykować, ale by postępować podobnie. Słowem wsparcia i konkretnymi czynami. I jeśli o słowa nie trudno, to z czynami bywa już gorzej. Papież Franciszek nie milczy, woła i działa w sposób ewangeliczny, chrystusowy. A delikatność mówi też o tym, że po jednej i drugiej stronie są ludzie. I nie wszyscy są źli. Jednym i drugim potrzeba zrozumienia i wsparcia, bo po obu stronach są też niewinne ofiary.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama