Najbliższe tygodnie i miesiące będą testem na jedność Zachodu wobec Rosji. W ostatnich dniach Kreml zmiękczył agresywną retorykę wobec Kijowa i próbuje stwarzać wrażenie, że zależy mu na zawarciu porozumienia pokojowego z Ukrainą. Jednocześnie nasila działania zmierzające do osłabienia jedności Zachodu i znoszenia sankcji. Znów liczy na to, że ktoś „pęknie” i wyłamie się z jednolitego frontu sankcji.
Mimo zapowiedzi Rosja nie wycofuje wojsk spod Kijowa czy Charkowa. Bomby nadal spadają na te miasta, podobnie jak i inne miejscowości, spod których rzekomo Rosjanie mieliby się wycofywać w geście dobrej woli w odniesieniu do rokowań pokojowych. Nic takiego nie ma miejsca – mówią Amerykanie, którzy podobnie jak Ukraińcy otwarcie ostrzegają, aby nie wierzyć kremlowskiej propagandzie. Wiele wskazuje na to, że mamy jedynie do czynienia z przegrupowaniem wojsk, co ma pozwolić Rosjanom na osiągnięcie kontroli nad wschodnią częścią Ukrainy – przede wszystkim nad Donbasem i Ługańskiem oraz terenami na północ od anektowanego Krymu. Niepokojące informacje nadchodzą z zajętego przez Rosjan Chersonia, gdzie może dojść do pseudoreferendum, mającego na celu utworzenie kolejnej „republiki ludowej” kosztem terytorium Ukrainy. Protesty miejscowej ludności, która mimo obecności rosyjskich żołnierzy wychodziła już nie raz na ulice, utonęłyby w morzu represji.
Walczący o polityczne przeżycie Władimir Putin łatwo nie zrezygnuje z realizacji celów na Ukrainie. Mimo niewątpliwych sukcesów Ukraińców, którzy dzięki własnej determinacji i pomocy materialnej Zachodu nie dopuścili do realizacji strategicznych celów, Kreml wciąż dysponuje poważną przewagą militarną – zarówno liczebną, jak i sprzętową. Toczy więc się wyścig z czasem – z jednej strony z każdym dniem Rosja coraz mocniej odczuwa skutki nałożonych sankcji. Z drugiej – prowadzi wojnę na wyniszczenie Ukrainy i próbuje osiągnąć cele, które będzie można ogłosić jako sukces. Takiego wydarzenia, które uzasadniłoby w oczach Rosjan uderzenie na Ukrainę, putinowska propaganda gorączkowo poszukuje.
Państwo rosyjskie, atakując Ukrainę, ponosi obecnie gigantyczne straty. Na dłuższą metę będzie się to odbijać na kondycji życia większości Rosjan i całego państwa. Według szacunkowych danych Rosja każdego tygodnia traci 150 miliardów dolarów. Odcięta od technologii, linii zaopatrzeniowych będzie coraz bardziej cofać się cywilizacyjnie i skazywać na izolację. Mimo zapewnień kremlowskiej propagandy, ocieplenie w stosunkach z Chinami nie będzie w stanie zrekompensować strat wynikających z odcięcia relacji z Europą, bo mimo swojej demograficznej potęgi Państwo Środka nie jest w stanie wchłonąć tego, co Rosja miała do zaoferowania Zachodowi. Poza tym Pekin nie jest zainteresowany dzieleniem się swoimi technologiami z Moskwą.
Jednocześnie kremlowska dyplomacja oraz agentura będzie robić wszystko, aby rozbić jedność Zachodu, licząc na zmęczenie i wzrost niezadowolenia społecznego. Trzeba pamiętać, że skutki wyłączenia Rosji z obiegu światowej gospodarki odczuwa także reszta globu. Nieunikniony będzie powszechny wzrost inflacji, spowodowany przez wzrost cen energii i żywności. Nie będzie łatwo zastąpić rosyjskiego wydobycia węglowodorów oraz zasobów wielkiego spichlerza, jakim były w ostatnich latach pola Ukrainy i Rosji, żywiące wiele państw Trzeciego Świata. Putin liczy na to, że kiedy w miarę upływu czasu będzie narastać zmęczenie wywołane drożyzną i obecnością uchodźców z Ukrainy, wzrastać będą naciski na uchylenie sankcji. Znów wrócą pokusy powrotu do „business as usual” z Rosjanami i włączenia do eksploatacji nowiutkiego Nord Stream II.
Bezpośredni sąsiedzi Rosji od dziesięcioleci próbują tłumaczyć zachodnim partnerom, że jedynym, co jest w stanie zmieniać zachowanie Kremla, jest argument siły. Niekoniecznie siły militarnej – także gospodarczej czy finansowej. W ostatnich dekadach wszelkie próby „resetu” w stosunkach z Moskwą, ocieplania relacji czy traktowania Rosjan jako normalnych biznesowych partnerów kończyły się tak samo. Moskwa traktowała ustępstwa jako przejaw słabości i nie rezygnowała z realizowania neoimperialnej polityki. Przebudzenie było bolesne. 24 lutego, w chwili ataku na Ukrainę, uświadomiliśmy sobie, jak bardzo uzależniliśmy się od rosyjskich dostaw i jak trudno będzie zablokować finansowanie rosyjskiej machiny wojennej z pieniędzy Zachodu. W interesie nie tylko walczących Ukraińców, ale także Polski, jest nieustanne przypominanie partnerom z takich krajów, jak Niemcy, Francja, Holandia czy Węgry, że najważniejszym z argumentów w walce z Władimirem Putinem jest argument siły i jedności. Skoro wyznaczyliśmy sobie czerwone linie w kwestii obecności żołnierzy NATO w Ukrainie – przynajmniej w sferze gospodarczej powinniśmy zachowywać konsekwencję. Tylko w ten sposób można będzie złamać Rosję, w której rekordowo szybko zaczęły występować negatywne skutki sankcji.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.