Wielki Post jest czasem ćwiczeń, i to nie tylko duchowych. Każdego roku w Kościele od samego początku, od Środy Popielcowej, mówi się i przypomina o trzech filarach tego okresu, jakimi są modlitwa, post i jałmużna. Jeśli pierwsze dwa wydają się w miarę zrozumiałe, to z trzecim bywa chyba najtrudniej. Bo cóż to takiego jest owa „jałmużna”? Najprostszym wytłumaczeniem tego, wydawać by się mogło archaicznego słowa, jest dawanie datków na biednych i potrzebujących. Bóg, jako źródło dobra jest pierwszym, który to dobro okazał człowiekowi przez sam fakt stworzenia. Lubię przypominać przede wszystkim sobie, że zostałem stworzony z miłości, po to, by kochać i być kochanym. Jeśli moje własne życie odczytuję w kategorii dobra podarowanego mi przez Boga, czuję potrzebę świadczenia dobra względem innych. Doświadczam radości, kiedy mogę tym dobrem dzielić się z innymi. Skoro jest więc tak, że u początku jest Bóg, jałmużna może być aktem religijnym, a w Starym Testamencie znajdziemy słowa, które mówią o tym, że prowadzi ona do odpuszczenia grzechów: „Woda gasi płonący ogień, a jałmużna gładzi grzechy” (Syr 3, 30) oraz „Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem” (Tb 12, 8-9).
Także Chrystus zachęca do dawania jałmużny: „Gdy ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewica twoja, co prawica twoja czyni” (Łk 6, 55). Przypomina mi się postawa mojego zmarłego przed laty przyjaciela i współbrata księdza, wtedy już starszego człowieka, który tym, co posiadał, dzielił się z innymi. Pomagał na lewo i prawo, nie licząc i nie pytając się o sens. Sam żył skromnie, ograniczając się do tego, co naprawdę konieczne. Mówił mi: „Jedną ręką daję, a drugą przyjmuję”. Rzeczywiście był to stały obieg dobra. Ludzie bardzo go szanowali i kochali za taką postawę szczerej dobroci i otwartości. Zrozumiałem to później, kiedy ktoś opowiedział mi jego historię, jak wychowywał się na wsi, w dużej rodzinie, w skromnym domu, gdzie zamiast podłogi było klepisko. Hodując zwierzęta na wyżywienie, zawsze część zanoszono do pobliskiego klasztoru kapucynów, aby podzielić się nie tylko z ubogo żyjącymi zakonnikami, ale także z biednymi, którzy do dzisiaj ustawiają się w kolejce przed wejściem do klasztoru, żeby dostać coś do zjedzenia.
Święty papież Jan Paweł II mówił, że „jałmużna jest środkiem nadania konkretnego wyrazu miłości przez dzielenie się swoimi dobrami z tymi, którzy ponoszą skutki ubóstwa”. Myślę, że co do samej idei jałmużny nie ma dyskusji. Trudniej jednak ją praktykować. Polacy żyjący w Stanach Zjednoczonych dziwią się czasami, kiedy mówię, że tutaj wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, będąca wyrazem postu, obowiązuje tylko w piątki Wielkiego Postu i oczywiście w Popielec i Wielki Piątek. Przyzwyczajeni z Polski, gdzie post obowiązuje we wszystkie piątki, nie mogą zrozumieć, czemu tutaj jest inaczej. Warto wiedzieć, że jeśli chodzi o post i praktyki pokutne, Kościół, za pewnymi wyjątkami, zostawia dobrowolność lokalnym episkopatom, które ustanawiają to prawo na terenie danego kraju. Nie znaczy to jednak, że zajadając mięsko w piątki w ciągu roku, nie powinno się uczynić czegoś w zamian. Otóż wiąże się to z jałmużną, z dzieleniem się z biednymi, w bardzo konkretny sposób materialny. Mogą to być ofiary pieniężne, ale także żywność składana w miejscach, gdzie jest następnie dystrybuowana dla potrzebujących, odzież i buty składane na przykład w kontenerach przy kościołach czy innych miejscach, włączanie się w pomoc dla innych oraz na wiele innych sposobów. Takie działanie zastępuje post, który także nie powinien być wymianą kawałka mięsa na dużo droższe często ryby czy owoce morza. Post musi być odczuwalny, powinien kosztować. Bo jest on po to, by w konsekwencji dzielić się nie tym, co mi zbywa, ale co posiadam i co chcę oddać drugiemu.
Dlaczego zatem taka postawa bywa tak trudna? Bo na drodze staje często egoizm, a ten jest grzechem. Niestety w warunkach wygodnego życia o egoizm nietrudno. I jeszcze gorzej jest, kiedy się już nie czuje tego, że się staje egoistą. A w myśl powiedzenia: „w miarę jedzenia rośnie apetyt”, może dojść do tego, że posiadając wiele, uważa się, że to ciągle mało i potrzeba więcej. Dobrze jest zreflektować się, czy aby nie popadło się w ten grzech, a miernikiem tego jest to, czy w ogóle i ile daję dla innych? Czy mam w sobie potrzebę dzielenia się i czy daje mi ono radość, czy też jest mi smutno, że nie posiadam już czegoś, co było moje, bo to po prostu dałem drugiemu. Takiej postawy dobrze jest uczyć się od najwcześniejszych lat. Kiedy dziecko jest uczone dzielenia się przysłowiowym „cukierkiem” ze swoim rodzeństwem lub innymi, kiedy wie, że widząc starszą osobę, można jej pomóc na przykład w przyniesieniu zakupów, albo jadąc autobusem, ustąpić miejsca starszemu, to taka postawa zostaje na życie. Taki człowiek ma to we krwi. Uczenie się jałmużny jest czymś bezcennym, zwłaszcza gdy wiąże się ona z bezinteresownością.
Tegoroczny Wielki Post jest bardzo szczególnym czasem egzaminu z praktykowania jałmużny. W bardzo wielu miejscach świata organizowana jest pomoc dla Ukrainy. Z wielkim poświęceniem nie tylko w Polsce, która zdaje egzamin z dobroci na medal, ale także tutaj, w Stanach Zjednoczonych jest ta pomoc organizowana i przekazywana na różne sposoby. Dobro rodzi dobro, widać to gołym okiem. Nie zgodzę się z tymi, którzy z tym dyskutują, powołując się na historię czy inne racje. Jałmużna jest obowiązkiem zwłaszcza chrześcijan, jest bardzo ważnym aktem religijnym, praktyką i ćwiczeniem nie tylko wielkopostnym. Nie trzeba oczekiwać czegoś w zamian. Dawać, nie licząc, a wszystko kiedyś będzie odpłacone przez Tego, który jako źródło dobra, nie tylko nim obdarza, ale też za nie wynagradza. Jestem tego więcej niż pewny!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.