(Z Adrianną Chodakowską, redaktor naczelną londyńskiego
tygodnika "Cooltura" rozmawia Waldemar Piasecki)
Jak Londyn odebrał ten atak? Czy można się było go spodziewać? Czy był do uniknięcia?
W pierwszej chwili większość z nas podejrzewała, że to zwykła awaria metra, które jest w końcu najstarsze w świecie i ma prawo się psuć. Z minuty na minuty docierała do nas jednak groza sytuacji i coraz częściej powtarzała się nazwa "Liverpool Station". Gdy doszło do eksplozji w kolejnych stacjach metra, wszyscy już podejrzewali, że mamy do czynienia z serią zamachów i miasto popadło w totalny paraliż.
W dobie terroryzmu Londyn jako jedna z największych światowych metropolii jest bardzo wyczulony na tego typu zagrożenia. Trudno mówić o tym, że miasto spodziewało się ataków, ale na pewno było do tego przygotowane. Stolica Wielkiej Brytanii naszpikowana jest kamerami, które mają zwiększyć bezpieczeństwo mieszkańców, jednak na wet taka "inwigilacja" nie jest w stanie zawsze zapobiec nieszczęściom...
Czy atak na City, w okolicy biznesowofinansowej nasuwa skojarzenia z atakiem 11 września na nowojorskie World Trade Center?
Tak, jednak skala porównawcza jest nieco inna. Oczywiście nie można porównywać tych wydarzeń na zasadzie liczby ofiar, bo śmierć w zamachu zawsze jest rzeczą straszną i nie ma co licytować tych smutnych liczb. Na pewno lokalizacja i czas zamachów zostały idealnie pomyślane przez zamachowców to była pora, gdy pociągi metra pękały w szwach, gdy londyńczycy spieszyli się do swoich biur.
Czy przypadkowa jest zbieżność czasowa aktu terroru z wyborem Londynu na gospodarza Olimpiady 2012 oraz szczytem G8?
Najważniejsze brytyjskie media podkreślają, że dzień 7 lipca nie jest przypadkiem. Brytyjczycy nie zdążyli jeszcze ochłonąć od euforii, która ich ogarnęła po wyborze Londynu na miasto olimpijskie. Natomiast o szczycie G8 mówiło się głośno od soboty, czyli słynnego koncertu Live 8 w Hyde Parku. Oczy całego świata od kilku dni skierowane są na Londyn i terroryści to wykorzystali.
Jak ocenia pani sprawność akcji ratunkowej i działań sił porządkowych?
Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, mogę się jedynie powołać na relacje świadków i lokalnych mediów, które zgodnie podkreślają dobre przygotowanie zarówno policji, jak i pogotowia ratunkowego. W całym mieście policjanci starali się uspokajać mieszkańców i nie dopuszczać do paniki, choć większa część Londynu była sparaliżowana. Miejsca, w których doszło do wybuchów były zabezpieczane przez służby porządkowe w promieniu kilku mil. Tylko przy samej stacji Edgware Road do udzielenia pomocy gotowych było 3500 pracowników służby zdrowia.
W tak dramatycznych sytuacjach oczy zwracają się na przywódców. Czy premier Blair zdał egzamin lidera? Jak jest oceniany?
Na wyniki tego egzaminu przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę poczekać, ale to, jak zachował się do tej pory, oceniane jest bardzo pozytywnie. Tak powinien się zachować przywódca państwa zaatakowanego przez terrorystów. Blair przerwał szczyt G8 i postanowił wrócić na Downing Street. Kilka razy w oficjalnych oświadczeniach zapewnił, że znalezienie sprawców zamachu to dla Wielkiej Brytanii sprawa priorytetowa.
Jak odebrała zamach społeczność polska w Londynie?
Liczbę Polaków w brytyjskiej metropolii szacuje się na ok. 200 tysięcy. Są to jednak dane oficjalne, daleko odbiegające od prawdy, bo jest nas tutaj przynajmniej o 100 tysięcy więcej. Zamachy odebraliśmy chyba jak inne narodowości tu żyjące z przerażeniem studiujemy rosnącą liczbę ofiar i zastanawiamy się, ilu naszych ucierpiało.
W dniu 7 lipca nazwa waszego tygodnika obecna była we wszystkich polskich mediach z racji akcji podjętej na rzecz rodaków w Londynie. Byliście przez wiele godzin praktycznie jedynym kompetentnym źródłem informacji dla spanikowanych rodaków w kraju i na Wyspach Brytyjskich. Do dziś uczestniczycie w poszukiwaniu zaginionych Polaków, łączycie rodziny...
Nasza redakcja postanowiła utworzyć centrum informacyjne dla rodzin i bliskich Polaków, którzy tu przebywają. Niektórzy bowiem okazali się na tyle niefrasobliwi, że nawet nie pomyśleli o tym, aby zadzwonić do Polski i dać znak, że wszystko z nimi Ok.
Odbieraliśmy więc telefony od zrozpaczonychnych rodziców, którzy nie byli w stanie nawiązać kontaktu ze swoimi bliskimi, bo przecięcie linii telefonii komórkowej na to nie pozwalało. Nasza rola w dniu ataku polegała na uspokajaniu spanikowanych krewnych i wyjaśnieniu im, że dodzwonić się do kogokolwiek jest dzisiaj bardzo trudno. Na naszej stronie www.cooltura.co.uk uruchomiliśmy też specjalny serwis, na którym informujemy na gorąco o skutkach wybuchu. Na stronie można też znaleźć forum, które ma pomóc rodzinom z Polski w nawiązaniu kontaktu z rodakami w Londynie. Od początku zaczęliśmy publikować zdjęcia zaginionych i gromadzić wszelkie sygnały na ich temat. Mam jednak wrażenie, że media w Polsce nieco przerysowały całą sytuację i stworzyły wokół niej atmosferę wszechogarniającej grozy stąd też panika w kraju nad Wisłą.
Czy szybkie przyznanie się do zamachu grupy Dżihad, filii terrorystycznej AlQaidy może mieć wpływ na negatywne nastroje wobec mniejszości islamskiej?
AlQaida lubi się w ten sposób "promować", ale czy to rzeczywiście była ona pokaże śledztwo, jakie od początku prowadzone jest nadzwyczaj energicznie i traktowane prestiżowo, jako kwestia honoru brytyjskich służb porządku i bezpieczeństwa publicznego. Natomiast jeśli chodzi o nastroje wobec islamistów, to pozwolę sobie przytoczyć taką oto historyjkę z 7 lipca. W sklepie rozmawiał Anglik z Arabem. Anglik: "Wiesz, ja bardzo sobie ceniłem tego Hussajna." Na to zdziwiony Arab: "Taaak? Dlaczego?" Anglik: " Bo tępił muzułmanów. I za każdą ofiarę zamachu my wyrównamy rachunek. Za 1 ofiarę 1000 muzułmanów. "Należy podejrzewać, że podobne nastroje opanują teraz większość mieszkańców Wyspy...
Udało się już ustalić sprawców zamachów. Jak wiadomo są to obywatele brytyjscy pochodzenia pakistańskiego urodzeni i wychowani w Wielkiej
Brytanii. Czy tego spodziewała się opinia publiczna?
Nie. Podejrzewano raczej jakichś sfanatyzowanych i sfrustrowanychcudzoziemców przybyłych w zbrodniczych celach niedawno. Okazuje się coś zupełnie innego. Cała czwórka zamachowców wychowała się i mieszkała w Leeds na północy kraju. Najstarszy z nich, 30letni Mohammed Sidique Khan miał żonę i ośmomiesięczne dziecko, pracował z dziećmi specjalnej troski. 22letni Shehzad Tanweer był miłośnikiem i znawcątypowo angielskiej gry,brylował w szkolnej drużynie. 19letni Hassib Husain z kolei był typem buntownikapodrywacza lubiącego imponować dziewczynom. Wszyscy z dobrych, spokojnych rodzin. Nie zwarcali na siebie niczym szczególnej uwagi, poza może tym, że od pewnego czasu okazywali swoją muzułmańską religijność i często chodzili do meczetu. To, że mogą być w coś zamieszani nie przyszło nawet do głowy ich rodzinom. Prowadzili podwójne życie. 7 lipca pojechali do Londynu, tam się rozdzielili i dokonali samobójczych zamachów. Spokojni młodzi ludzie z sąsiedztwa okazali się zbrodniarzami. To jest dla Brytyjczyków szok. Każe im zastanawiać się nad stopniem adaptacji mniejszości muzułmańskiej i tym, na ile jest to zjawisko szczere, a na ile pozorne.
Czy Londyn po 7 lipca będzie tym samym miastem?
Myślę, że Londyn pozostanie nadal wspaniałym, pięknym i atrakcyjnym miastem, w którym pomimo tych wydarzeń życie będzie się toczyć jak zwykle. I mam nadzieję, że pomimo lekkiego dreszczu niepokoju, który będzie nam teraz towarzyszył przy wchodzeniu do metra czy autobusu, nie poddamy się psychozie. Bo o to właśnie chodziło zamachowcom.
Rozmawiał:
Waldemar Piasecki, Nowy Jork/ Londyn