Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 07:24
Reklama KD Market
Reklama

Wina Lenina

Kilkadziesiąt lat temu europejski dyktator, występując w obronie uciskanej rzekomo mniejszości żyjącej po drugiej stronie granicy z dużo mniejszym państwem, doprowadził do likwidacji swojego sąsiada. Stało się to za pełnym przyzwoleniem Zachodu. Führer Adolf Hitler zagroził Czechosłowacji agresją z trzech stron, bo zaledwie kilka miesięcy wcześniej bez jednego strzału udało mu się wchłonąć innego sąsiada – Austrię. Świat nawet nie mrugnął okiem, a zgniłe i haniebne kompromisy nie zapobiegły wybuchowi drugiej wojny światowej.

Analogie są tak oczywiste, że nie trudno nie krzyczeć, domagając się wyciągania wniosków z historii. Dyktatury rozumieją tylko jeden argument – argument siły. Brak znaczącej i dotkliwej odpowiedzi Zachodu na to, co robi dziś Rosja oznaczać będzie, że doświadczenie niesławnej konferencji w Monachium z 1938 roku niczego nas nie nauczyło. Na naszych oczach podważa się obowiązujący od 30 lat porządek bezpieczeństwa nie tylko w Europie, ale i całego świata. Jeśli pozwolimy na poddawanie w wątpliwość suwerenność 50-milionowego narodu i próbę rewizji granic przez jednego z polskich sąsiadów, pozostanie jedynie zapytać – kto będzie następny? I kiedy podobne żądania padną pod adresem rządu w Warszawie?Kilka dni temu w swoim orędziu do narodu, mającym uzasadnić agresję na sąsiada, Władimir Putin przedstawił Ukrainę jako sztuczny twór, będący wytworem… polityki bolszewickiej Rosji. Z jego karkołomnego wywodu historycznego wynikało, że Ukrainę wymyślił, a granice hojnie poszerzył Włodzimierz Iljicz Lenin. Tak jakby nie było ukraińskiego ruchu narodowego i próby wybicia się na niepodległość po I wojnie światowej. Putin nazwał Ukrainę „nieodłączną częścią” historii Rosji i jej przestrzeni kulturowej. Prezydent Rosji wręcz podważył istnienie Ukraińców jako samodzielnego narodu. Wizja Ukrainy jako państwa upadłego, skorumpowanego i praktycznie będącego marionetkowym protektoratem Zachodu to kolejny element rosyjskiej propagandy.

Lansowanie przez Putina tezy, że rozpad Związku Sowieckiego był „grabieżą Rosji” nie pojawiło się wczoraj. Neoimperialne akcenty widzimy w polityce Kremla od lat. Tzw. doktryna Gierasimowa, która w rzeczywistości nie jest doktryną wojskową, ale z pewnością służy jako pewien punkt odniesienia dla zrozumienia działań reżimu Putina, zakłada odtwarzanie rosyjskiej strefy wpływów w granicach carskiego czy sowieckiego imperium. Towarzyszy temu powtarzana na wewnętrzny użytek narracja o otaczaniu Rosji przez NATO i inne wrogie państwa, i konieczności obrony. Efekty tej polityki widzieliśmy przez ostatnie 30 lat w Czeczenii, Naddniestrzu, Gruzji czy na Krymie. Widzimy też systematyczne podporządkowywanie Białorusi woli potężnego sąsiada. A to także osłabia bezpieczeństwo całej wschodniej flanki NATO.

Warto krytycznie wsłuchać się w narracje, jakie będą się pojawiać w najbliższych tygodniach i miesiącach, i wychwytywać w nich fałszywe antyukraińskie wątki podrzucane przez rosyjską machinę propagandową. Przestrzeń medialna nie może być pusta. Machina dezinformacyjna Putina nie przestanie pracować pełną parą niezależnie od tego, ile czołgów zostanie wysłanych w kierunku Kijowa i innych ukraińskich miast. Już teraz Rosjanie próbują podrzucać sąsiadom zatrute jabłka rewizjonizmu. Polaków będzie się namawiać do wykorzystania obecnej okazji do rewanżu za Wołyń, Węgrów do szukania „sprawiedliwości” dla mniejszości madziarskiej, Rumunów – do wzięcia udziału w rozbiorze Ukrainy. Będziemy się dowiadywać, że wojska rosyjskie w Donbasie są niczym innym jak „misją pokojową” i to na obszarze, nad którym Ukraińcy i tak nie mieli wcześniej kontroli. Więc w sumie, po co się przejmować? Dalszej eskalacji konfliktu towarzyszyć będą kolejne propagandowe fajerwerki mające uzasadnić fakt agresji potężnego supermocarstwa na mniejszego sąsiada rzekomo w obronie własnego bezpieczeństwa narodowego.

Trzeba więc powtarzać do znudzenia: dzisiejsza Ukraina nie znajduje się „pod zarządem zewnętrznym”. Jest suwerennym państwem, które funkcjonuje mimo wieloletnich prób destabilizacji i osłabiania ze strony potężnego sąsiada. Ma prawo podejmować decyzje dotyczące własnej przyszłości. Wielokrotnie odwiedzałem Ukrainę w ostatnich latach i wiem, że jest to kraj dumnych ludzi, dla których możliwość mieszkania u siebie od 30 lat jest wartością niezbywalną. Jeśli chcemy powstrzymać dalszą ekspansję Rosji, Zachód powinien zrobić wszystko, aby Putina zabolało. I to bardzo mocno. Bo jeśli w obecnej sytuacji jest coś związanego z „winą Lenina”, to fakt, że przywódca bolszewickiej rewolucji miał swój walny udział w stworzeniu jednego z najbardziej zbrodniczych systemów w historii ludzkości. Dzieckiem tego sowieckiego reżimu jest także obecny prezydent Rosji, który przez wiele lat był funkcjonariuszem KGB. I najwyraźniej nie zrezygnował z prób odtwarzania imperium, tym razem co prawda nie pod sztandarami proletariackiej rewolucji, ale wielkomocarstwowej Rosji.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama